Выбрать главу

Mellberg upajał się brzmieniem swego głosu i wyrazem zainteresowania malującym się na twarzach siedzących przed nim osób. Był w swoim żywiole, wprost stworzony do takich sytuacji.

Mówił dalej:

— Ciało znalazł rano Bengt Larsson, jeden z jego kompanów od kieliszka. Anders Nilsson został powieszony. Prawdopodobnie nastąpiło to wczoraj, jak wynika ze wstępnego orzeczenia ekspertów z Göteborga. Dopóki nie będziemy mieli dokładniejszych danych, to nasza hipoteza robocza.

Samo wymawianie słowa „hipoteza” sprawiało mu przyjemność. Ludzi było w pokoju niewielu, ale zainteresowanie, jakie czytał w ich twarzach, nie podlegało dyskusji. Czekali na jego słowa, na jego rozkazy. Patrzył na to z przyjemnością. Annika, której kobiece kształty okrywał żółty żakiet i spódnica w tym samym kolorze, notowała pilnie na laptopie. Okulary zjechały jej na czubek nosa. Puścił do niej oko. Niech to wystarczy. Nie należy jej rozpuszczać. Siedzący obok niej Patrik wyglądał, jakby miał się zaraz przewrócić. Miał ciężkie powieki i wyraźnie zaczerwienione oczy. Przy okazji trzeba będzie z nim odbyć zasadniczą rozmowę. Od pracowników można by wymagać pewnego poziomu.

Oprócz Patrika i Anniki w komisariacie w Tanumshede pracowały jeszcze trzy osoby. Gösta Flygare, który był z nich najstarszy, wszystkie swoje siły skupił na tym, aby do nieodległej emerytury robić jak najmniej. Dzięki temu mógł poświęcać cały swój czas na golfa, który stał się jego prawdziwą pasją. Zaczął grać dziesięć lat temu, gdy żona umarła na raka i weekendy nagle okazały się długie i nudne. Sport stał się dla niego narkotykiem, a praca, którą i tak nigdy specjalnie się nie przejmował, zaczęła przeszkadzać.

Mimo skromnej pensji udało mu się odłożyć na mieszkanie na słonecznym wybrzeżu Hiszpanii. Wkrótce będzie spędzał lato na grze w golfa w Szwecji, a pozostałą część roku na polach golfowych Hiszpanii. Musiał jednak przyznać, że po raz pierwszy od bardzo dawna zainteresowała go jakaś sprawa. Nie na tyle jednak, żeby na przykład miał zrezygnować z rozegrania pełnych osiemnastu dołków, gdyby tylko pozwalała pogoda.

Koło Gösty siedział najmłodszy pracownik komisariatu. Martin Molin wzbudzał uczucia opiekuńcze i wszyscy, choć w różnym stopniu, starali się wspierać go tak, żeby tego nie zauważył. Zlecali dziecinnie łatwe zadania, a następnie przeglądali jego raporty i poprawiali, zanim trafiły na biurko Mellberga.

Zaledwie rok wcześniej ukończył szkołę policyjną. Wszyscy byli zaskoczeni, po pierwsze tym, że się tam dostał mimo bardzo wysokich wymagań stawianych kandydatom, a po drugie, że się utrzymał i ukończył. Martin był miłym, dobrym chłopcem, ale naiwnym, co go dyskwalifikowało jako policjanta. Wszyscy uznali, że w tak małej miejscowości nie spowoduje większych szkód, więc chętnie mu pomagali. Annikę rozczulał, co mu okazywała, tuląc go znienacka, ku uciesze pozostałych kolegów, do obfitej piersi. Martin robił się wtedy czerwony. Cała twarz nabierała prawie tej samej barwy co jego piegi i ognistorude, wiecznie sterczące włosy. Mimo to uwielbiał Annikę. Wiele wieczorów spędził z nią i jej mężem, radząc się za każdym razem, gdy był nieszczęśliwie zakochany. A kochał się wyłącznie nieszczęśliwie. Jego naiwność i dobroć działała jak magnes na kobiety, które zjadają mężczyzn na śniadanie i wypluwają resztki. Annika była zawsze gotowa wysłuchać go, posklejać to, co zostało jeszcze z jego wiary w siebie, i wysłać ponownie w świat z nadzieją, że kiedyś spotka kobietę, która doceni skarb skrywający się pod piegami.

Ostatni w tym gronie był najmniej lubiany. Ernst Lundgren był lizusem, który nigdy nie przepuścił okazji, żeby wyeksponować własne dokonania, najlepiej cudzym kosztem. Nie był żonaty, co nikogo specjalnie nie dziwiło. Trudno byłoby nazwać go przystojnym, ale o ile brzydsi jeszcze mężczyźni znajdują towarzyszkę życia dzięki temu, że są sympatyczni, o tyle Ernstowi zabrakło również tej cechy. Mieszkał z matką staruszką w gospodarstwie znajdującym się dziesięć kilometrów za Tanumshede. Ojciec, znany w całej okolicy z tego, że był równie skory do wypitki jak do bitki, zakończył żywot w ten sposób, że upadł na widły. Wieść niosła, że pomogła mu małżonka, ale to stare dzieje i ten temat odżywał tylko wtedy, gdy ludziom brakło już innych tematów. Faktem jest, że jedynie matka mogła kochać Ernsta, u którego w parze z wystającymi zębami, wiecznie rozczochranymi włosami i ogromnymi uszami szło choleryczne usposobienie i zarozumialstwo. Zawisł wzrokiem na ustach Mellberga, jakby z nich padały perły, i ze złością uciszał kolegów ośmielających się odwracać uwagę od przemówienia szefa. W końcu podniósł rękę jak uczeń, aby zadać pytanie.

— A skąd wiadomo, że Anders Nilsson nie został zamordowany przez tego pijaka, który potem udał, że znalazł go wiszącego?

Mellberg z uznaniem kiwnął głową.

— Bardzo dobre pytanie. Ale, jak już mówiłem, zakładamy, że mordercą jest ta sama osoba, która zabiła Alex Wijkner. Na wszelki wypadek jednak sprawdź alibi Bengta Larssona.

Mellberg wskazał piórem na Ernsta Lundgrena, przesuwając wzrokiem po pozostałych.

— Właśnie takiego uważnego myślenia nam trzeba do rozwiązania sprawy. Mam nadzieję, że potraficie korzystać z wiedzy Ernsta, bo niestety daleko wam jeszcze do jego poziomu.

Ernst skromnie spuścił oczy, ale jak tylko Mellberg zwrócił się w inną stronę, spojrzał triumfująco na kolegów. Annika parsknęła głośno, patrząc zimno na Lundgrena.

— Co to ja mówiłem?

Mellberg włożył kciuki pod szelki i obrócił się na krześle do ściany, na której wisiała tablica ze szczegółami sprawy Alex Wijkner. Do drugiej przyczepiono jedynie fotografię ciała Andersa zrobioną przed odcięciem przez załogę karetki pogotowia.

— A więc co wiemy na tę chwilę? Anders Nilsson został znaleziony dziś rano, ale według wstępnego orzeczenia nie żył od wczoraj. Został powieszony przez jedną lub więcej osób, raczej więcej, ponieważ trzeba sporej siły, żeby podnieść dorosłego mężczyznę na odpowiednią wysokość i powiesić go na haku umocowanym na suficie. Nie wiemy, jak to zrobili. Śladów walki nie ma ani w mieszkaniu, ani na zwłokach. Żadnych sińców wskazujących na przemoc przed śmiercią lub po. Są to, jak już mówiłem, wstępne dane. Więcej dowiemy się po sekcji.

Patrik machnął piórem.

— A kiedy można się tego spodziewać?

— Niestety mają całą kupę badań do zrobienia, więc nie umieli mi powiedzieć, kiedy się z tym uporają.

Nikt się nie zdziwił.

— Wiadomo nam również, że istnieje wyraźny związek między Andersem Nilssonem i pierwszą ofiarą, Alexandrą Wijkner.

Mellberg wstał i pokazał palcem zdjęcie Alexandry znajdujące się na środku pierwszej tablicy. Dostali je od jej matki. Alexandra była na nim uderzająco piękna. W zestawieniu z nim wstrząsające wrażenie robiło drugie zdjęcie, przedstawiające martwą Alexandrę, o bladej, sinawej twarzy, ze szronem na włosach i rzęsach.

— Tych dwoje tak różnych ludzi łączyła relacja seksualna. Przyznał to sam Anders. Zresztą mamy i inne dowody. Nie wiemy jeszcze, jak długo trwała, a przede wszystkim jak doszło do tego, że piękna kobieta z towarzystwa wzięła sobie do łóżka brudnego i, ogólnie rzecz biorąc, odrażającego alkoholika. Na mój nos, w tym jest coś podejrzanego.

Mellberg puknął palcem w swój pokryty żyłkami, pokaźnych rozmiarów nos.

— Martin, musisz przyjrzeć się temu bliżej. Przede wszystkim dociśnij Henrika Wijknera. Wierzcie mi, ten chłoptaś wie więcej, niż mówi.

Martin kiwnął głową, notując coś z zapałem. Annika spojrzała na niego znad okularów. Jej wzrok wyrażał matczyną czułość.