Patrik rozumiał, że Erika ma na myśli nie tylko dom.
— Jak doszło do tego wypadku? Nie masz mi za złe, że pytam?
— Nie, w porządku. — Odetchnęła głębiej. — Rodzice wracali od siostry ojca. Mieszka w Strömstad. Było ciemno, po deszczu złapał mróz, na szosie była szklanka. Tata jeździł ostrożnie, ale prawdopodobnie na drogę wybiegło jakieś zwierzę. Samochód gwałtownie zarzuciło, wpadł w poślizg i uderzył prosto w drzewo. Prawdopodobnie oboje zginęli na miejscu. Tak nam w każdym razie powiedzieli, bo nie wiadomo, czy tak było naprawdę.
Z oka spłynęła jej łza. Patrik nachylił się i ją starł. Potem chwycił ją za podbródek, zmuszając, by na niego spojrzała.
— Gdyby to nie była prawda, nie powiedzieliby. Jestem przekonany, że nie cierpieli. Absolutnie przekonany.
Erika w milczeniu skinęła głową. Uwierzyła mu i poczuła się, jakby jej zdjęto z piersi wielki ciężar. Samochód spłonął po wypadku i Erika spędziła niejedną bezsenną noc, myśląc z przerażeniem, że rodzice jeszcze żyli. Słowa Patrika rozproszyły jej lęki. Po raz pierwszy od wypadku myślała o tym spokojnie. Został żal, ale lęk zniknął. Patrik starł jej z policzka parę zabłąkanych łez.
— Biedna ty moja. Biedulka.
Wzięła jego dłoń i przyłożyła sobie do policzka.
— Wcale nie, nie żałuj mnie, Patriku. Prawdę mówiąc, nigdy nie byłam równie szczęśliwa jak w tej chwili. Dziwne, ale przy tobie czuję się całkowicie bezpieczna. W ogóle nie odczuwam niepokoju, jaki się zwykle czuje na początku związku. Jak myślisz, z czego to wynika?
— Z tego, że jesteśmy sobie przeznaczeni.
Słysząc te uroczyste słowa, Erika zarumieniła się, bo czuła tak samo. Jakby odnalazła drogę do domu.
Wstali jak na sygnał, zostawiając na stole naczynia, i poszli objęci do sypialni. Na dworze szalała zamieć.
Dziwnie się czuła, mieszkając znów w swoim panieńskim pokoiku. Zwłaszcza że zmienił jej się gust, a pokój pozostał, jaki był. Dużo różowego i koronek to już nie to.
Julia leżała na wąskim łóżku i wpatrywała się w sufit. Ręce splotła na brzuchu. Wszystko się waliło. Życie jej się waliło, rozpadało na kawałki. Miała wrażenie, jakby dotąd żyła w gabinecie luster, gdzie nic nie jest takie, jak się zdaje. Nie wiedziała, co dalej ze studiami. Cały zapał z niej uszedł, w środku semestru. Nie wierzyła zresztą, aby ktoś dostrzegł jej nieobecność. Nigdy nie było jej łatwo o przyjaciół.
Mogłaby do późnej starości leżeć w tym różowym pokoju i wpatrywać się w sufit, a Birgit i Karl-Erik nie odważą się jej przeszkadzać. Może do końca życia żyć na ich koszt, bo kluczem do ich skarbonki są wyrzuty sumienia.
Julia miała uczucie, jakby szła pod wodą. Ruchy miała ciężkie i spowolnione, dźwięki dochodziły jak przepuszczone przez filtr. Kiedyś było inaczej. Płonęła słusznym gniewem i nienawiścią, która ją samą przerażała. Nienawiść została, ale teraz towarzyszyła jej rezygnacja. Julia była tak przyzwyczajona gardzić samą sobą, że nienawiść obróciła też przeciwko sobie. Trudno pozbyć się starego nawyku, zwłaszcza że opanowała go do perfekcji.
Odwróciła się na bok. Na biurku stało zdjęcie — jej i Alex. Trzeba je wyrzucić, ale najpierw musi zebrać siły. Potem podrze je na kawałeczki i wyrzuci. Skrzywiła się na widok uwielbienia malującego się w jej spojrzeniu na zdjęciu. Alex jak zwykle chłodna i piękna, a stojące obok brzydkie kaczątko spogląda na nią z zachwytem. Według Julii Alex nie mogłaby zrobić nic niewłaściwego. Julia chciała wierzyć, że pewnego dnia wylęgnie się z kokonu równie piękna i pewna siebie jak Alex. Na myśl o swojej naiwności uśmiechnęła się z politowaniem. Cóż za gorzki żart. Najgorsze, że jej kosztem. Ciekawe, czy obmawiali ją za plecami, czy wyśmiewali się z głupiej i brzydkiej Julii.
Usłyszała ostrożne pukanie i skuliła się na łóżku. Wiedziała, kto puka.
— Julio, martwimy się o ciebie. Może byś zeszła do nas na chwilę?
Nie odpowiedziała, wpatrując się ze skupieniem w kosmyk włosów.
— Dziecko kochane, proszę cię.
Birgit usiadła na krześle stojącym przy biurku i zwróciła się w kierunku Julii.
— Rozumiem, że jesteś na nas wściekła, może nawet nas nienawidzisz, ale wierz mi, nie chcieliśmy cię skrzywdzić.
Julia z przyjemnością stwierdziła, że Birgit wygląda na skrajnie wyczerpaną, jakby miała za sobą wiele nieprzespanych nocy. Pewnie tak było. Wokół oczu pojawiły się nowe zmarszczki jak kurze łapki. Julia pomyślała złośliwie, że Birgit będzie musiała przyśpieszyć lifting, który miała zamiar sobie zrobić w prezencie z okazji przypadających za rok sześćdziesiątych piątych urodzin. Birgit przysunęła się bliżej i położyła rękę na ramieniu Julii. Julia ją odtrąciła. Birgit odsunęła się urażona.
— Wszyscy cię kochamy. Przecież wiesz.
A jakże. Po co to mówić? Przecież wiadomo, jak jest. Birgit nie ma pojęcia o miłości. Kochała jedynie Alex. Zawsze tylko Alex.
— Julio, musimy porozmawiać, powinniśmy się nawzajem wspierać.
Głos jej zadrżał. Julia była ciekawa, ile razy Birgit pomyślała, że wolałaby, aby to ona zginęła zamiast Alex. Obserwowała Birgit, jak zrezygnowana wstaje, z drżeniem odstawia na miejsce krzesło i przed wyjściem rzuca jej błagalne spojrzenie. Odwróciła się do ściany. Drzwi zamknęły się cicho.
Patrik nigdy nie przepadał za porankami, ale dzisiejszy był wyjątkowo ciężki. Po pierwsze dlatego, że musiał wstać z ciepłego łóżka, zostawiając w nim Erikę, i pojechać do pracy. Po drugie dlatego, że aby wyjechać, musiał przez pół godziny odśnieżać samochód. A po trzecie ten cholerny samochód nie chciał zapalić. Po kilku daremnych próbach dał za wygraną i pożyczył samochód od Eriki. Na szczęście zaskoczył od razu.
Wparował do komisariatu z półgodzinnym opóźnieniem. Pociągnął kilka razy za przód koszuli, żeby się trochę ochłodzić, bo aż się zgrzał od tego odśnieżania. Przystanął jeszcze przy maszynce do kawy i dopiero gdy z napełnioną filiżanką zasiadł za biurkiem, poczuł, jak mu się tętno uspokaja. Na chwilę pozwolił sobie pogrążyć się w miłosnych marzeniach. Ostatnia noc była równie cudowna jak poprzednia. Udało mu się zachować resztki zdrowego rozsądku i przespać kilka godzin. Powiedzieć, że jest wypoczęty, byłoby przesadą, ale nie był tak nieprzytomny ze zmęczenia jak wczoraj.
Najpierw przejrzał notatki z wczorajszego spotkania z Janem. Nie przyniosło wprawdzie żadnych nowych interesujących szczegółów, ale nie uważał tego czasu za stracony. Istotne było również wyrobienie sobie zdania na temat osób zamieszanych w sprawę. „Dochodzenia w sprawach o morderstwo dotyczą ludzi” — powtarzał jeden z jego wykładowców w szkole policyjnej i Patrik zapamiętał te słowa. Uważał, że zna się na ludziach. Kiedy przesłuchiwał świadków i podejrzanych, starał się oderwać na chwilę od faktów i skupić na danej osobie, by wyrobić sobie pogląd na jej temat. Jan nie zrobił na nim dobrego wrażenia. Patrik spróbował podsumować swoje odczucia: niegodny zaufania, oślizły i lubieżny. Było dla niego oczywiste, że Jan coś ukrywa. Sięgnął ponownie do papierów dotyczących Lorentzów. Nadal nie potrafił dopatrzyć się związku między tymi ludźmi a morderstwami. Poza telefonami Andersa do Jana. Nie mógłby jednak udowodnić, że historia o głuchych telefonach jest niezgodna z prawdą. Patrik wyjął teczkę z materiałami na temat śmierci rodziców Jana. Niepokoiło go coś, co usłyszał w głosie Jana, jakiś fałszywy ton, kiedy o tym opowiadał. Przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Podniósł słuchawkę i wybrał numer znany mu na pamięć.