— Po co nam ten dom? Stare domy wymagają mnóstwa pracy, zresztą pomyśl, ile możemy za niego dostać. Jestem pewna, że rodzicom podobałoby się, że któraś z nas podeszła do sprawy praktycznie. Kiedy mielibyśmy korzystać z tego domu? Jeśli już, to wolelibyśmy z Lucasem kupić letni domek na Archipelagu Sztokholmskim, żeby mieć bliżej. A tobie po co? Co tam będziesz robić sama?
Lucas uśmiechnął się złośliwie i opiekuńczym gestem pogłaskał Annę po plecach. Anna nie odważyła się spojrzeć Erice w oczy.
Erika zwróciła uwagę na zmęczenie malujące się na jej twarzy. Anna bardzo zeszczuplała, garsonka wisiała na niej, marszcząc się na biuście i wokół talii. Miała podkrążone oczy. Erice wydawało się, że pod warstwą pudru na prawej kości policzkowej dostrzega coś sinego. W środku aż się zagotowała z gniewu i poczucia bezsilności. Wbiła wzrok w Lucasa, a on odpowiedział spokojnym spojrzeniem. Przyszedł prosto z pracy, w uniformie w postaci modnego garnituru w kolorze marengo, olśniewająco białej koszuli i błyszczącego ciemnoszarego krawata. Powierzchowność eleganckiego światowca. Erika pomyślała, że Lucas na pewno podoba się kobietom, chociaż ona dostrzegała w jego twarzy rys okrucieństwa. Była to twarz kanciasta, z ostro zaznaczoną szczęką i kośćmi policzkowymi. Dodatkowo tę kanciastość podkreślała fryzura, gładko zaczesane do góry włosy. Nie wyglądał na typowego rudawego Anglika, raczej na przeciętnego jasnowłosego Skandynawa o zimnych błękitnych oczach. Usta miał pełne, zarysowane jak u kobiety, co nadawało mu wyraz pewnej próżności i rozwiązłości. Erika zobaczyła, że Lucas zerka na jej dekolt, i instynktownie poprawiła żakiet. Zauważył to. Zirytowała się, bo nie chciała, by pomyślał, że może na nią działać w jakikolwiek sposób.
Po spotkaniu Erika odwróciła się na pięcie i wyszła, nie wdając się w żadne pożegnalne uprzejmości. Wszystko zostało powiedziane. Skontaktuje się z nią ktoś, kto wyceni dom, który następnie zostanie wystawiony na sprzedaż tak szybko, jak to będzie możliwe. Prośby nic nie pomogły. Przegrała.
Swoje mieszkanie w dzielnicy Vasastan Erika jakiś czas temu wynajęła sympatycznej parze doktorantów, więc nie mogła tam pojechać. Nie chciało jej się jeszcze ruszać w pięciogodzinną podróż powrotną do Fjällbacki, więc zostawiła samochód w piętrowym garażu przy Stureplan, aby przejść się do parku Humlegården. Chciała zebrać myśli, a piękny park, prawdziwa oaza w samym centrum Sztokholmu, zapewniał idealne warunki.
Dopiero co spadł śnieg. Bielił się jeszcze na trawnikach. W Sztokholmie wystarczy dzień, dwa, by śnieg zamienił się w brudnoszarą breję. Erika usiadła na ławce, ale najpierw położyła na niej rękawiczki, dla ochrony przed zimnem. Nie wolno ryzykować zapalenia pęcherza. To ostatnia rzecz, której potrzebuje.
Zagłębiła się w rozmyślaniach, przyglądając się ludziom śpieszącym parkową alejką. Była jeszcze pora lunchu. Erika zdążyła już zapomnieć, jak stresujące może być życie w Sztokholmie. Wszyscy wiecznie zabiegani, jakby bezskutecznie coś ścigali. Nagle zatęskniła za Fjällbacką. Do tej pory nie zdawała sobie sprawy, jak dobrze jej tam było w ostatnich tygodniach. Wprawdzie miała na głowie wiele spraw, ale jednocześnie odnalazła spokój, jakiego nigdy nie zaznała w Sztokholmie. W Sztokholmie osoba samotna żyje w izolacji. We Fjällbace człowiek nigdy nie jest sam, co ma i dobre, i złe strony. Ludzie troszczą się o siebie, sąsiad pilnuje sąsiada i bliźniego swego. Bywa, że aż do przesady. Erice nie podobały się zwłaszcza plotki, ale obserwując ruch w śródmieściu Sztokholmu, pomyślała, że nie chce do tego wracać.
Wróciła myślami do Alex. Dlaczego w każdy weekend sama jeździła do Fjällbacki? Z kim się spotykała? I wreszcie pytanie za dziesięć tysięcy: kto był ojcem dziecka, którego się spodziewała?
Nagle przypomniała sobie o papierze, który wsunęła do kieszeni, gdy stała w ciemnościach szafy. Jak mogła o nim zapomnieć? Sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła pognieciony arkusz. Zesztywniałymi z zimna palcami rozwinęła go i wygładziła.
Była to odbitka artykułu z „Bohusläningen”. Nie było daty, ale sądząc po kroju czcionki i biało-czarnym zdjęciu, ukazał się dawno temu, w latach siedemdziesiątych. Erika rozpoznała mężczyznę ze zdjęcia, znała też opisaną w artykule historię. Dlaczego Alex schowała go na dnie szuflady?
Erika wstała i wsunęła papier do kieszeni. Nie mogła znaleźć odpowiedzi. Pora jechać do domu.
Pogrzeb był piękny, pełen dostojeństwa. Na nabożeństwo żałobne nie przyszło zbyt dużo ludzi. Większość nie znała Alexandry, a ci, co się zjawili, przyszli głównie z ciekawości. Z przodu siedzieli krewni i przyjaciele zmarłej. Oprócz rodziców i Henrika Erika rozpoznała jeszcze Francine, obok której siedział wysoki jasnowłosy mężczyzna. Domyśliła się, że to jej mąż. Przyjaciele też nie przybyli zbyt licznie. Zmieścili się w dwóch rzędach ławek, co potwierdzało wyobrażenie o Alex, jakie wyrobiła sobie Erika. Zapewne miała mnóstwo znajomych, ale przyjaciół niewielu. Tu i ówdzie siedziało kilku ciekawskich.
Erika usiadła na chórze. Birgit zauważyła ją przed kościołem i zaprosiła, aby usiadła razem z nimi, ale Erika bardzo uprzejmie odmówiła. Uznała, że byłoby to nadużyciem, gdyby usiadła wśród krewnych i przyjaciół, bo Alex stała się jej obca.
Kręciła się w niewygodnej ławce. Przez całe dzieciństwo razem z Anną musiały co niedziela chodzić do kościoła. Długie kazania i psalmy o trudnych melodiach, nie do powtórzenia, były dla dzieci potwornie nudne i dla zabicia czasu Erika wymyślała różne historyjki i bajki, przeważnie o smokach i księżniczkach. Nie przelała ich nigdy na papier. Z czasem, po gwałtownych protestach w okresie dojrzewania, zaczęła bywać w kościele coraz rzadziej, a jeśli już przyszła, wymyślała opowiadania bardziej romantyczne. Zakrawało na ironię, że dzięki wymuszonym wizytom w kościele wybrała taki, a nie inny zawód.
Nie odnalazła w sobie wiary i kościół był dla niej tylko pięknym, przesiąkniętym tradycją budynkiem. Nie obudziły w niej potrzeby wiary kazania wysłuchane w dzieciństwie, mówiące nazbyt często o piekle i grzechu. Brak w nich było radosnej wiary w Boga, o której słyszała, ale z którą nigdy się nie zetknęła. Od tamtej pory wiele się zmieniło. Przed ołtarzem stoi kobieta w ornacie. Nie mówi o wiecznym potępieniu, lecz o blasku płynącym z góry, o nadziei i miłości. Erika żałowała, że właśnie takiego obrazu Boga nie pokazano jej w dzieciństwie.
Ze swego miejsca na chórze Erika zobaczyła młodą kobietę siedzącą w pierwszej ławce koło Birgit. Birgit trzymała ją kurczowo za rękę, czasem kładła jej głowę na ramieniu. Erika domyśliła się, że to Julia, młodsza siostra Alex. Siedziała za daleko, by widzieć jej rysy, ale zauważyła, że Julia wzdraga się pod dotykiem ze strony Birgit. Za każdym razem, gdy chwytała ją za rękę, Julia ją cofała, a matka albo udawała, że tego nie widzi, albo rzeczywiście z powodu emocji nie dostrzegała.
Promienie słońca sączyły się przez wysokie witrażowe okna. Erika poczuła ból w krzyżu od siedzenia na twardej, niewygodnej ławce. Uroczystość na szczęście dobiegła końca. Przez chwilę patrzyła z góry na powoli wychodzących z kościoła ludzi.
Słońce świeciło jasno na bezchmurnym niebie. Było to niemal nie do zniesienia. Niewielki orszak ludzi schodził z pagórka, kierując się na cmentarz, do grobu, w którym miała spocząć Alex.
Aż do pogrzebu własnych rodziców Erika nigdy nie zastanawiała się, jak można wykopać grób zimą, gdy ziemia jest zamarznięta. Teraz już wiedziała, że należało ziemię podgrzać — tyle, żeby dało się wykopać grób na jedną lub więcej trumien.