Co dziesięć minut wstawał z krzesła, żeby się rozciągnąć, pójść po kawę, podskoczyć — zrobić cokolwiek, byle nie zasnąć i się skupić. Wiele razy sięgał po słuchawkę, by zadzwonić do Eriki, ale powstrzymywał się. Jeśli jest równie zmęczona jak on, to zapewne śpi. Miał nadzieję, że tak jest, bo postanowił, że tej nocy również nie da jej spać.
Sterta papierów dotyczących Lorentzów urosła od ostatniego razu. Widocznie Annika, jak zawsze dokładna, znalazła stare wycinki i położyła je na biurku Patrika. Pracował metodycznie, odświeżając pamięć i wracając do wycinków ze spodu sterty. Nie znalazł nic, co by mu pomogło ruszyć z miejsca. Ciągle miał uczucie, że coś przeoczył, ale nie wiedział co.
Pierwszą ciekawą informację znalazł w wycinku ze środka sterty. Dotyczyła podpalenia w Bullaren, około pięćdziesięciu kilometrów od Fjällbacki. „Bohusläningen” z 1975 roku poświęcił temu wydarzeniu niemal całą kolumnę. Dom spłonął błyskawicznie w nocy z szóstego na siódmy lipca. Zostały zgliszcza, a w nich ludzkie szczątki. Policja ustaliła, że byli to właściciele domu, małżeństwo Stig i Elisabeth Norin. Cudem uratował się ich dziesięcioletni syn. Znaleziono go w jednym z zabudowań. Według „Bohusläningen” okoliczności pożaru były podejrzane, a policja była zdania, że chodziło o podpalenie.
Wycinek został przyczepiony spinaczem do teczki, w której Patrik znalazł wyniki policyjnego dochodzenia. Nie rozumiał, co może mieć wspólnego z rodziną Lorentzów, dopóki nie otworzył teczki i nie natrafił na imię synka Norinów. Chłopiec miał na imię Jan. W teczce znajdował się również raport opieki społecznej o umieszczeniu dziecka w rodzinie zastępczej, u Lorentzów. Patrik aż gwizdnął. Nie bardzo wiedział, jak to się ma do śmierci Alex lub Andersa, ale czuł, że to właściwy trop. Zanotował, a potem wrócił do przeglądania materiałów.
Jego notes zapełniał się coraz bardziej. Pisał zamaszyście i niewyraźnie. Karin żartowała, że powinien był zostać lekarzem. Najważniejsze, że potrafił sam siebie odczytać. W kilku punktach zapisał, co ma do zrobienia, ale były tam również kwestie opatrzone wielkimi znakami zapytania. Na kogo Alex czekała z kolacją? Kim był mężczyzna, z którym spotykała się w tajemnicy, ojciec jej dziecka? Czy był to Anders, choć zaprzeczał, czy ktoś inny? Jak to się stało, że Alex, piękna bogata kobieta z klasą, wdała się w romans z kimś takim jak Anders? Dlaczego Alex trzymała w szufladzie wycinek o zniknięciu Nilsa Lorentza?
Lista pytań wydłużała się coraz bardziej. Dopiero na trzeciej kartce formatu A4 Patrik zapisał pytanie dotyczące śmierci Andersa. Kupka papierów związanych z jego sprawą była na razie niewielka. Z czasem urośnie, ale na razie było około dziesięciu dokumentów. Najważniejsze pytanie dotyczyło sposobu, w jaki zginął Anders. Patrik podkreślił je kilka razy na czarno. Jak morderca albo mordercy powiesili Andersa na haku na suficie? Sekcja przyniesie jakieś odpowiedzi, ale sądząc po tym, co widział na własne oczy, na ciele Andersa nie było żadnych śladów świadczących o użyciu przemocy. Dokładnie tak, jak powiedział Mellberg. Bezwładne ciało jest bardzo ciężkie, a ciało Andersa trzeba było podnieść na sporą wysokość.
Patrik był niemal gotów choć raz przyznać rację Mellbergowi, że musiało w tym uczestniczyć więcej osób. Tyle że nie było to zgodne z okolicznościami zabójstwa Alex, a Patrik dałby sobie głowę uciąć, że sprawcą jest ta sama osoba. Choć na początku się wahał, teraz był o tym absolutnie przekonany.
Spojrzał na papiery znalezione w mieszkaniu Andersa i rozłożył je na biurku jak wachlarz. W ustach miał pełno żółtych wiórków z pogryzionego w zamyśleniu ołówka. Spróbował je wypluć, a resztki zdjąć z języka palcami, ale nie bardzo mu to wychodziło. Przykleiły się do palców. Strzepnął ręką kilka razy, a potem dał spokój i wrócił do papierów leżących na biurku. Żaden nie wydawał się szczególnie interesujący. Wziął rachunek z Telii, żeby od czegoś zacząć. Anders dzwonił bardzo mało, ale po zsumowaniu wszystkich stałych opłat kwota i tak musiała być niemała. Do rachunku dołączony był wykaz rozmów. Patrik westchnął na myśl, że musi przez to przebrnąć. Nie był to dzień na nudne, rutynowe zajęcia.
Zaczął dzwonić kolejno na numery wymienione w wykazie. Nie było ich wiele, ale jeden zwrócił jego uwagę. Nie występował na początku wykazu. Pojawił się w środku i potem Anders dzwonił na niego najczęściej. Patrik wybrał ten numer.
Po ośmiu sygnałach miał już odłożyć słuchawkę, gdy włączyła się poczta głosowa. Patrik usłyszał nazwisko i wyprostował się nagle na krześle. Aż go zabolały mięśnie ud. Zapomniał, że trzyma nogi na biurku. Spuścił je na podłogę i rozmasował wewnętrzną stronę prawego uda, zdrętwiałego wskutek braku ruchu.
Powoli odłożył słuchawkę, zanim umilkł sygnał nagrywania. Zaznaczył coś kółkiem w notesie, potem jeszcze raz. Jedno zadanie zamierzał wziąć na siebie, drugie zlecić Annice. Wziął notatki i poszedł do Anniki. Pisała coś na komputerze. Okulary zjechały jej na czubek nosa. Spojrzała na niego pytająco.
— Przyszedłeś się zaofiarować, że przejmiesz jeden z moich niewyobrażalnie ciężkich obowiązków, prawda?
— Niezupełnie, co innego miałem na myśli. — Patrik uśmiechnął się lekko.
— Tak właśnie podejrzewałam.
Annika udała, że patrzy na niego surowo.
— A więc jak chcesz się przyczynić do mojego wrzodu żołądka?
— Mam dla ciebie maleńkie zadanie, naprawdę malutkie.
— Słucham.
Patrik przyciągnął krzesło i usiadł przed biurkiem Anniki. Jej pokój, choć mały, był bez wątpienia najprzyjemniejszy w całym komisariacie. Przyniosła mnóstwo roślin doniczkowych, które znakomicie rosły, mimo że jedyne światło wpadało przez okienko wychodzące na wejście dla interesantów. Prawdziwy cud. Nagie betonowe ściany pokrywały zdjęcia przedstawiające dwie pasje Anniki i jej męża Lennarta — psy oraz wyścigi równoległe. Mieli dwa czarne labradory, które zabierali na cotygodniowe wyjazdy na wyścigi równoległe. Spotykali tam w zasadzie stale tych samych ludzi, trzymających się razem i bardzo zaprzyjaźnionych. Zazwyczaj wyścigi odbywały się w dwa weekendy w miesiącu, a wtedy nie warto było nawet próbować namawiać Anniki do pracy.
Patrik zerknął do notatek.
— Chciałbym cię prosić, żebyś mi pomogła ustalić pewne fakty dotyczące Alexandry Wijkner. Poczynając od śmierci — co i o której godzinie się wydarzyło. Jak długo była żoną Henrika. Jak długo mieszkała w Szwecji. Wszystko na temat szkół we Francji i w Szwajcarii, i tak dalej. Okej?
Annika notowała, a na pytanie Patrika odpowiedziała skinieniem. Patrik był pewien, że dowie się wszystkiego, czego trzeba się dowiedzieć, a przede wszystkim czy coś z tego, co już wiedzą, nie jest przypadkiem nieprawdą. Był bowiem przekonany, że coś się musi nie zgadzać.
— Dziękuję, Annika. Jesteś prawdziwym skarbem.
Zaczął wstawać, gdy Annika krzyknęła: „Siad!”.
Zastygł, a po chwili usiadł z powrotem. Zrozumiał, dlaczego labradory Anniki są tak doskonale wychowane.
Annika rozsiadła się i uśmiechnęła z zadowoleniem. Patrik pojął swój błąd: przyszedł do jej pokoju osobiście, zamiast zostawić jej na biurku kartkę. Powinien wiedzieć, że go przejrzy. Miała nieprawdopodobną zdolność wywęszenia każdej historii miłosnej. Pozostawało tylko wywiesić białą flagę i skapitulować. Patrik rozsiadł się w oczekiwaniu na grad pytań. Zaczęła łagodnie i podstępnie.
— Coś marnie dziś wyglądasz.
— Hm…
Niech się jeszcze trochę postara.
— Miałeś wczoraj jakąś imprezę?