Machnął ręką, wskazując na dom, ale równie dobrze mógłby wskazać na cały świat. Był bardzo pewny siebie.
— Połowa należy do mnie, połowa do Anny. Tobie nic do tego domu.
— Nie jesteś zbyt dobrze obeznana z kodeksem rodzinnym, bo nie trafiłaś dotąd na głupiego, który by chciał związać z tobą swój los. Widzisz, z tego kodeksu wynika, że małżonkowie sprawiedliwie dzielą wszystko. Również domy nad morzem.
Erika świetnie wiedziała, że tak jest. Przeklęła w duchu rodziców, którzy nie byli dość przewidujący, by zapisać córkom dom jako ich majątek osobisty. Dobrze wiedzieli, jakim człowiekiem jest Lucas, ale pewnie nie sądzili, że mają przed sobą tak niewiele życia. Nikt nie lubi, gdy mu się przypomina o śmierci, i rodzice — jak wielu ludzi — odkładali decyzję na później.
Erika postanowiła nie odpowiadać na obraźliwy komentarz dotyczący jej stanu cywilnego. Wolałaby do końca życia być starą panną, niż wyjść za kogoś takiego jak Lucas.
— Chciałem tu być, jak przyjdzie agent. Nie zaszkodzi sprawdzić, czym się dysponuje. Chcemy, aby wszystko odbyło się, jak należy, prawda?
Uśmiechnął się tym swoim szatańskim uśmiechem. Erika otworzyła drzwi i weszła pierwsza. Agent się spóźniał. Miała cichą nadzieję, że zjawi się lada chwila. Myśl o przebywaniu sam na sam z Lucasem nie sprawiała jej przyjemności.
Lucas wszedł za nią. Powiesiła kurtkę i zaczęła robić porządek w kuchni. Słyszała, jak Lucas chodzi po domu i szpera. Był tu ze trzy, najwyżej cztery razy. Nie trafiała do niego szlachetna prostota wnętrza, nie ciekawiła najbliższa rodzina Anny. Ojciec nie znosił zięcia i to uczucie było odwzajemnione. Anna przyjeżdżała do rodziców sama z dziećmi.
Erice nie podobało się, że Lucas chodzi po domu, bierze do ręki różne rzeczy, dotyka mebli i bibelotów. Najchętniej wytarłaby ścierką wszystko, czego dotknął. Z ulgą dostrzegła zajeżdżające przed dom duże volvo z siwowłosym mężczyzną za kierownicą. Pośpieszyła, by mu otworzyć drzwi, a potem zamknęła się w swoim pokoju. Nie chciała patrzeć, jak chodzi po jej rodzinnym domu, szacując jego wartość. A konkretnie cenę za metr kwadratowy.
Komputer był już włączony. Na ekranie widniał tekst, nad którym miała popracować. Rano dla odmiany wstała wcześnie, dzięki czemu udało jej się zrobić całkiem sporo. Napisała aż cztery strony konspektu książki o Alex. Przeczytała je ponownie. Nie zdecydowała jeszcze o ostatecznym kształcie książki. Na początku, gdy wciąż wierzyła w samobójstwo Alex, zamierzała odpowiedzieć w niej na pytanie „dlaczego”, czyli rzecz miała mieć charakter dokumentalny. Stopniowo jednak materiał zaczynał coraz bardziej przypominać powieść kryminalną, gatunek, którego nie lubiła. Interesowali ją ludzie, ich wzajemne relacje i motyw ich działań, a większość kryminałów skupiała się według niej na szczegółowych opisach zbrodni tak krwawych, że czytelnikowi przechodziły ciarki po plecach. Taki schemat jej nie odpowiadał. Chciałaby napisać prawdziwą opowieść o tym, jak to się dzieje, że ktoś popełnia ten najcięższy ze wszystkich grzechów, pozbawiając drugiego człowieka życia. Na razie w porządku chronologicznym zapisała wszystko, co zasłyszała, oraz własne spostrzeżenia i wnioski. Trzeba zrobić selekcję, wyrzucić rzeczy nieważne, by dotrzeć jak najbliżej prawdy. Na razie wolała nie myśleć, jak zareaguje rodzina Alex.
Żałowała, że nie opowiedziała Patrikowi o wizycie w domu Alex. Powinna mu opowiedzieć o tajemniczym gościu i o obrazie znalezionym w szafie oraz o swoim przeświadczeniu, że z pokoju coś zniknęło. Nie mogła się zdobyć na to, żeby do niego zadzwonić i powiedzieć, że coś pominęła, ale obiecała sobie, że powie przy najbliższej okazji.
Słyszała, jak Lucas chodzi po domu z agentem, który pewnie ją uważa za dziwaczkę. Ledwo się przywitała, potem poszła sobie i zamknęła się w pokoju. To przecież nie jego wina, że znalazła się w takiej sytuacji. Erika postanowiła zacisnąć zęby i mimo wszystko pokazać, że jest osobą dobrze wychowaną.
Weszła do salonu, gdzie Lucas właśnie zachwalał światło wpadające przez wielkie okna ze szprosami. Ciekawe, że nawet stwór bytujący gdzieś w ciemnym kącie potrafi docenić blask słońca. Wyobraziła sobie Lucasa jako wielkiego żuka, którego jednym przydepnięciem mogłaby na zawsze usunąć ze swego życia.
— Przepraszam, zachowałam się niegrzecznie, ale miałam do załatwienia kilka pilnych spraw.
Erika uśmiechnęła się szeroko, podając rękę pośrednikowi. Przedstawił się jako Kjell Ekh. Zapewnił, że nie wziął tego do siebie, wie przecież, że sprzedaż domu to sprawa bardzo osobista. Wiele by o tym opowiadać… Erika uśmiechnęła się jeszcze szerzej, pozwoliła sobie nawet mrugnąć filuternie. Lucas przypatrywał jej się podejrzliwie. Zignorowała go.
— Proszę sobie nie przeszkadzać. Jak wam idzie?
— Pani szwagier pokazał mi właśnie ten piękny pokój. Muszę powiedzieć, że bardzo gustowny, i piękne jest światło wpadające przez te okna.
— Bez wątpienia. Szkoda tylko, że tak tu ciągnie.
— Ciągnie?
— Tak, niestety okna nie są dobrze uszczelnione i nawet przy słabym wietrze trzeba pamiętać o grubych skarpetach. Można oczywiście temu zaradzić, wymieniając wszystkie okna.
Lucas rzucił jej wściekłe spojrzenie, ale Erika udała, że nie widzi. Wzięła pod rękę agenta, który — gdyby był psem — zapewne merdałby już ogonem.
— Domyślam się, że oglądał pan pokoje na piętrze. Chodźmy do piwnicy. Proszę nie zwracać uwagi na stęchły zapach. To nic groźnego, chyba że ma się alergię. Tyle lat tu mieszkałam i nic mi się nie stało. Lekarze mówią, że moja astma nie ma z tym nic wspólnego.
W tym momencie Erika zaniosła się kaszlem. Kątem oka widziała, jak twarz Lucasa coraz bardziej czerwienieje. Zdawała sobie sprawę, że jej blef wyjdzie na jaw przy bliższych oględzinach, ale na razie miała satysfakcję, że zdenerwowała Lucasa.
Gdy po zwiedzeniu piwnicy agent wyszedł na świeże powietrze, na jego twarzy malowała się prawdziwa ulga. Erika oprowadziła go, okazując szczery entuzjazm. Lucas milczał i Erika zaniepokoiła się, czy nie posunęła się za daleko. Lucas wiedział bardzo dobrze, że oględziny domu nie wykażą usterek, o których mówiła, ale wystawiła go na pośmiewisko, a tego Lucas Maxwell nie mógł tolerować. Agent zapowiedział, że wkrótce odezwie się do nich specjalista od wyceny nieruchomości, który dokona oględzin całego domu od piwnicy aż po dach — i odjechał.
Erika wróciła do przedpokoju. Nagle Lucas przygniótł ją do ściany i brutalnie chwycił za gardło. Tuż przed oczami miała jego twarz. Malowała się na niej taka złość, że w jednej chwili zrozumiała, dlaczego Annie tak trudno wyplątać się z tego związku. Miała przed sobą człowieka, dla którego nie ma żadnych przeszkód. Bała się poruszyć, ze strachu aż zesztywniała.
– Żebyś nigdy, ale to nigdy więcej tego nie robiła, słyszysz? Nie pozwolę wystawiać się na pośmiewisko, więc lepiej uważaj!
Mówił z furią, opryskując ją śliną. Musiała się powstrzymywać, żeby jej nie zetrzeć z twarzy. Stała jak skamieniała, modląc się w duszy, żeby sobie już poszedł, zniknął z jej domu. Ku jej zaskoczeniu właśnie to zrobił. Puścił ją i odwrócił się ku drzwiom. Już miała odetchnąć z ulgą, gdy nagle zawrócił i znów był przy niej. Zanim zdążyła cokolwiek zrobić, chwycił ją za włosy i przycisnął usta do jej ust. Poczuła jego język. Jednocześnie złapał ją za pierś tak mocno, że fiszbin biustonosza wbił jej się w ciało. Uśmiechnął się, odwrócił i wyszedł na mróz. Odważyła się poruszyć, dopiero gdy usłyszała odgłos odjeżdżającego samochodu. Osunęła się na podłogę i z obrzydzeniem wytarła usta grzbietem dłoni. Ten pocałunek wydał jej się groźniejszy od chwytu za gardło. Zadrżała, oparła głowę na kolanach, objęła je ramionami i zapłakała. Nie nad sobą. Nad Anną.