— Ten papier pochodzi z kołonotatnika, który znalazłem w mieszkaniu ofiary morderstwa. Widać na nim odcisk innej zapisanej kartki, ale jest na tyle słaby, że da się odczytać jedynie częściowo. Zdaje się, że macie sprzęt umożliwiający odczytanie takiej kopii, prawda?
— No tak, oczywiście — odparł Robert z pewnym ociąganiem, wciąż oglądając papier w świetle lampy. — Ale jak sam powiedziałeś, obowiązują pewne procedury, także co do kolejności. Mamy pełno spraw czekających na ekspertyzę.
— Wiem oczywiście, że tak jest. Pomyślałem tylko, że być może da się to szybko i łatwo sprawdzić. Byłbym bardzo wdzięczny, gdybyś tylko zerknął i powiedział, czy da się to odczytać…
Robert zmarszczył czoło, jakby się zastanawiał nad słowami Patrika, a potem uśmiechnął się szelmowsko i wstał z krzesła.
— Bez przesady z tą biurokracją. Przecież to tylko parę minut. Chodźmy.
Wyszedł z pokoju i poszedł przodem, prowadząc Patrika do pokoju naprzeciwko. Było to duże i jasne pomieszczenie, pełne dziwnych sprzętów. Wszystko lśniło kliniczną czystością. Wrażenie potęgowały śnieżnobiałe ściany i chromowane szafki i blaty. Podeszli do urządzenia stojącego w głębi sali. Robert ostrożnie wyjął papier z folii i umieścił na płytce. Nacisnął guzik „on” i zapaliło się błękitnawe światło. Na papierze ukazał się wyraźnie cały tekst.
— Widzisz? O to ci chodziło?
Patrik przebiegł po nim wzrokiem.
— Na to liczyłem. Możesz to chwilę przytrzymać, żebym mógł przepisać?
Robert uśmiechnął się.
— Ułatwię ci życie jeszcze bardziej. Ten aparat umożliwia zrobienie zdjęcia tekstu. Będziesz je mógł ze sobą zabrać.
Patrik uśmiechnął się szeroko.
— Super! Dziękuję.
Po półgodzinie Patrik wyszedł z fotokopią kartki wydartej z kołonotatnika Andersa. Przedtem złożył Robertowi uroczystą obietnicę, że będzie się częściej odzywać. Miał nadzieję, że jej dotrzyma, ale niestety znał siebie aż za dobrze.
Jechał do domu pogrążony w myślach. Uwielbiał jeździć po ciemku. Łatwiej mu się myślało, gdy go otulała aksamitna noc, z rzadka przecinana światłami nielicznych samochodów jadących z przeciwka. Poskładał uzyskane wcześniej informacje z tym, co odczytał z kartki, i kiedy wjeżdżał przed dom w Tanumshede, był pewien, że udało mu się rozwiązać przynajmniej jedną z męczących go zagadek.
Dziwnie się czuł, kładąc się spać bez Eriki. To dziwne, jak szybko człowiek przyzwyczaja się do przyjemnych rzeczy. Okazało się, że trudno mu się zasypia samemu. Kiedy Erika zadzwoniła do niego z wiadomością, że nieoczekiwanie przyjechała jej siostra i będzie lepiej, jeśli Patrik zanocuje u siebie, poczuł taki zawód, że aż go to zdziwiło. Chciał spytać, co się dzieje, ale domyślił się, że Erika nie może rozmawiać. Powiedział tylko, że jutro się odezwie i że tęskni.
Myśli o Erice i o tym, co ma do zrobienia jutro, nie dawały mu zasnąć. Miał przed sobą długą noc.
Okazja do rozmowy nadarzyła się dopiero wieczorem, kiedy dzieci zasnęły. Erika szybko rozmroziła gotowe danie, bo Anna powinna zjeść coś gorącego. Jej samej też burczało w brzuchu, bo z tego wszystkiego również zapomniała coś zjeść.
Ale Anna nie tyle jadła, ile grzebała widelcem na talerzu. Erika tak jak dawniej zaniepokoiła się o młodszą siostrę. Chciałaby, jak kiedyś, gdy były małe, utulić Annę, zapewnić, że wszystko będzie dobrze, i pocałować bolące miejsce, żeby ból zniknął. Są jednak dorosłe, a problem Anny to sprawa znacznie poważniejsza. Wobec tego problemu Erika czuła się całkowicie bezradna i bezsilna. Po raz pierwszy siostra wydała jej się kimś obcym. Czuła się niezręcznie i nie wiedziała, jak z nią rozmawiać. Czekała w milczeniu, aż Anna zrobi pierwszy krok. Nastąpiło to dopiero po dłuższej chwili.
— Nie wiem, co robić. Co będzie ze mną i z dziećmi? Gdzie się podziejemy? Z czego będę żyć? Tyle lat siedziałam w domu, nic nie umiem.
Anna zacisnęła dłonie na blacie stołu, jakby fizycznie chciała zapanować nad sytuacją.
— Powoli, nie wszystko naraz. Wszystko się ułoży, tylko trzeba się do tego zabrać powoli. Możesz tu zostać z dziećmi, jak długo zechcesz. To jest również twój dom, prawda?
Pozwoliła sobie na lekki uśmiech i ku jej radości Anna również się uśmiechnęła. A potem otarła nos wierzchem dłoni i zaczęła w zamyśleniu skubać obrus.
— Nie mogę sobie wybaczyć, że dopuściłam, żeby sprawy zaszły tak daleko. Jak ja mogłam pozwolić, żeby Lucas zrobił krzywdę Emmie?
Lało jej się z nosa. Sięgnęła po chusteczkę.
— Dlaczego do tego dopuściłam? Przecież w głębi duszy wiedziałam, że to się stanie, ale wolałam zamknąć oczy, bo tak mi było wygodniej.
— Anno, akurat w tej sprawie mam stuprocentową pewność. Świadomie nigdy nie pozwoliłabyś zrobić dzieciom krzywdy.
Erika sięgnęła przez stół i chwyciła przeraźliwie chudą rękę Anny. Kości dłoni miała kruche jak ptak, aż strach było ścisnąć mocniej.
— Sama nie rozumiem, jak to się dzieje, że choć tak postąpił, nadal go kocham. Trwa to od tak dawna, że ta miłość stała się częścią mnie. Nie potrafię się jej wyzbyć. Chciałabym ją dosłownie wyciąć z siebie, bo czuję się przez to odrażająca i brudna.
Drugą drżącą rękę położyła na piersi.
— Anno, to normalne, nie ma się czego wstydzić. Powinnaś teraz pomyśleć o sobie i zadbać o siebie.
Umilkła.
— Ale jedną rzecz musisz zrobić. Musisz złożyć na niego doniesienie na policję.
— Nie, Eriko, nie mogę.
Łzy płynęły jej po policzkach, po podbródku i kapały na obrus, zostawiając mokre plamki.
— Anno, musisz. Nie może mu to ujść płazem. Nawet mi nie mów, że zgadzasz się, żeby nie poniósł konsekwencji tego, że niemal złamał rękę własnej córce!
— Nie, no tak, zresztą nie wiem. Nie umiem teraz myśleć jasno. Czuję, jakbym miała w głowie watę. Nie mam siły, może później.
— Nie, Anno, później będzie za późno. Musisz to zrobić teraz! Pojadę z tobą do komisariatu. Pamiętaj, musisz to zrobić. Nie tylko dla dzieci, również dla siebie.
— Nie wiem, czy dam radę.
— A ja wiem, że dasz. W odróżnieniu od nas Emma i Adrian mają kochającą mamę, gotową dla nich na wszystko.
W głosie Eriki zabrzmiało rozgoryczenie.
Anna westchnęła.
— Proszę cię, daj sobie z tym spokój. Ja już dawno pogodziłam się z tym, że miałyśmy właściwie tylko tatę, i przestałam się zastanawiać, dlaczego tak było. Co możemy wiedzieć? Może mama nie chciała mieć dzieci? A może byłyśmy inne, niżby chciała? Nigdy się tego nie dowiemy i nie ma co tego wałkować. Ja i tak miałam dobrze, bo miałam ciebie. Nigdy ci tego nie mówiłam, ale zdaję sobie sprawę, ile dla mnie zrobiłaś i ile znaczyłaś w okresie dorastania. Ty nie miałaś nikogo, kto w zastępstwie mamy zająłby się tobą. Ale proszę cię, nie pielęgnuj w sobie tego żalu. Myślisz, że nie widziałam, jak się wycofywałaś, gdy poznawałaś kogoś i sprawa zaczynała być poważna? Na wszelki wypadek, żeby cię przypadkiem nie zranił. Eriko, przestań rozpamiętywać przeszłość. Wydaje mi się, że w twoim życiu zdarzyło się coś naprawdę fajnego, więc tego nie zepsuj. Chciałabym kiedyś zostać ciocią.
Obie roześmiały się przez łzy. Erika musiała wytrzeć serwetką nos. Powietrze było aż gęste od emocji. Przeżywały coś w rodzaju duchowych porządków. Tyle było dotąd rzeczy niewypowiedzianych, tyle kurzu po kątach. Obie czuły, że pora posprzątać.
Przegadały całą noc, aż do świtu. Dzieci spały dłużej niż zwykle, a gdy Adrian w końcu dał znać krzykiem, że nie śpi, Erika zaofiarowała się, że do południa zaopiekuje się dziećmi, aby Anna mogła się przespać.