— Dobrze wiesz, że nie jest „sprawcą”, dopóki nie zostanie oskarżony i skazany. Do tego czasu jest tak samo niewinny jak my.
— Akurat. Mogę się założyć o roczną pensję, że facet jest winny.
— Tak mało? Skoro już jesteś taka pewna, mogłabyś postawić więcej.
— Bardzo śmieszne. Żarty z policyjnych zarobków to jak wyśmiewanie się z cudzego kalectwa.
Patrik musiał jej przyznać rację.
— Nie ma na co czekać. Idziemy?
Widział, że matka Andersa jeszcze stoi na parkingu i patrzy za samochodami, które dawno odjechały. Było mu jej żal. Przez chwilę chciał nawet podejść do niej. Ale Lena pociągnęła go za ramię i kiwnęła głową w kierunku klatki schodowej. Patrik westchnął, wzruszył ramionami i poszedł za nią.
Drzwi nie były zamknięte na klucz, o czym przekonali się, chwyciwszy za klamkę. Weszli do przedpokoju. Patrik rozejrzał się i znów westchnął. Mieszkanie było w opłakanym stanie. Ciekawe, czy w tym bałaganie uda się znaleźć coś istotnego. Przeszli między pustymi butelkami walającymi się w przedpokoju, ogarniając spojrzeniem pokój i kuchnię.
— Fuj! — Lena potrząsnęła głową z obrzydzeniem.
Oboje wyciągnęli z kieszeni cienkie gumowe rękawiczki. Jakby się umówili, Patrik zaczął od pokoju, a Lena od kuchni.
Pokój Andersa sprawiał schizofreniczne wrażenie. Z jednej strony brud, śmieci i niemal całkowity brak mebli i przedmiotów osobistych, przez co przypominał typową narkomańską melinę, jakie Patrik widywał nieraz podczas służby w policji. Z drugiej strony nie widział jeszcze meliny pełnej obrazów. Wisiały tak gęsto, że całkowicie pokrywały ściany od wysokości metra nad podłogą aż po sufit. Były to obrazy abstrakcyjne, namalowane w gorących barwach, od których aż oczy piekły. Patrik chciał je zasłonić ręką. Działały na niego niezwykle mocno, wręcz fizycznie, jak kopniak w brzuch. Niemal się słaniał. Musiał odwrócić wzrok, bo wydawały się wyskakiwać ze ścian.
Przystąpił do przeglądania rzeczy Andersa. Niewiele ich było. Przez chwilę poczuł wdzięczność, że miał w życiu tyle szczęścia. Własne problemy wydały mu się miałkie. Zadziwiła go niezwykle silna wola życia Andersa, widoczna mimo pozornej mizerii. Dzięki tej woli Anders Nilsson wciąż trwał, dzień za dniem, rok za rokiem. Czy w jego życiu było jeszcze miejsce na radość? Czy kiedykolwiek żywił uczucie, które sprawia, że warto żyć: radość, oczekiwanie, szczęście, uniesienie — czy może wszystko było jedynie odcinkiem drogi prowadzącej do kolejnej dawki alkoholu?
Patrik po kolei brał wszystko do ręki. Sprawdził, czy nie ma niczego w materacu, przejrzał szuflady, zajrzał pod nie, ostrożnie zdjął wszystkie obrazy i obejrzał je od tyłu. Nic. Zupełnie nic godnego uwagi. Poszedł do kuchni, by zobaczyć, czy Lena miała więcej szczęścia.
— Co za chlew. Jak można tak żyć?
Z obrzydzeniem przeglądała zawartość worka ze śmieciami. Wysypała je na gazetę.
— Znalazłaś coś ciekawego?
— I tak, i nie. Kilka rachunków. Numery telefonów na billingu mogą okazać się ciekawe. Reszta to chłam. — Z głośnym plaśnięciem ściągnęła rękawiczki. — Jak myślisz? Starczy tego na dziś?
Patrik spojrzał na zegarek. Spędzili tu dwie godziny. Na dworze zrobiło się już ciemno.
— Tak. Więcej nie da się zrobić. Jak się zabierzesz do domu? Może cię podwieźć?
— Dam sobie radę, przyjechałam swoim samochodem. Ale dziękuję.
Z ulgą opuścili mieszkanie, pamiętając, by nie zostawić otwartego, tak jak je zastali.
Kiedy wyszli na parking, paliły się już latarnie uliczne. Zdążyło napadać trochę śniegu, trzeba go było odgarnąć z przednich szyb samochodów. Jadąc w kierunku stacji benzynowej OKQ8, Patrik miał coraz silniejsze przeświadczenie, że coś się nie zgadza. Towarzyszyło mu przez cały dzień. Nie wierzył, żeby Mellberg zadał właściwe pytania świadkowi, którego zeznania doprowadziły do zatrzymania Andersa. Powinien się temu bliżej przyjrzeć. Decyzję podjął na samym środku skrzyżowania. Zawrócił i zamiast do Tanumshede skierował się do Fjällbacki. Miał nadzieję, że zastanie w domu Dagmar Petrén.
Erika rozmyślała o dłoniach Patrika. U mężczyzny oceniała w pierwszej kolejności dłonie i przeguby, bo uważała, że bywają bardzo seksowne. Nie powinny być małe, ale też nie musiały być wielkie jak bochny. Dostatecznie duże i żylaste, bez włosów, gibkie i sprawne. Ręce Patrika były właśnie takie, jak trzeba.
Siłą woli oderwała się od marzeń. Nie warto ich trwonić na coś, co jak dotąd objawia się tylko lekkim drżeniem w okolicy żołądka. Poza tym nie wiadomo, jak długo zostanie we Fjällbace. Jeśli dom zostanie sprzedany, już nic nie będzie jej tu trzymać. Czeka na nią mieszkanie w Sztokholmie i dotychczasowe życie wśród przyjaciół. Czas spędzony we Fjällbace okaże się jedynie krótkim epizodem w życiorysie, a w takim razie głupio byłoby budować romantyczne zamki na lodzie po jednym spotkaniu z przyjacielem z dzieciństwa.
Erika westchnęła, patrząc na zmierzch nad horyzontem. Była dopiero trzecia po południu. Wciągnęła wielki, robiony na drutach sweter, który niegdyś w chłodne dni ojciec nosił na morzu. Zmarznięte ręce ukryła w rękawach, a ich końce związała. Siedziała, użalając się nad sobą. Nie miała się z czego cieszyć. Śmierć Alex, spór o dom, Lucas, książka, która jej nie idzie — wszystko jej ciążyło. Temu wszystkiemu towarzyszyła świadomość, że w związku ze śmiercią rodziców zostało jeszcze tyle do zrobienia, pod każdym względem, zarówno praktycznym, jak i emocjonalnym. Już nie miała sił na porządki. Po domu walały się worki na śmieci i kartony zapełnione tylko do połowy. W środku również miała miejsca zapełnione tylko do połowy, wiele luźnych wątków i plątaninę emocji.
Przez całe popołudnie wracała do niej scena między Danem a Pernillą, której była świadkiem. Wszystko było nie tak. Minęło przecież wiele lat, odkąd ułożyły sobie wzajemne stosunki, a przynajmniej tak się zdawało Erice. Dlaczego więc Pernilla zareagowała w taki sposób? Erika zastanawiała się, czy dzwonić do Dana, ale zrezygnowała, bojąc się, że słuchawkę podniesie Pernilla. Nie miała ochoty na kolejną awanturę. Postanowiła dać sobie spokój i nie myśleć o tym, w nadziei, że Pernilla po prostu wstała lewą nogą i przy następnym spotkaniu okaże się, że jest po sprawie. Mimo to gryzła ją ta historia. Przeczuwała, że nie był to przypadkowy wybuch, że chodziło o coś więcej, choć nie miała pojęcia o co.
Bardzo się martwiła opóźnieniem w pracy nad książką. Żeby poprawić sobie samopoczucie, postanowiła wziąć się do pisania. Zasiadła do stojącego w gabinecie komputera, ale najpierw musiała zdjąć ciepły sweter. Na początku pisanie szło jej opornie, ale po chwili nabrała rozpędu. Zazdrościła pisarzom, którzy potrafią narzucić sobie reżim, bo sama przeżywała katusze, zmuszając się do pisania. Nie tyle z lenistwa, ile ze strachu, że od ostatniego razu zdążyła utracić tę zdolność. Że będzie tępo ślęczeć nad klawiaturą ze wzrokiem wbitym w ekran, z pustką przed oczami i świadomością, że brakuje jej słów i że już nigdy nie napisze ani jednego zdania. Jak dotąd obawy te się nie spełniły, co za każdym razem przyjmowała z wielką ulgą. Palce biegały po klawiaturze. W ciągu zaledwie godziny napisała dwie strony. Po kolejnych trzech doszła do wniosku, że należy jej się nagroda i może poświęcić nieco czasu na książkę o Alex.
Dobrze znał tę celę, nieraz do niej trafiał. Noce w celi i rzygowiny na podłodze w najgorszych okresach należały do codzienności. Ale tym razem to co innego. Teraz to naprawdę poważna sprawa.