Usłyszała za plecami chrząknięcie. W drzwiach stał Jan Lorentz. Patrzył na nią pytająco. Erika była ciekawa, od jak dawna tam stoi.
— Erika Falck, prawda?
— Zgadza się. Jan, syn pani Nelly, prawda?
— Też się zgadza. Miło mi panią poznać. Jest pani ulubionym tematem tutejszych rozmów.
Uśmiechnął się szeroko: podszedł z wyciągniętą ręką. Niechętnie podała mu swoją. Miał w sobie coś takiego, że się zjeżyła. Trochę za długo przytrzymał jej rękę. Musiała się powstrzymać, by jej nie wyrwać.
W odprasowanym garniturze i z teczką w ręku wyglądał, jakby przyszedł prosto ze spotkania w interesach. Erika wiedziała, że teraz Jan kieruje firmą i że robi to dobrze. Włosy miał zaczesane do góry, przylizane. Chyba użył za dużo żelu. Usta jak na mężczyznę zbyt pełne i mięsiste, ale oczy piękne, ocienione długimi ciemnymi rzęsami. Gdyby nie kwadratowy podbródek z głębokim rowkiem pośrodku, byłaby to uroda bardzo kobieca. Jednak kombinacja kanciastości i krągłości nadawała mu szczególny wygląd. Trudno powiedzieć, czy był atrakcyjny, czy wprost przeciwnie. Na Erice zrobił odpychające wrażenie. Poczuła wręcz ucisk w żołądku.
— W końcu matce udało się panią ściągnąć. Odkąd wydała pani pierwszą książkę, figurowała pani na jej liście ludzi do zaproszenia.
— Mam rozumieć, że to wydarzenie stulecia? Pańska matka zapraszała mnie parę razy, ale jakoś się nie składało. Dopiero dziś.
— Właśnie, słyszałem o pani rodzicach. Straszna tragedia. Proszę przyjąć wyrazy współczucia.
Uśmiechał się, ale w jego wzroku nie było współczucia.
Wróciła Nelly. Jan pochylił się, by pocałować matkę w policzek. Nelly przyjęła to z obojętną miną.
— Jak to miło, mamo, że Erika w końcu przyszła. Tak na to czekałaś.
— Rzeczywiście, bardzo mi miło.
Usiadła na sofie. Na jej twarzy pojawił się grymas bólu. Złapała się za prawe ramię.
— Mamo, co się dzieje? Boli cię? Przynieść pigułki?
Jan nachylił się nad nią i położył jej ręce na ramionach, ale Nelly strząsnęła je szorstko.
— Nic, nic, to tylko starcze dolegliwości, nie ma o czym mówić. A ty nie powinieneś przypadkiem być w fabryce?
— Przyjechałem tylko po papiery. Już was zostawiam. Ale, mamo, nie przemęczaj się, pamiętaj, co mówił lekarz…
Nelly prychnęła w odpowiedzi. Jan sprawiał wrażenie szczerze przejętego, ale Erika mogłaby przysiąc, że dostrzegła na jego twarzy lekki uśmieszek, gdy wychodząc z pokoju, na sekundę zwrócił głowę w ich kierunku.
— Pamiętaj, nie warto się starzeć. Z każdym rokiem coraz bardziej doceniam zwyczaj wikingów, którzy starców strącali ze skały. Pozostaje jeszcze nadzieja, że na starość człowiekowi pomiesza się w głowie i uwierzy, że ma znów dwadzieścia lat. Byłoby miło ponownie to przeżywać.
Uśmiechnęła się gorzko.
To nie był najprzyjemniejszy temat. Erika mruknęła coś w odpowiedzi.
— Ale na pewno znajduje pani jakąś pociechę w tym, że syn kieruje firmą. Jak rozumiem, Jan z żoną mieszkają tu razem z panią.
— Pociechę. No, może.
Nelly rzuciła przelotne spojrzenie na zdjęcia stojące na kominku. Nic nie dodała, a Erika nie miała odwagi pytać.
— Dość o mnie. Piszesz coś nowego? Muszę powiedzieć, że byłam zachwycona twoją poprzednią książką o Karin Boye. Postaci są takie żywe. Dlaczego piszesz tylko o kobietach?
— To przypadek. Pracę dyplomową na uniwersytecie pisałam o wybitnych pisarkach szwedzkich i tak mnie wciągnął ten temat, że postanowiłam dowiedzieć się o nich czegoś więcej. Zaczęłam, jak pani może wiadomo, od Anny Marii Lenngren, bo o niej wiedziałam najmniej, a potem już samo poszło. Teraz piszę o Selmie Lagerlöf i mam nadzieję naświetlić parę ciekawych wątków.
— A nie myślałaś nigdy, żeby napisać coś, jak by to powiedzieć, niebiograficznego? Masz takie świetne pióro, mogłoby być ciekawie, gdybyś napisała powieść.
— Rzeczywiście, myślałam o tym — powiedziała Erika, przybierając niewinną minę. — Ale w tej chwili jestem zajęta książką o Selmie Lagerlöf. A potem zobaczymy.
Spojrzała na zegarek.
— Skoro o pracy mowa, chyba już się pożegnam. W moim zawodzie nie ma wprawdzie wyznaczonych godzin, ale mimo wszystko trzeba przestrzegać dyscypliny. Muszę jechać do domu i odrobić dzienne pensum. Dziękuję za herbatę i pyszne tartinki.
— Nie ma za co. Było mi bardzo miło.
Nelly podniosła się z gracją. Nie było po niej widać starczych dolegliwości.
— Odprowadzę cię. Kiedyś zrobiłaby to nasza gospodyni, Vera, ale czasy się zmieniają. Gospodynie wyszły z mody, zresztą mało kogo na nie stać. Ja bym ją chętnie zatrzymała, stać nas na to, ale Jan się nie zgadza. Mówi, że nie chce w domu nikogo obcego. Z drugiej strony zgadza się, żeby przychodziła sprzątać raz w tygodniu. Niełatwo za wami, młodymi, nadążyć.
Nelly uznała widać, że ich znajomość osiągnęła nowy etap, bo zignorowała wyciągniętą rękę Eriki i przylgnęła policzkiem do jej twarzy. Tym razem Erika wiedziała, od której strony zacząć. Poczuła się światowo, prawie jak bywalczyni salonów.
Erika śpieszyła się do domu. Nie podała Nelly prawdziwej przyczyny, dla której musiała iść. Spojrzała na zegarek. Za dwadzieścia druga. O drugiej zjawi się agent nieruchomości, żeby obejrzeć dom przed sprzedażą. Erika zgrzytnęła zębami na samą myśl, że ktoś przyjdzie oglądać dom, a co gorsza, szperać po kątach. Ale nie ma wyjścia, sprawa musi biec swoim torem.
Samochód zostawiła pod domem. Musiała przyśpieszyć kroku, by zdążyć na czas. A zresztą niech sobie poczeka, pomyślała i zwolniła kroku. Do czego tak się śpieszy?
Pomyślała o czymś znacznie przyjemniejszym. Sobotnia kolacja u Patrika przeszła wszelkie jej oczekiwania. Dotąd traktowała Patrika jak miłego, trochę denerwującego młodszego braciszka, a przecież byli rówieśnikami. Chyba spodziewała się, że Patrik jest tym samym denerwującym chłopakiem co kiedyś. Tymczasem spotkała dojrzałego, ciepłego i dowcipnego faceta. W dodatku — co musiała przyznać — niczego sobie. Wypadałoby go zaprosić na kolację.
Ostatnie wzniesienie przed kempingiem w Sälvik było niezłą pułapką; na początku wydawało się łagodne, ale podejście było długie i męczące. Kiedy w końcu skręciła w prawo, do domu, była solidnie zasapana. Doszła do szczytu pagórka i stanęła jak wryta. Przed domem parkował duży mercedes. Dobrze znała właściciela. Nie przypuszczała, że ten dzień będzie tak wyczerpujący. A jednak.
— Cześć, Erika.
Lucas stał z założonymi rękami, opierając się o drzwi.
— Co tu robisz?
— To tak witasz szwagra?
Mówił po szwedzku z lekkim akcentem, ale poprawnie.
Żartobliwie rozpostarł ramiona, jak do uścisku. Erika zignorowała to. Było widać, że właśnie tego się spodziewał. Nigdy nie lekceważyła Lucasa. W jego obecności zawsze zachowywała czujność. Najchętniej podeszłaby do niego i walnęła w tę uśmiechniętą gębę, ale byłby to dopiero początek, a w finale nie chciała już uczestniczyć.
— Odpowiedz na moje pytanie, co tu robisz?
— Jeśli się nie mylę, to… powiedzmy… dokładnie jedna czwarta jest moja.