— Niestety jeśli chodzi o podejrzanych o zabójstwo Alex, trzeba zacząć wszystko od początku. Anders wydawał się bardzo obiecujący, ale sytuacja się zmieniła. Patriku, przejrzyj jeszcze raz wszystkie materiały dotyczące zabójstwa tej Wijkner. Każdy szczegół powinien być sprawdzony ponownie. Musieliśmy przeoczyć jakiś trop, który przeoczyliśmy.
Mellberg usłyszał takie zdanie w telewizji i zapamiętał, żeby użyć w przyszłości.
Gösta jako jedyny został bez przydziału. Mellberg spojrzał na tablicę i zamyślił się na chwilę.
— Gösta, pogadasz z krewnymi Alex Wijkner. Może powiedzą coś, co wcześniej pominęli. Wypytaj o przyjaciół i wrogów, lata dzieciństwa, typ osobowości, wszystko. Cokolwiek. Porozmawiaj z rodzicami i siostrą, ale z każdym z osobna. Z mojego doświadczenia wynika, że w ten sposób udaje się z ludzi wydobyć więcej. Uzgodnij to z Molinem, który ma rozmawiać z mężem ofiary.
Gösta skulił się i westchnął z niechęcią. Nie dlatego, żeby przeszkodziło mu to w grze w golfa, bo w końcu był środek zimy, ale po prostu odzwyczaił się od pracy. Wyspecjalizował się w udawaniu, że jest zajęty. W rzeczywistości zaś zabijał czas w pracy, układając pasjansa. Konieczność wykazania się czymś konkretnym była dla niego ciężkim brzemieniem. Koniec spokoju. Pewnie im nawet nie zapłacą za nadgodziny. Będzie dobrze, jeśli mu chociaż zwrócą koszty benzyny na przejazd do Göteborga i z powrotem.
Mellberg klasnął w ręce i zaczął wyganiać z pokoju.
— No, do roboty. Nie siedzieć na tyłkach, bo nie rozwiążemy tej sprawy. Liczę, że weźmiecie się do roboty ostrzej niż do tej pory. A o czasie wolnym zapomnijcie, dopóki to się nie skończy. Na razie będę dysponować waszym czasem według własnego uznania. To tyle na dziś.
Nikt się nie odezwał, nawet ci, którym nie podobało się takie poganianie. Wstali, wzięli krzesła, notesy i pióra. Ernst Lundgren ociągał się przez chwilę, ale Mellberg, o dziwo, nie był w nastroju do słuchania pochlebstw i jego również pogonił.
Bardzo owocny dzień. Nie przewidział wprawdzie, że zabrnie w ślepą uliczkę, stawiając na Andersa jako głównego podejrzanego o zabójstwo Wijkner, ale rekompensował mu to fakt, że jeden plus jeden to w tym przypadku znacznie więcej niż dwa. Jedno morderstwo to wydarzenie, ale dwa to już sensacja. O ile wcześniej miał pewność, że po rozwiązaniu sprawy Wijkner może liczyć na bilet w jedną stronę do centrum wydarzeń, o tyle teraz był absolutnie przekonany, że kiedy wyjaśni hurtem oba morderstwa, będą go prosić i błagać, by zechciał wrócić do Göteborga.
Rozmyślając o tym, rozsiadł się wygodnie na krześle, sięgnął do trzeciej szuflady od góry, wyciągnął czekoladkę kokosową i całą włożył do ust. Potem splótł ręce na karku, przymknął oczy i postanowił uciąć sobie drzemkę. W końcu jest pora lunchu.
Kiedy Patrik wyszedł, starała się jeszcze pospać, ale nie bardzo jej to wychodziło. Natłok uczuć sprawiał, że przewracała się na łóżku, a w kącikach ust pojawiał się uśmiech. Z radości prawie nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Leżąc na boku z dłońmi wsuniętymi pod policzek, pomyślała, że takie szczęście nie może pozostać bezkarne.
Dziś ujrzała wszystko w jaśniejszym świetle. Łatwiej było borykać się nawet z takimi problemami, jak morderstwo Alex, książka, której pisanie nie idzie, mimo monitów wydawnictwa, żałoba po rodzicach, a przede wszystkim perspektywa sprzedaży rodzinnego domu. Problemy nie zniknęły, ale Erika po raz pierwszy uwierzyła, że jej świat nie wywróci się do góry nogami, że poradzi sobie ze wszystkimi przeszkodami.
Proszę, ile się może zmienić w jeden dzień, a właściwie w dwadzieścia cztery godziny. Wczoraj o tej porze obudziła się z uczuciem wielkiego ciężaru, bezgranicznie samotna. Dziś czuje jeszcze niemal fizycznie pieszczoty Patrika. Chociaż słowo „fizycznie” było w tym przypadku nietrafne, bo zbyt ograniczone.
Była głęboko przeświadczona, że samotność się skończyła. Panującą w sypialni ciszę odbierała jako coś kojącego, chociaż wcześniej wydawała jej się taka groźna. Już tęskniła za Patrikiem, ale było jej z tym dobrze, bo wierzyła, że gdziekolwiek jest, i tak o niej myśli.
Miała uczucie, jakby wymiotła kurz i wszystkie pajęczyny ze wszystkich zakamarków swego umysłu. Ale też uzmysłowiła sobie wyraźnie, że nie ucieknie przed tym, co od kilku dni zaprząta jej myśli.
Od kiedy prawda o ojcu dziecka Alex objawiła jej się niczym ogniste litery na niebie, ze zgrozą myślała o nieuniknionej konfrontacji. Wciąż się tym martwiła, ale czuła, że ma dość sił, żeby się z tym zmierzyć, zamiast jak zwykle odsuwać na później. Już wiedziała, co robić.
Najpierw wzięła długi i bardzo gorący prysznic. Wszystko wydawało się nowym początkiem i postanowiła wyjść mu naprzeciw prawdziwie czysta. Potem spojrzała na termometr, ubrała się ciepło i pomodliła, żeby dało się uruchomić samochód. Szczęście jej sprzyjało. Silnik zapalił już przy pierwszej próbie.
Erika zastanawiała się, jak zacząć. Przećwiczyła nawet kilka wstępów, ale wydawały się coraz mniej przekonujące. Zdała się więc na natchnienie. Nie miała niezbitych dowodów, ale była przeświadczona, że ma rację. Przez krótką chwilę zastanawiała się, czy zadzwonić do Patrika i opowiedzieć mu o swoich podejrzeniach, ale odsunęła tę myśl i postanowiła najpierw sama sprawdzić. Stawka była zbyt wysoka.
Dojechała szybko, chociaż wydawało się jej, że trwało to całą wieczność. Kiedy skręciła na parking przed Badhotellet, zobaczyła Dana. Machał do niej radośnie z łodzi. Zgadła, że go tu zastanie. Kiwnęła ręką w odpowiedzi, ale nie uśmiechała się. Zamknęła samochód, wsunęła ręce w kieszenie jasnobrązowej budrysówki i powoli ruszyła w jego kierunku. Mimo szarej, mglistej pogody powietrze było przyjemne. Erika odetchnęła głęboko, żeby sobie rozjaśnić w głowie po wczorajszym winie, wypitym w sporych ilościach.
— Cześć, Erika.
— Cześć.
Dan nie przerwał pracy, ale widać było, że cieszy się z jej towarzystwa. Erika rozejrzała się za Pernillą, bo wciąż miała w pamięci spojrzenie, jakie im wtedy rzuciła. Chociaż teraz lepiej ją rozumiała.
Po raz pierwszy dostrzegła piękno starej łodzi rybackiej, którą Dan przejął po ojcu. Bardzo o nią dbał. Rybaczenie miał we krwi i bardzo żałował, że nie jest to zajęcie, z którego dałoby się utrzymać rodzinę. Wprawdzie zupełnie dobrze czuł się w roli nauczyciela, ale to praca na łodzi była jego powołaniem. Kiedy pracował na łodzi, po jego twarzy stale błąkał się uśmiech. Praca mu nie ciążyła, a z zimnem dobrze sobie radził. Chwycił ciężki zwój lin i zwrócił się do Eriki:
— Co to? Żarcia nie przywiozłaś? Niech ci to nie wejdzie w zwyczaj. Zrozumiałaś?
Erika popatrzyła niewidzącym wzrokiem na horyzont.
— Nie ma niczego za darmo, płaciłem też za miłość.
Dan uśmiechnął się i dokończył:
— Graj głośno, moja gitaro, bo jednak warto było.
Erika nie uśmiechała się.
— Fröding to nadal twój ulubiony poeta?
— Zawsze był i będzie. Dzieciaki w szkole mówią, że Fröding jest do wyrzygania, ale według mnie można go czytać bez końca.
— Tak, mam jeszcze zbiór jego wierszy, który mi dałeś, kiedy byliśmy razem.
Mówiła do jego pleców, bo Dan odwrócił się, żeby przestawić kilka skrzyń pełnych sieci. Stały przy relingu w drugim końcu łodzi. Erika niewzruszenie ciągnęła dalej.
— Dajesz go wszystkim swoim kobietom?
Puścił skrzynię i odwrócił się zdumiony do Eriki.
— O co ci chodzi? Ty dostałaś, Pernilla też, ale wątpię, żeby jej się chciało czytać.
Erika dojrzała na jego twarzy niepokój. Rękami w rękawiczkach mocniej chwyciła reling, o który się opierała, i spojrzała mu prosto w oczy.
— A Alex? Też dostała?
Dan zbladł. Jego twarz nabrała niemal tej samej barwy co śnieg na lodzie za jego plecami. Przez moment wyglądał, jakby mu ulżyło.
— O co ci chodzi? Alex? — Jeszcze się nie poddawał.
— Mówiłam ci przecież, że pewnego wieczoru w zeszłym tygodniu poszłam do domu Alex. Ale nie powiedziałam, że ktoś tam wtedy przyszedł. Ten ktoś poszedł prosto do sypialni, żeby coś zabrać. Długo nie mogłam sobie uzmysłowić, co to było, ale kiedy sprawdziłam, do kogo Alex dzwoniła z domu po raz ostatni, i okazało się, że był to numer twojej komórki, przypomniałam sobie, co zginęło z sypialni. Przecież mam w domu taki sam tomik.
Dan milczał. Erika mówiła dalej.
— Nietrudno było się domyślić, dlaczego ktoś miałby wchodzić do domu Alex, żeby zabrać coś tak banalnego jak zbiór wierszy. Była w nim dedykacja, prawda? Dedykacja wskazująca jasno na mężczyznę, który był jej kochankiem.
— „Z miłością ofiarowuję ci to, co kocham — Dan”.
Powiedział to głosem pełnym uczucia. Patrzył przed siebie. Nagle usiadł na skrzynce i zerwał z głowy czapkę. Zdjął rękawiczki i przesunął rękami po sterczących na wszystkie strony włosach. Potem spojrzał na Erikę.
— Nie mogłem pozwolić, żeby wyszło na jaw to szaleństwo, które nas połączyło i pochłonęło. Nie mogliśmy dopuścić, żeby kolidowało z naszym życiem. Wiedzieliśmy oboje, że trzeba to skończyć.
— Mieliście się spotkać w tamten piątek, w wieczór jej śmierci?
Na to wspomnienie przez twarz Dana przeszedł skurcz. Musiał się zastanawiać wiele razy, co by było, gdyby wtedy przyszedł. Czy żyłaby jeszcze.
— Tak, mieliśmy się spotkać w piątek wieczorem. Pernilla miała jechać z dziećmi w odwiedziny do siostry, do Munkedal. Ja się wymówiłem, że nie jestem w formie i wolałbym zostać w domu.
— Ale Pernilla nie pojechała, tak?
Zapadła cisza.
— Pernilla pojechała, ale ja zostałem w domu. Wyłączyłem komórkę, bo wiedziałem, że Alex nie odważy się zadzwonić na domowy telefon. A zostałem, bo stchórzyłem. Nie miałem odwagi spojrzeć jej w oczy i powiedzieć, że to koniec. Wiedziałem, że ona rozumie, że musi to nastąpić wcześniej czy później, ale nie potrafiłem się zdobyć na pierwszy krok. Pomyślałem, że jeśli będę się wycofywać stopniowo, znudzi jej się i sama zerwie. Bardzo to męskie, prawda?
Erika zdawała sobie sprawę, że najtrudniejsze ma jeszcze przed sobą, ale musiała mu powiedzieć wszystko. Lepiej, żeby dowiedział się od niej.
— Tylko widzisz, Dan, ona wcale nie rozumiała, że to koniec. Myślała, że macie przed sobą przyszłość. Że odejdziesz od rodziny, ona zostawi Henrika, i będziecie żyli razem długo i szczęśliwie.
Dan kurczył się z każdym jej słowem, a przecież nie powiedziała jeszcze najgorszego.
— Dan, ona się spodziewała dziecka. Twojego dziecka. Prawdopodobnie chciała ci o tym powiedzieć w tamten piątkowy wieczór. Przygotowała uroczystą kolację i schłodziła szampana.
Dan nie był w stanie na nią spojrzeć. Patrzył w dal, ale przez łzy nic nie widział. Wybuchnął płaczem i łzy spłynęły mu po policzkach. Szlochał, wycierając nos rękawiczką. Wreszcie dał za wygraną i ukrył twarz w dłoniach.
Erika przykucnęła obok i chcąc go pocieszyć, objęła ramionami, ale Dan ją odtrącił. Sam musiał się wydostać z tego piekła. Czekała cierpliwie. Łzy płynęły coraz wolniej, a Dan odetchnął spokojniej.
— Skąd wiesz, że była w ciąży? — zapytał urywanym głosem.
— Byłam na policji razem z panią Carlgren i Henrikiem Wijknerem, kiedy im o tym powiedzieli.
— Oni wiedzą, że dziecko nie było Henrika?
— Henrik chyba tak, ale pani Carlgren myśli, że to on był ojcem.
Dan kiwnął głową. Najwidoczniej znalazł jakąś pociechę w tym, że jej rodzice nie wiedzieli.
— Jak się poznaliście?
Erika zmieniła temat, by dać mu chwilę na oddech i odwrócić myśli od nienarodzonego dziecka.
Dan uśmiechnął się gorzko.
— Bardzo zwyczajnie. Gdzie mogą się tu spotkać ludzie w naszym wieku? Oczywiście w restauracji Galera. Spojrzeliśmy na siebie i to było jak kopniak w brzuch. W życiu nikt mnie tak nie pociągał.
Erika poczuła lekkie ukłucie zazdrości. Dan mówił dalej.
— Nic się wtedy nie wydarzyło, ale parę tygodni później zadzwoniła do mnie na komórkę. Pojechałem do niej. A potem jakoś samo się potoczyło. Kradzione chwile pod nieobecność Pernilli. Nie było zbyt wielu takich wieczorów ani nocy. Spotykaliśmy się raczej w ciągu dnia.
— Nie bałeś się, że cię zobaczą sąsiedzi? Sam wiesz, jak szybko wieści się rozchodzą.
— Pewnie, że myślałem o tym. Przeskakiwałem płot i wchodziłem na tyłach domu przez piwnicę. Szczerze mówiąc, była to nieodłączna część naszej relacji. Zagrożenie i ryzyko.
— Nie zdawałeś sobie sprawy, ile ryzykujesz?
Dan obracał czapkę w dłoniach. Wzrok wbił w pokład.
— Oczywiście, że tak. Ale wydawało mi się, że mnie to nie spotka, że coś takiego może się zdarzyć komu innemu, ale nie mnie. Zawsze tak jest, prawda?
— Pernilla wie?
— Nie, nie. Ale myślę, że coś podejrzewa. Sama widziałaś, jak zareagowała na nasz widok. Od kilku miesięcy tak się zachowuje. Jest zazdrosna, pilnuje mnie. Przeczuwa, że coś się dzieje.
— Rozumiesz chyba, że musisz jej powiedzieć?
Dan gwałtownie potrząsnął głową, do jego oczu znów napłynęły łzy.
— Erika, to niemożliwe. Nie mogę. Dopiero po tej historii z Alex zrozumiałem, ile dla mnie znaczy Pernilla. Alex była moją namiętnością, ale Pernilla i dzieci są moim życiem. Nie mogę!
Erika nachyliła się i położyła dłoń na ręce Dana. Mimo przejęcia mówiła spokojnie, jasnym głosem:
— Dan, musisz, dopóki masz szansę, opowiedzieć o tym własnymi słowami. Policja tak czy inaczej dojdzie prawdy, a wtedy nie będziesz mógł przedstawić tego Pernilli, jak byś chciał. Nie będziesz miał wyboru. Sam powiedziałeś, że ona coś wie, a przynajmniej podejrzewa. Może dla was obojga będzie lepiej, jak o tym porozmawiacie. Atmosfera się oczyści.
Dan słuchał. Widać było, że jej słowa trafiły mu do przekonania. Drżał.
— A jeśli ona mnie zostawi? Jeśli odejdzie i zabierze dzieci? Co ja wtedy zrobię? Bez nich jestem nikim.
Złośliwy głosik w głowie Eriki wyszeptał, że trzeba było o tym myśleć wcześniej, ale przeważył mocniejszy głos, że minęła pora wyrzutów i przyszedł czas na ważniejsze sprawy. Objęła go i pogłaskała po plecach. Dan zapłakał. Po chwili uspokoił się i otarł łzy. Najwyraźniej postanowił nie odkładać tego, co nieuniknione.
Odjeżdżając z nabrzeża, Erika spojrzała we wsteczne lusterko i zobaczyła Dana, jak stoi na łodzi ze wzrokiem utkwionym w dal. Trzymała kciuki za to, żeby udało mu się dobrać właściwe słowa. Nie będzie to łatwe.