— Nie ma obaw, żebyś nią została. Zważywszy na obowiązujący w tym kraju system podatkowy, większość twoich pieniędzy zostanie przeznaczona na dofinansowanie marnego szkolnictwa i jeszcze gorszej służby zdrowia. Nie mówiąc już o absolutnie, wyjątkowo kiepsko opłacanej policji. Zobaczysz, że uda się przepuścić całkiem sporą część twojego majątku.
Erika musiała się roześmiać.
— Proszę, co za ulga. Nie będę się musiała zastanawiać, jakie futro kupić, z norek czy z niebieskich lisów. Może nie uwierzysz, ale przystawka jest już gotowa.
Wzięła talerze i poszła przodem do jadalni. Długo się zastanawiała, gdzie lepiej będzie podać kolację, w kuchni czy w jadalni, i w końcu zdecydowała się na to drugie, ze względu na piękny składany stół, którego urodę wydobywał jeszcze blask świec. Nie pożałowała świec. Gdzieś przeczytała, że żadne światło nie jest dla kobiety równie łaskawe jak blask świecy. No to poszła na całość.
Na stole leżały już sztućce, lniane serwetki i talerze Rörstranda do gorącego dania. Wyjęła talerze z białej porcelany z niebieskimi brzegami, pochodzące z najlepszej zastawy matki. Erika pamiętała, że matka trzęsła się nad nią. Używano jej tylko przy nadzwyczajnych okazjach, które nie obejmowały urodzin dzieci czy podobnych sytuacji — pomyślała z rozżaleniem. Wtedy podawano zwykłą, codzienną zastawę. Co innego, kiedy trzeba było się przypodobać, bo na obiad przyszedł pastor z żoną, proboszcz albo diakonisa. Erika wróciła do teraźniejszości i postawiła na stole talerzyki do przystawek.
— Wygląda pysznie.
Patrik ukroił sobie kawałek placka, nabrał na widelec sporo cebuli, śmietany i kawioru i już miał zacząć jeść, gdy zorientował się, że Erika siedzi z uniesionym kieliszkiem — i jedną zmarszczoną brwią. Z zawstydzeniem odłożył widelec i wziął do ręki kieliszek.
— Skål i witaj w moim domu!
— Skål!
Erika się roześmiała. Urocza gafa. Całkiem miły kontrast z facetami, z którymi spotykała się w Sztokholmie. Dobrze wychowani, znający się na etykiecie — a wszyscy jak spod jednej sztancy. Na ich tle Patrik wydawał się takim prawdziwkiem, że nie przeszkadzałoby jej nawet, gdyby jadł palcami. W dodatku taki był słodki, kiedy się czerwienił.
— Miałam dziś nieoczekiwanego gościa.
— Tak, kogo?
— Julię.
Patrik spojrzał na nią zdziwiony, a ona z zadowoleniem zauważyła, że trudno mu oderwać się od jedzenia.
— Nie wiedziałem, że się znacie.
— Bo się nie znamy. Pierwszy raz spotkałyśmy się na pogrzebie Alex. I przyszła tu dziś rano.
— Czego chciała?
Patrik zbierał z talerza to, co na nim jeszcze zostało, z takim zapałem, jakby chciał zeskrobać kolor.
— Poprosiła, żeby jej pokazać zdjęcia z czasów, kiedy Alex i ja byłyśmy małe. Oni mają mało zdjęć, więc pomyślała, że może ja mam więcej. Rzeczywiście mam. A potem wypytywała szczegółowo o nasze dzieciństwo. Ludzie mówią, że siostry nie były sobie zbyt bliskie, co nie jest takie dziwne, zważywszy na różnicę wieku. Julia powiedziała, że chciałaby się dowiedzieć więcej o Alex. Lepiej ją poznać. W każdym razie takie odniosłam wrażenie. A ty ją poznałeś?
— Nie, jeszcze nie. Ale z tego, co słyszałem, siostry są, czy też były, bardzo różne.
— To prawda. Powiedziałabym nawet, że Julia jest zupełnym przeciwieństwem Alex, w każdym razie jeśli chodzi o wygląd. Wspólną cechą jest jedynie zamknięcie się w sobie. Julia jest mrukliwa, a Alex, jeśli dobrze pamiętam, nie była taka. Alex wydawała się bardziej, jak by to powiedzieć… obojętna. Opieram się na tym, co mi opowiadano. Julia łatwo wpada w złość, nawet we wściekłość. Mam wrażenie, jakby w środku się gotowała, kipiała. Jak wulkan. Uśpiony wulkan. Przytruwam, co?
— Nie, wcale nie. Tak sobie myślę, że pisarz musi mieć wyjątkowe wyczucie, gdy chodzi o ludzi. Znać naturę ludzką.
— Nie nazywaj mnie pisarką. Wydaje mi się, że jeszcze nie zasłużyłam na to określenie.
— Wydałaś cztery książki i mówisz, że jeszcze nie jesteś pisarką?
Patrik naprawdę nie rozumiał i Erika zaczęła wyjaśniać, co ma na myśli.
— Tak, cztery biografie, piąta się pisze. Nie chcę tego pomniejszać, ale pisarz według mnie to ktoś, kto pisze prosto z serca i z głowy. A nie ten, kto jedynie opowiada o życiu innego człowieka. Nazwę siebie pisarką, kiedy napiszę coś od siebie.
Erika zdała sobie nagle sprawę, że nie jest to cała prawda. Gdyby spojrzeć na rzecz powierzchownie, z tej definicji wynikałoby, że nie ma różnicy między napisanymi przez nią biografiami postaci historycznych a książką o Alex, która również opowiada o życiu innej osoby. A jednak były różnice. Po pierwsze — znaczenie Alex w jej życiu, a po drugie — w tej książce mogła powiedzieć coś od siebie. Poruszając się w obrębie faktycznych wydarzeń, może przecież wpływać na ducha książki. Na razie jednak nie powie tego Patrikowi. Nikt nie może wiedzieć, że pisze książkę o Alex.
— Więc Julia przyszła, żeby cię wypytać o Alex. Czy miałaś okazję, żeby ją zapytać o znajomość z Nelly Lorentz?
Erika zawahała się, ale w końcu uznała, że nie może z czystym sumieniem ukryć tego przed Patrikiem. Może on wyciągnie wnioski, których ona nie potrafi wysnuć. Chodziło o malutki, ale ważny fragment układanki, o którym nie powiedziała podczas kolacji u Patrika. Ten wątek nie doprowadził jej zbyt daleko, więc nie ma powodu, by nadal milczeć. Najpierw jednak poda gorące danie.
Sięgnęła po jego talerz i korzystając z okazji, nachyliła się nieco głębiej. Trzeba wykorzystywać atuty. Trójka asów, sądząc po minie Patrika. Jak dotąd zakup wonderbra okazał się bardzo udaną inwestycją, chociaż wydanie pięciuset koron było dla jej portfela dość bolesne.
— Pozwól, że to wezmę.
Patrik wziął talerze i poszedł za nią do kuchni. Erika odlała wodę z garnka, podała mu prasę do ziemniaków i salaterkę. Sama zagotowała sos i spróbowała. Dolała odrobinę porto i spory kawałek masła i można było podawać. Żadnej śmietany light. Pozostało tylko wyjąć z piecyka mięso i pokroić na kawałki. Wyglądało idealnie. Lekko różowe w środku, ani śladu krwistego soku, świadczącego o niedopieczeniu. Przygotowała też groszek cukrowy. Podała go na takim samym półmisku Rörstranda jak ziemniaki. Razem zanieśli jedzenie na stół. Erika odczekała, aż Patrik sobie nałoży, i dopiero potem odpaliła bombę.
— W testamencie Nelly Lorentz Julia figuruje jako jedyna spadkobierczyni.
Patrik właśnie pociągnął łyk wina, które wyraźnie wpadło nie w tę dziurkę, bo zakaszlał i złapał się za pierś. Do oczu napłynęły mu łzy.
— Przepraszam, coś ty powiedziała? — odezwał się z wysiłkiem.
— Powiedziałam, że Julia jest jedyną spadkobierczynią majątku Nelly. Tak Nelly napisała w testamencie — wyjaśniła Erika spokojnie, nalewając Patrikowi wody do popicia.
— A mogę zapytać, skąd to wiesz?
— Stąd, że poszperałam w koszu na śmieci, kiedy byłam u niej na herbacie.
Patrik ponownie zakaszlał i popatrzył sceptycznie na Erikę. Pił wodę duszkiem, a Erika mówiła dalej:
— W koszu znalazłam kopię testamentu. Napisano w nim jasno i wyraźnie, że Julia Carlgren odziedziczy majątek Nelly Lorentz. Jan ma oczywiście zagwarantowany udział w spadku, ale całą resztę otrzyma Julia.
— Jan o tym wie?
— Nie mam pojęcia. Przypuszczam, że nie wie.
Erika mówiła dalej, nakładając sobie jedzenie.
— Zapytałam Julię, skąd tak dobrze zna Nelly Lorentz. Odpowiedziała mi oczywiście coś bez sensu, że ją zna, odkąd przez parę lat z rzędu w wakacje pracowała w fabryce Lorentzów. Nie wątpię, że to prawda, ale jednak niecała. Widać było wyraźnie, że nie chce o tym rozmawiać.