Kiedy spotkał Alex, po raz pierwszy w życiu nie dostał tego, o co prosił. Zachowywała się obcesowo, była nieprzystępna, a przez to zniewalająca. Zalecał się do niej równie uparcie, jak intensywnie. Róże, kolacje, prezenty i komplementy. Nie szczędził starań. Alex zgadzała się na to, mimo woli dała się uwikłać w romans. Nie protestowała, zresztą nie zdołałby jej do niczego zmusić. Po prostu zachowywała się tak, jakby było jej to obojętne. Dopiero gdy latem zabrał ją do Göteborga i pojechali do domu na Särö, wszystko się zmieniło. Zaczęła z nową siłą odwzajemniać jego uściski. Henrik był szczęśliwy jak nigdy dotąd. Pobrali się jeszcze tego samego lata w Szwecji, zaledwie po paru miesiącach znajomości. Potem pojechali do Francji na ostatni rok studiów i egzaminy końcowe, a następnie wrócili na dobre do domu na Särö.
Teraz, gdy o tym myślał, zdał sobie sprawę, że naprawdę szczęśliwą widział ją tylko wtedy, gdy zajmowała się renowacją domu. Usiadł w jednym ze stojących w bibliotece wielkich foteli chesterfield, oparł głowę i zamknął oczy. Pod powiekami przesuwały mu się obrazy Alex, migocące jak w starym filmie kręconym kamerą ośmiomilimetrową. Skórzane obicie fotela było chłodne i nierówne. Palcem wskazującym przesunął po starym wijącym się pęknięciu.
W pamięci został mu zwłaszcza jej zmieniający się uśmiech. Kiedy znalazła dokładnie taki mebel, jakiego szukała, albo gdy odcięła kawałek tapety i stwierdziła, że oryginalna, znajdująca się pod spodem, jest w dobrym stanie, uśmiechała się szeroko i szczerze. Kiedy całował ją w kark, głaskał po policzku albo mówił, jak bardzo ją kocha, wtedy także — czasem — się uśmiechała. Czasem, ale nie zawsze. Tego uśmiechu nienawidził, bo był to uśmiech nieobecny, pobłażliwy. Potem odwracała się od niego. Henrik widział, że ciąży jej jakaś tajemnica.
Nie zadawał żadnych pytań. Ze strachu. Bał się, że wywoła reakcję łańcuchową, na której skutki nie był gotowy. Lepiej mieć ją przy sobie, a wraz z nią nadzieję, że kiedyś będzie chciała należeć do niego w pełni. Gotów był się zgodzić i na to, że nie będzie miał wszystkiego. Wystarczała mu pewność, że ma chociaż część. Kochał ją tak bardzo, że wystarczył mu okruch.
Rozejrzał się po bibliotece. Wszystkie ściany pokrywały regały z książkami, które pracowicie wyszukiwała w antykwariatach. Zwykła to pokazówka. Nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek widział ją czytającą książkę, poza podręcznikami w okresie studiów. Może miała dość własnego cierpienia, by czytać o cierpieniu innych.
Najtrudniej było mu pogodzić się z brakiem dziecka. Za każdym razem, kiedy mówił o dziecku, gwałtownie kręciła głową, mówiąc, że nie zamierza mieć dzieci, skoro świat jest taki, jaki jest.
Pogodził się z tym, że w jej życiu jest inny mężczyzna. Rozumiał, że Alex wyrywa się do Fjällbacki bynajmniej nie po to, aby spędzać czas w samotności. Potrafił to zaakceptować. Od przeszło roku nie żyli ze sobą. To także dało się zaakceptować. Z czasem pogodzi się nawet z jej śmiercią. Nie mógł natomiast pogodzić się z tym, że gotowa była urodzić dziecko innemu mężczyźnie, ale nie jemu. Dręczyło go to po nocach niczym zmora. Kręcił się i wiercił w łóżku, spocony, bez nadziei na sen. Oczy miał podkrążone, stracił parę kilogramów. Czuł się jak naciągnięta do granic możliwości guma, która zaraz pęknie z trzaskiem. Dotychczas nie płakał, ale teraz pochylił się, ukrył twarz w dłoniach i z jego oczu popłynęły łzy.
5
Oskarżenia, ostre, obraźliwe słowa spływały po nim jak woda. Cóż znaczy kilka godzin poniżenia wobec poczucia winy hodowanego w sobie przez tyle lat. Cóż znaczy kilka godzin zniewag wobec życia, w którym już nie będzie jego księżniczki z lodu.
Śmieszyły go żałosne próby wzięcia na siebie całej winy. Nie widział powodu, a jak długo nie widzi, innym też się nie uda.
Może jednak miała rację. Może w końcu nadszedł dzień zapłaty. W odróżnieniu od niej wiedział jednak, że sędzia nie wystąpi w ludzkiej postaci. Sądzić go może tylko ten, kto jest ponad człowiekiem, ponad ciałem, jak dusza. Sądzić mnie może tylko ten, kto potrafi mi zajrzeć w duszę — pomyślał.
To osobliwe, że całkowicie przeciwstawne uczucia mogą się połączyć i stworzyć zupełnie nowe. Miłość i nienawiść stają się obojętnością. Mściwość i wybaczenie przeradzają się w stanowczość, czułość i gorycz — w żal. Żal tak ogromny, że wprost druzgocący. Postrzegał ją jako zdumiewające połączenie światła i ciemności. Janusa o dwóch obliczach: jednym osądzającym, drugim rozumiejącym. Raz była gotowa obsypywać go pocałunkami, choć taki obrzydliwy, innym razem lżyła go za to i nienawidziła. Nie dawały mu spokoju te sprzeczności.
Najbardziej kochał ją w chwili, gdy widział ją po raz ostatni. Nareszcie należała tylko do niego. Nareszcie należała do niego cała, mógł ją kochać albo nienawidzić, a ona nie mogła kolejny raz odpowiedzieć obojętnością.
Kiedyś ta miłość przywodziła mu na myśl welon. Wymykający się, przezroczysty, uwodzicielski. Kiedy widział ją ostatni raz, welon utracił tajemniczość, zostało tylko ciało. Dzięki temu stała się dostępna. Po raz pierwszy miał wrażenie, że wie, kim ona jest. Dotknął jej zmarzniętego, sztywnego ciała, domyślając się uwięzionej w nim, tlącej się jeszcze duszy. Nigdy nie kochał jej tak mocno jak wtedy. Pora iść na spotkanie z losem, zmierzyć się z nim, stanąć oko w oko. Miał nadzieję, że los przyniesie przebaczenie, ale w to nie wierzył.
Obudził ją telefon. Że też ludzie nie mogą dzwonić o rozsądnej porze.
— Erika, słucham.
— Cześć, mówi Anna. — Słychać było, że na coś czeka. I słusznie, pomyślała Erika.
— Co u ciebie słychać? — Anna posuwała się ostrożnie, jak po polu minowym.
— Dziękuję, w porządku. A u ciebie?
— Może być. Jak ci idzie książka?
— Różnie. W każdym razie się posuwa. Z dziećmi wszystko dobrze? — Erika postanowiła choć trochę wyjść jej naprzeciw.
— Emma jest mocno przeziębiona, ale Adrianowi kolka jakby przechodzi. Dzięki temu udaje mi się w nocy przespać godzinkę.
Anna zaśmiała się, ale Erika usłyszała w jej śmiechu ton rozgoryczenia.
Zapadła cisza.
— Słuchaj, musimy porozmawiać o domu.
— Też tak uważam.
Tym razem w głosie Eriki słychać było ton rozgoryczenia.
— Musimy go sprzedać. Jeżeli nie dasz rady nas spłacić, będziemy go musiały sprzedać.
Erika nie odpowiedziała. Anna nerwowo mówiła dalej:
— Lucas rozmawiał z pośrednikiem i mówi, że cena powinna wynosić trzy miliony. Trzy miliony, Erika, wyobrażasz sobie? Mając swoje półtora miliona, mogłabyś sobie pisać, nie martwiąc się o pieniądze. Pewnie nie jest ci łatwo utrzymywać się z pisania. Jaki nakład mają twoje książki? Dwa tysiące egzemplarzy? Trzy? I pewnie niewiele dostajesz od egzemplarza, co? Nie rozumiesz, że dla ciebie to też szansa? Zawsze mówiłaś, że chciałabyś zajmować się prawdziwą literaturą. Z takimi pieniędzmi mogłabyś sobie pozwolić, żeby się temu poświęcić. Pośrednik powiedział, że z wystawieniem domu na sprzedaż powinniśmy zaczekać co najmniej do kwietnia albo maja, żeby zainteresować jak największą liczbę klientów, ale potem w ciągu dwóch tygodni należy sfinalizować sprzedaż. Rozumiesz, że tak trzeba, prawda?