— Urodziła się trzeciego stycznia. Zgadza się. Kiedy się wyprowadzili, miała dwanaście lat.
Patrik kiwnął głową w zamyśleniu. Informacje zdobyte przez Annikę są cenne, ale przynoszą nowe pytania. Gdzie Carlgrenowie przebywali od wiosny 1977 roku do wiosny 1978 roku? Nie mogli tak po prostu zniknąć. Na pewno są jakieś ślady, tylko trzeba je znaleźć. Ale musi być coś jeszcze. Nie dawała mu spokoju uwaga lekarza sądowego, że Alex już kiedyś rodziła.
— Więcej luk w jej życiorysie nie znalazłaś? A może ktoś za nią zdawał egzaminy na uniwersytecie? Albo jej wspólniczka przez jakiś czas prowadziła galerię sama? Nie chodzi o to, żebym nie ufał twoim informacjom, ale czy mogłabyś sprawdzić to jeszcze raz? I popytaj w szpitalach, czy rodziła u nich Alexandra Carlgren albo Wijkner. Zacznij od szpitali w Göteborgu, a jeśli tam nic nie znajdziesz, szukaj dalej, posuwając się w głąb kraju. Gdzieś muszą być jakieś dane na ten temat. Przecież dziecko nie może ot tak zniknąć.
— A nie mogła urodzić za granicą? Na przykład gdy chodziła do tej szkoły w Szwajcarii? Albo we Francji?
— Oczywiście, że też sam na to nie wpadłem! Może uda się zdobyć informacje oficjalnymi kanałami policyjnymi? Może w ten sposób wpadniemy na trop Carlgrenów. Paszporty, wizy, ambasady. Gdzieś muszą być informacje, dokąd pojechali.
Annika pilnie notowała.
– À propos, czy któremuś z kolegów udało się dowiedzieć czegoś konkretnego?
— Ernst sprawdził alibi Bengta Larssona. Zgadza się, więc jego można skreślić. Martin rozmawiał przez telefon z Henrikiem Wijknerem, ale niczego się od niego nie dowiedział o relacji między Andersem i Alex. Pogada jeszcze z kumplami Andersa od flaszki, żeby ich wypytać, może im coś mówił. A Gösta… siedzi w swoim pokoju, użalając się nad sobą, próbując się zebrać, żeby jechać do Göteborga na rozmowę z Carlgrenami. Założę się, że wyruszy najwcześniej w poniedziałek.
Patrik westchnął. Jeśli chce znaleźć rozwiązanie sprawy, będzie musiał je sam wydreptać, nie oglądając się na kolegów.
— A nie pomyślałeś, żeby zapytać Carlgrenów wprost? Może nie ma w tym nic podejrzanego i wytłumaczenie jest zupełnie naturalne?
— To oni podali nam takie właśnie informacje o Alex, z jakichś powodów ukrywając, co wtedy robili. Porozmawiam z nimi, ale chciałbym być pewien swego, żeby nie próbowali się wykręcać.
Annika odchyliła się na krześle i uśmiechnęła podstępnie.
— No to kiedy ślub?
Patrik wiedział, że Annika nie wypuści zdobyczy tak łatwo. Trzeba się pogodzić. Przez jakiś czas będzie ulubionym tematem jej żartów.
— Jeszcze trochę na to za wcześnie. Zanim damy na zapowiedzi, powinniśmy chyba być ze sobą przynajmniej tydzień.
— Proooszę, czyli jesteście parą.
Patrik zdał sobie sprawę, że nieodwołalnie wpadł w jej sidła.
— Właściwie nie, chociaż tak, no może… Sam nie wiem. Dobrze nam razem i tyle, ale wszystko jest takie świeże, zresztą może ona niedługo wróci do Sztokholmu. Tyle na razie i tym musisz się zadowolić.
Patrik wił się jak piskorz.
— Już dobrze, ale oczekuję bieżących informacji o rozwoju wydarzeń, słyszysz? — Annika pogroziła mu palcem.
Skinął głową z rezygnacją.
— Tak, tak, dowiesz się wszystkiego. Przyrzekam. Zadowolona?
— Na razie może być.
Wstała, obeszła biurko i zanim się zorientował, przytuliła go do obfitej piersi. Uściskała go tak mocno, że aż mu żebra zatrzeszczały.
— Tak się cieszę ze względu na ciebie. Tylko pamiętaj, masz się naprawdę postarać, obiecaj mi to.
Patrik nie odpowiedział, bo na moment stracił oddech, ale milczenie odczytała jako potwierdzenie i wypuściła go z objęć. Przedtem jednak uszczypnęła go jeszcze w policzek.
— Idź do domu się przebrać. Cuchniesz!
Po takim komentarzu na do widzenia musiał przez chwilę dochodzić do siebie na korytarzu. Pobolewały go żebra i policzek. Bardzo lubił Annikę, ale chwilami wolałby, żeby trochę ostrożniej obchodziła się z liczącym trzydzieści pięć wiosen mężczyzną, którego kondycja fizyczna pozostawia wiele do życzenia.
Wysepka, na której znajdowało się kąpielisko, o tej porze roku była zupełnie pusta. Latem panował tu gwar, teraz tylko wiatr zawodził nad grubą pokrywą śniegu, który napadał ostatniej nocy. Erika ostrożnie stąpała po ośnieżonych skałkach. Potrzebowała świeżego powietrza, a stąd, z Badholmen, miała w dodatku rozległy widok na wyspy i bezkres lodu. Z oddali dobiegał szum samochodów, poza tym panowała błoga cisza. Prawie słyszało się własne myśli. Obok stała wieża do skoków do wody. Nie była tak wysoka jak w latach dzieciństwa, gdy wydawała się sięgać nieba, ale na tyle wysoka, że Erika nawet w piękny słoneczny dzień nie odważyłaby się skoczyć z najwyższej platformy.
Mogłaby tu stać w nieskończoność. Chłód, choć przenikliwy, nie miał do niej dostępu, bo odpowiednio się ubrała. Miała nawet wrażenie, że taje od środka. Nie zdawała sobie sprawy ze swej samotności aż do chwili, gdy przestała być samotna. A jeśli będzie musiała wrócić do Sztokholmu? Mimo wszystko to paręset kilometrów, a na związek na odległość czuła się już za stara.
Czy uda jej się zostać we Fjällbace, jeśli będzie musiała w końcu sprzedać dom? Nie chciała wprowadzać się do Patrika, zanim ich związek nie okaże się trwały, a to wymaga czasu. A w takim razie powinna znaleźć sobie inne mieszkanie.
Problem w tym, że ta perspektywa jej się nie podobała. Głównie dlatego, że jeśli dom zostanie sprzedany, wolałaby przeciąć więzy łączące ją z Fjällbacką, niż patrzeć, jak obcy ludzie chodzą po jej rodzinnym gnieździe. Nie wyobrażała sobie również, że miałaby tu wynajmować jakieś mieszkanie. Byłoby to bardzo dziwne. Nakładające się na siebie nieprzyjemne myśli tłumiły wcześniejszą radość. Wszystkie problemy na pewno dałoby się rozwiązać, ale choć nie czuła się staro, lata przeżyte w pojedynkę sprawiły, że nie była już tak elastyczna. Po namyśle doszła do wniosku, że nie musi żyć w Sztokholmie, pod warunkiem że zamieszka w znajomym środowisku, bo miłość miłością, ale nie zniosłaby aż tylu zmian.
Możliwe zresztą, że do tego nastawienia przyczyniła się śmierć rodziców, zmiana dostatecznie wielka, żeby przez całe lata chcieć tylko tego, aby życie było bezpieczne i przewidywalne. Dotąd bała się wiązać. Teraz jednak niczego nie pragnęła bardziej, niż włączyć Patrika do tego bezpiecznego, przewidywalnego życia i móc planować kolejne etapy. Wspólne zamieszkanie, zaręczyny, ślub, dzieci, a potem wiele nakładających się na siebie powszednich dni. Aż któregoś dnia spojrzą na siebie i odkryją, że razem dożyli starości. To przecież niezbyt wygórowane życzenie.
Erika pomyślała o Alex i zrobiło jej się żal. Jakby dopiero teraz do niej dotarło, że życie Alex zakończyło się nieodwołalnie. Wprawdzie ich ścieżki od dawna się nie przecinały, od czasu do czasu myślała o niej. Wiedziała, że Alex żyje sobie gdzieś, równolegle do niej. Teraz tylko Erika ma przyszłość niosącą zarówno dobre, jak i złe chwile. Za każdym razem, gdy pomyśli o Alex, stanie przed nią obraz zwłok leżących w wannie. Krew na kafelkach i włosy jak zmrożona aureola. Może właśnie dlatego zdecydowała się napisać książkę o Alex, żeby wrócić do lat przyjaźni, a jednocześnie poznać ją taką, jaką się stała później.
W ostatnich dniach Erika zaniepokoiła się. Materiał wydał jej się płaski, jakby na trójwymiarową postać patrzyła tylko od jednej strony, nie dostrzegając pozostałych, równie ważnych. Nasuwał się wniosek, że powinna się lepiej przyjrzeć ludziom z najbliższego otoczenia Alex, nie tylko głównym postaciom, także tym z drugiego planu. Wróciła myślami do tego, co przeczuwała jako dziecko, chociaż nigdy nie uzyskała jasności w tej sprawie.