— O co ci chodzi? Ty dostałaś, Pernilla też, ale wątpię, żeby jej się chciało czytać.
Erika dojrzała na jego twarzy niepokój. Rękami w rękawiczkach mocniej chwyciła reling, o który się opierała, i spojrzała mu prosto w oczy.
— A Alex? Też dostała?
Dan zbladł. Jego twarz nabrała niemal tej samej barwy co śnieg na lodzie za jego plecami. Przez moment wyglądał, jakby mu ulżyło.
— O co ci chodzi? Alex? — Jeszcze się nie poddawał.
— Mówiłam ci przecież, że pewnego wieczoru w zeszłym tygodniu poszłam do domu Alex. Ale nie powiedziałam, że ktoś tam wtedy przyszedł. Ten ktoś poszedł prosto do sypialni, żeby coś zabrać. Długo nie mogłam sobie uzmysłowić, co to było, ale kiedy sprawdziłam, do kogo Alex dzwoniła z domu po raz ostatni, i okazało się, że był to numer twojej komórki, przypomniałam sobie, co zginęło z sypialni. Przecież mam w domu taki sam tomik.
Dan milczał. Erika mówiła dalej.
— Nietrudno było się domyślić, dlaczego ktoś miałby wchodzić do domu Alex, żeby zabrać coś tak banalnego jak zbiór wierszy. Była w nim dedykacja, prawda? Dedykacja wskazująca jasno na mężczyznę, który był jej kochankiem.
— „Z miłością ofiarowuję ci to, co kocham — Dan”.
Powiedział to głosem pełnym uczucia. Patrzył przed siebie. Nagle usiadł na skrzynce i zerwał z głowy czapkę. Zdjął rękawiczki i przesunął rękami po sterczących na wszystkie strony włosach. Potem spojrzał na Erikę.
— Nie mogłem pozwolić, żeby wyszło na jaw to szaleństwo, które nas połączyło i pochłonęło. Nie mogliśmy dopuścić, żeby kolidowało z naszym życiem. Wiedzieliśmy oboje, że trzeba to skończyć.
— Mieliście się spotkać w tamten piątek, w wieczór jej śmierci?
Na to wspomnienie przez twarz Dana przeszedł skurcz. Musiał się zastanawiać wiele razy, co by było, gdyby wtedy przyszedł. Czy żyłaby jeszcze.
— Tak, mieliśmy się spotkać w piątek wieczorem. Pernilla miała jechać z dziećmi w odwiedziny do siostry, do Munkedal. Ja się wymówiłem, że nie jestem w formie i wolałbym zostać w domu.
— Ale Pernilla nie pojechała, tak?
Zapadła cisza.
— Pernilla pojechała, ale ja zostałem w domu. Wyłączyłem komórkę, bo wiedziałem, że Alex nie odważy się zadzwonić na domowy telefon. A zostałem, bo stchórzyłem. Nie miałem odwagi spojrzeć jej w oczy i powiedzieć, że to koniec. Wiedziałem, że ona rozumie, że musi to nastąpić wcześniej czy później, ale nie potrafiłem się zdobyć na pierwszy krok. Pomyślałem, że jeśli będę się wycofywać stopniowo, znudzi jej się i sama zerwie. Bardzo to męskie, prawda?
Erika zdawała sobie sprawę, że najtrudniejsze ma jeszcze przed sobą, ale musiała mu powiedzieć wszystko. Lepiej, żeby dowiedział się od niej.
— Tylko widzisz, Dan, ona wcale nie rozumiała, że to koniec. Myślała, że macie przed sobą przyszłość. Że odejdziesz od rodziny, ona zostawi Henrika, i będziecie żyli razem długo i szczęśliwie.
Dan kurczył się z każdym jej słowem, a przecież nie powiedziała jeszcze najgorszego.
— Dan, ona się spodziewała dziecka. Twojego dziecka. Prawdopodobnie chciała ci o tym powiedzieć w tamten piątkowy wieczór. Przygotowała uroczystą kolację i schłodziła szampana.
Dan nie był w stanie na nią spojrzeć. Patrzył w dal, ale przez łzy nic nie widział. Wybuchnął płaczem i łzy spłynęły mu po policzkach. Szlochał, wycierając nos rękawiczką. Wreszcie dał za wygraną i ukrył twarz w dłoniach.
Erika przykucnęła obok i chcąc go pocieszyć, objęła ramionami, ale Dan ją odtrącił. Sam musiał się wydostać z tego piekła. Czekała cierpliwie. Łzy płynęły coraz wolniej, a Dan odetchnął spokojniej.
— Skąd wiesz, że była w ciąży? — zapytał urywanym głosem.
— Byłam na policji razem z panią Carlgren i Henrikiem Wijknerem, kiedy im o tym powiedzieli.
— Oni wiedzą, że dziecko nie było Henrika?
— Henrik chyba tak, ale pani Carlgren myśli, że to on był ojcem.
Dan kiwnął głową. Najwidoczniej znalazł jakąś pociechę w tym, że jej rodzice nie wiedzieli.
— Jak się poznaliście?
Erika zmieniła temat, by dać mu chwilę na oddech i odwrócić myśli od nienarodzonego dziecka.
Dan uśmiechnął się gorzko.
— Bardzo zwyczajnie. Gdzie mogą się tu spotkać ludzie w naszym wieku? Oczywiście w restauracji Galera. Spojrzeliśmy na siebie i to było jak kopniak w brzuch. W życiu nikt mnie tak nie pociągał.
Erika poczuła lekkie ukłucie zazdrości. Dan mówił dalej.
— Nic się wtedy nie wydarzyło, ale parę tygodni później zadzwoniła do mnie na komórkę. Pojechałem do niej. A potem jakoś samo się potoczyło. Kradzione chwile pod nieobecność Pernilli. Nie było zbyt wielu takich wieczorów ani nocy. Spotykaliśmy się raczej w ciągu dnia.
— Nie bałeś się, że cię zobaczą sąsiedzi? Sam wiesz, jak szybko wieści się rozchodzą.
— Pewnie, że myślałem o tym. Przeskakiwałem płot i wchodziłem na tyłach domu przez piwnicę. Szczerze mówiąc, była to nieodłączna część naszej relacji. Zagrożenie i ryzyko.
— Nie zdawałeś sobie sprawy, ile ryzykujesz?
Dan obracał czapkę w dłoniach. Wzrok wbił w pokład.
— Oczywiście, że tak. Ale wydawało mi się, że mnie to nie spotka, że coś takiego może się zdarzyć komu innemu, ale nie mnie. Zawsze tak jest, prawda?
— Pernilla wie?
— Nie, nie. Ale myślę, że coś podejrzewa. Sama widziałaś, jak zareagowała na nasz widok. Od kilku miesięcy tak się zachowuje. Jest zazdrosna, pilnuje mnie. Przeczuwa, że coś się dzieje.
— Rozumiesz chyba, że musisz jej powiedzieć?
Dan gwałtownie potrząsnął głową, do jego oczu znów napłynęły łzy.
— Erika, to niemożliwe. Nie mogę. Dopiero po tej historii z Alex zrozumiałem, ile dla mnie znaczy Pernilla. Alex była moją namiętnością, ale Pernilla i dzieci są moim życiem. Nie mogę!
Erika nachyliła się i położyła dłoń na ręce Dana. Mimo przejęcia mówiła spokojnie, jasnym głosem:
— Dan, musisz, dopóki masz szansę, opowiedzieć o tym własnymi słowami. Policja tak czy inaczej dojdzie prawdy, a wtedy nie będziesz mógł przedstawić tego Pernilli, jak byś chciał. Nie będziesz miał wyboru. Sam powiedziałeś, że ona coś wie, a przynajmniej podejrzewa. Może dla was obojga będzie lepiej, jak o tym porozmawiacie. Atmosfera się oczyści.
Dan słuchał. Widać było, że jej słowa trafiły mu do przekonania. Drżał.
— A jeśli ona mnie zostawi? Jeśli odejdzie i zabierze dzieci? Co ja wtedy zrobię? Bez nich jestem nikim.
Złośliwy głosik w głowie Eriki wyszeptał, że trzeba było o tym myśleć wcześniej, ale przeważył mocniejszy głos, że minęła pora wyrzutów i przyszedł czas na ważniejsze sprawy. Objęła go i pogłaskała po plecach. Dan zapłakał. Po chwili uspokoił się i otarł łzy. Najwyraźniej postanowił nie odkładać tego, co nieuniknione.
Odjeżdżając z nabrzeża, Erika spojrzała we wsteczne lusterko i zobaczyła Dana, jak stoi na łodzi ze wzrokiem utkwionym w dal. Trzymała kciuki za to, żeby udało mu się dobrać właściwe słowa. Nie będzie to łatwe.
Patrik ziewnął. Miał wrażenie, jakby ziewnięcie zaczęło się od palców u nóg i stopniowo ogarnęło całe ciało. Nigdy w życiu nie był tak śpiący, ale też nigdy nie był równie szczęśliwy.
Skupianie się na papierach piętrzących się na biurku przychodziło mu z wielkim trudem. Śledztwo obrastało w nieprawdopodobną liczbę dokumentów, a jego zadanie polegało na tym, by je dokładnie przejrzeć i znaleźć choćby niewielki, ale istotny kawałek układanki, który popchnie śledztwo do przodu. Przetarł oczy i odetchnął głęboko, żeby nabrać trochę energii.