— Czy ona wie, kim jest ten mężczyzna?
— Nie. Alex zatrzymała to dla siebie.
— I co, mąż zgadzał się, żeby Alex co tydzień jeździła bez niego do Fjällbacki? Wiedział, że się z kimś spotyka?
Patrik wypił następny łyk wina. Zrobiło mu się gorąco, ale nie umiałby powiedzieć, czy to skutek wina, czy obecności Eriki.
— Zdaje się, że to było bardzo szczególne małżeństwo. Spotkałam się z Henrikiem w Göteborgu i odniosłam wrażenie, że ich życie biegło równoległymi torami, które nieczęsto się przecinały. Zresztą trudno mi oceniać, co wiedział, a czego nie wiedział. To człowiek o kamiennej twarzy. Cokolwiek wie albo czuje, zachowuje dla siebie.
— Tacy ludzie bywają jak hermetycznie zamykane garnki. Zbiera się w nich para, zbiera, aż pewnego dnia następuje wybuch. Jak myślisz, mogło tak być? Lekceważony małżonek miał dość i zabił niewierną żonę? — gdybał Patrik.
— Nie wiem, naprawdę nie mam pojęcia. Wiesz co, Patrik, napijmy się wina, może nawet więcej, niżby wypadało, i pogadajmy o wszystkim i o niczym, byle nie o morderstwach i nagłej, niespodziewanej śmierci.
Patrik z przyjemnością się zgodził i podniósł kieliszek.
Przenieśli się na kanapę i resztę wieczoru spędzili na rozmowie. Erika opowiedziała o swoim życiu, zmartwieniu związanym z domem i żałobie po śmierci rodziców. On opowiedział jej, że czuł gniew po rozwodzie, który odebrał jako porażkę, o tym, jaki był zdołowany, że ma zaczynać wszystko od nowa akurat wtedy, gdy już był gotów wziąć na siebie odpowiedzialność za rodzinę i dzieci. Gdy uwierzył, że zestarzeją się we dwoje.
Przyjemnie było też milczeć z Eriką. Kilka razy musiał się powstrzymywać, by jej nie pocałować. Nie zrobił tego. Właściwy moment minął.
3
Patrzył, jak ją wynoszą. Chciało mu się krzyczeć, rzucić się na przykryte ciało. Zatrzymać na zawsze.
Teraz nie ma jej naprawdę. Obcy ludzie będą grzebać w jej ciele. Nikt nie dostrzeże jej piękna.
Dla nich to tylko ciało. Numer, bez życia, bez ognia.
Lewą ręką potarł prawą. Jeszcze wczoraj głaskał jej ramię. Tulił jej dłoń do swego policzka, czuł chłód jej skóry.
Dziś nie czuje nic. Jej nie ma.
Migotały niebieskie światła kogutów radiowozów i karetek. Ludzie szybko wchodzili i wychodzili. Po co się śpieszyć? Przecież i tak jest za późno.
Nikt go nie widział. Nie zauważył. Dla innych zawsze był niezauważalny.
Nie szkodzi. Ona go zauważała. Zawsze. Spoglądała swoimi niebieskimi oczami, a on czuł się dostrzeżony.
Nic nie zostało. Walka skończona. Stał pośród zgliszcz i patrzył, jak wynoszą jego życie, przykryte żółtym szpitalnym kocem. Na końcu drogi nie będzie wyboru. Zawsze był tego świadom, teraz ta chwila nadeszła. Tęsknił za nią. Otworzył dla niej ramiona.
Jej już nie było.
Nelly była wyraźnie zdziwiona telefonem Eriki. Przez chwilę Erika pomyślała nawet, że może zrobiła z igły widły. Nie da się jednak zaprzeczyć, że pojawienie się Nelly na spotkaniu po pogrzebie Alex było dziwne. Podobnie jak to, że rozmawiała prawie wyłącznie z Julią. Wprawdzie do czasu wyprowadzki Carlgrenów do Göteborga Karl-Erik pracował u Fabiana Lorentza jako szef administracji, ale o ile wiedziała, nie utrzymywali prywatnych stosunków. Pod względem towarzyskim Carlgrenowie nie dorastali do Lorentzów.
Erika została wprowadzona do pięknego salonu z cudownym widokiem na port i otwierający się za wyspami horyzont. W taki dzień jak ten, gdy słońce odbija się na zaśnieżonym lodzie, zimowy pejzaż w niczym nie ustępował letniemu.
Usiadły na eleganckich sofach. Na srebrnej tacy podano maleńkie tartinki — nadzwyczaj smaczne. Erika pilnowała się, żeby nie jeść za dużo i nie wyjść na osobę pozbawioną manier. Nelly zjadła tylko jedną jedyną tartinkę. Prawdopodobnie w obawie przed najmniejszą fałdką tłuszczu na kościstej figurze.
Nelly była uprzejma, ale rozmowa się nie kleiła. W przerwach między zdaniami rozlegało się tylko równomierne tykanie zegara i siorbanie gorącej herbaty. Mówiły o obojętnych sprawach, jak ucieczka młodych z Fjällbacki, bezrobocie i przykre zjawisko wykupywania na coraz większą skalę starych domostw przez turystów, którzy je przebudowują na domy letniskowe. Nelly opowiadała o dawnych czasach, gdy przyjechała do Fjällbacki jako młoda mężatka. Erika słuchała uważnie, od czasu do czasu zadając pytanie.
Krążyły wokół tematu, który wcześniej czy później musiał wypłynąć.
Wreszcie Erika zebrała się na odwagę.
— Okoliczności naszego poprzedniego spotkania były niestety przykre.
— Rzeczywiście, co za tragedia. Taka młoda kobieta.
— Nie wiedziałam, że zna się pani tak dobrze z rodziną Carlgrenów.
— Karl-Erik pracował u nas wiele lat, tak więc spotykaliśmy się z jego rodziną przy wielu okazjach. Dlatego uznałam za właściwe przyjść na stypę.
Nelly spuściła wzrok. Nerwowo przebierała złożonymi na kolanach rękami.
— Odniosłam wrażenie, że zna pani Julię. Gdy Carlgrenowie tu mieszkali, nie było jej chyba jeszcze na świecie?
Tylko nieznaczne usztywnienie sylwetki wskazywało na to, że pytanie jest dla Nelly niewygodne. Niedbale machnęła upierścienioną ręką.
— Rzeczywiście, znam Julię dopiero od niedawna, uważam, że to zachwycająca dziewczyna. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny, nie może się równać z Alexandrą. Jest za to zdecydowana i odważna, a przez to znacznie ciekawsza od tamtej głupiej gęsi.
Nelly zakryła usta ręką. Nie dość, że się zapomniała, mówiąc źle o zmarłej, to jeszcze zdradziła się z nienawiścią do niej. Nie było co do tego najmniejszej wątpliwości. Skąd u Nelly Lorentz taka nienawiść do Alexandry, którą znała tylko jako dziecko?
Zanim Nelly spróbowała zatuszować gafę, zadzwonił telefon. Z wyraźną ulgą przeprosiła Erikę i poszła odebrać.
Erika wykorzystała okazję, by rozejrzeć się po pokoju. Był piękny, ale bezosobowy. Widać było rękę architekta: wszystko zostało dopasowane i dopieszczone aż do najmniejszego szczegółu. Porównanie z prostotą jej rodzinnego domu, w którym o miejscu każdego przedmiotu decydowała jego funkcja, a nie wygląd, narzucało się samo. Erika uważała, że rzeczy naznaczone używaniem są znacznie piękniejsze od wystawionych na pokaz. Jedynym osobistym akcentem był rząd rodzinnych fotografii na kominku. Nachyliła się, by je dokładnie obejrzeć. Stały chronologicznie, od lewej do prawej. Pierwsze było czarno-białe zdjęcie eleganckiej pary nowożeńców. Nelly wyglądała rzeczywiście przepięknie w białej, wąskiej, wręcz obcisłej sukni. Fabian miał na sobie frak, w którym wyraźnie czuł się źle.
Na kolejnym zdjęciu rodzina była już powiększona: Nelly trzymała w objęciach niemowlę. Obok wyprężony Fabian, z poważną miną. Potem szereg zdjęć portretowych dziecka, coraz starszego, czasem samego, a czasem z Nelly. Na ostatnim wyglądał na dwadzieścia pięć lat. Nils Lorentz. Zaginiony syn. Gdyby sądzić tylko po fotografiach, rodzina składała się jedynie z Nilsa i Nelly. Może Fabian nie lubił pozować do zdjęć i wolał stać po drugiej stronie aparatu. Zastanawiający był brak choćby jednego zdjęcia Jana, adoptowanego syna.
Erika zwróciła uwagę na biurko stojące w rogu pokoju. Ciemne, z czereśniowego drewna, z piękną intarsją, po której Erika przesunęła palcem. Nic na nim nie było. Widocznie pełniło tylko funkcję ozdobną. Erikę kusiło, żeby zajrzeć do szuflad, ale nie potrafiła przewidzieć, kiedy wróci Nelly. Wprawdzie rozmowa telefoniczna się przeciągała, ale przecież mogła wrócić w każdej chwili. Erikę zainteresował kosz, w którym leżało kilka zmiętych kawałków papieru. Nachyliwszy się, wyjęła pierwszy z brzegu. Czytała z rosnącym zainteresowaniem. Coraz bardziej zdziwiona, odłożyła go z powrotem do kosza. Nic nie jest tak, jak by się mogło zdawać.