— Boooże, taki facet to marzenie każdej teściowej. Słuchaj, może ma młodszego brata?
Erika się uśmiechnęła.
Patrik od kilku godzin odkładał sprawę, która nie dała mu spać ostatniej nocy. Nieczęsto się zdarzało, żeby z taką niechęcią podchodził do zadania, które — o czym dobrze wiedział — należało do jego obowiązków. Znał już sprawcę jednego z dwóch morderstw, ale wcale go to nie cieszyło.
Jechał powoli z Sälvik w kierunku centrum. Chciał jechać jak najdłużej, ale miał niedaleko, znalazł się na miejscu wcześniej. Postawił samochód na parkingu koło sklepu spożywczego i ostatni odcinek przeszedł piechotą. Dom stał na górce, przy jednej z ulic schodzących stromo aż do szop na łodzie nad samą wodą. Był to ładny, stary dom, choć sądząc po wyglądzie, zaniedbywany od wielu lat. Patrik odetchnął głęboko i zapukał. Od tej chwili liczył się wyłącznie profesjonalizm. Nie ma miejsca na emocje, jest policjantem wykonującym swoją pracę niezależnie od tego, jak się z tym czuje.
Vera otworzyła niemal natychmiast. Spojrzała pytająco, ale zaraz się odsunęła i wpuściła go do środka. Poszła przodem do kuchni i oboje usiedli przy stole. Nie zapytała, o co chodzi. Patrik pomyślał, że już wie. Tak czy inaczej, powinien w możliwie najłagodniejszej formie powiedzieć, co ma do powiedzenia.
Patrzyła na niego spokojnie. Tylko ciemne obwódki wokół oczu świadczyły o tym, że cierpi. Przed nią na stole leżał stary album ze zdjęciami. Patrik domyślał się, że gdyby go otworzył, zobaczyłby zdjęcia Andersa z dzieciństwa. Było mu przykro przychodzić do matki pogrążonej w żałobie, tym bardziej że od śmierci syna minęło zaledwie parę dni, ale wiedział, że musi zapomnieć o odruchach serca i skupić się na ustalaniu prawdy o śmierci Andersa.
— Proszę pani, okoliczności naszego poprzedniego spotkania były bardzo przykre. Chciałbym zacząć od wyrazów współczucia w związku ze śmiercią syna.
Vera skinęła głową, czekając na dalszy ciąg.
— Zdaję sobie sprawę, że jest pani bardzo ciężko, ale muszę wyjaśnić wszystkie okoliczności. Mam nadzieję, że pani to rozumie.
Mówił powoli i wyraźnie, jak do dziecka, choć sam nie wiedział dlaczego. Bardzo chciał, żeby naprawdę zrozumiała.
— Przyjęliśmy założenie, że Anders został zamordowany. Szukaliśmy nawet związku między jego śmiercią i zamordowaniem Alexandry Wijkner, z którą — jak wiedzieliśmy — wiele go łączyło. Nie znaleźliśmy jednak żadnych śladów domniemanego mordercy i nie zdołaliśmy ustalić, w jaki sposób morderstwo zostało dokonane. Szczerze mówiąc, braliśmy pod uwagę różne ewentualności, ale nie udało nam się ustalić przebiegu wydarzeń. Ale później w mieszkaniu Andersa znalazłem to.
Patrik położył przed nią fotokopię. Na twarzy Very pojawił się wyraz zdziwienia. Kilka razy spojrzała na Patrika, na papier, podniosła go, odwróciła, przesunęła palcami po literach. Wreszcie ze zdumioną miną położyła go na stole.
— Gdzie pan to znalazł? — zapytała głosem ochrypłym ze smutku.
— W mieszkaniu Andersa. Jest pani zdziwiona, bo myślała pani, że zabrała jedyny egzemplarz listu, prawda?
Skinęła głową. Patrik mówił dalej:
— Właściwie tak było. Ale znalazłem kołonotatnik, w którym Anders pisał ten list, i kartkę, na której został odcisk. To właśnie to.
Vera uśmiechnęła się ironicznie.
— Nie pomyślałam o tym. Spryciarz z pana, że pan na to wpadł.
— Wydaje mi się, że mniej więcej wiem, co się zdarzyło, ale chciałbym, że pani opowiedziała to własnymi słowami.
Przez chwilę obracała w ręku papier. Czubkami palców przesuwała po literach, jakby czytała pismo dla niewidomych. Westchnęła głęboko. Po chwili postanowiła odpowiedzieć na uprzejmą, lecz zdecydowaną prośbę Patrika.
— Przyszłam do Andersa z zakupami. Drzwi, jak prawie zawsze, nie były zamknięte na klucz, więc zawołałam tylko od progu i weszłam. Było cicho. Od razu go zobaczyłam. Na ten widok serce mi stanęło w piersi, jakby przestało bić. Kołysał się lekko, jak na wietrze, choć wiedziałam, że to przecież niemożliwe.
— Dlaczego nie wezwała pani policji albo pogotowia?
Wzruszyła ramionami.
— Nie wiem. W pierwszej chwili chciałam go ściągać, ale jak weszłam do pokoju, zobaczyłam, że jest za późno. Mój synek już nie żył.
Po raz pierwszy głos jej zadrżał, ale przełknęła ślinę. Po chwili zaczęła mówić dalej, ze spokojem, który sprawiał dość niesamowite wrażenie.
— Ten list znalazłam w kuchni. Czytał pan, więc wie pan, co w nim jest. Nie chciał żyć. To było jedno niekończące się cierpienie i nie miał już sił walczyć. Nie miał powodu trwać. Przesiedziałam w tej kuchni godzinę, może dwie, sama nie wiem. Schowałam list do torebki, to był moment. Potem jeszcze odstawiłam na miejsce stołek, na który wszedł, żeby wsunąć głowę w pętlę.
— Ale dlaczego? Po co pani to zrobiła?
Spojrzenie miała spokojne, ale sądząc po drżeniu rąk, był to spokój pozorny. Patrik nie umiał wyobrazić sobie koszmaru, jakim musiał być dla matki widok powieszonego syna, z wywalonym sinym językiem i wytrzeszczonymi oczami. Nawet dla niego było to przerażające, a co dopiero dla matki, której ten widok zostanie w pamięci do końca życia.
— Chciałam go ochronić przed kolejnym upokorzeniem. Tyle lat ludzie patrzyli na niego z pogardą, wytykali palcami, wyśmiewali. Zadzierali nosa i czuli się lepsi. A co by dopiero powiedzieli na wieść, że się powiesił? Chciałam mu oszczędzić wstydu i wydawało mi się, że mogę to zrobić tylko w ten sposób.
— Ciągle nie rozumiem. Dlaczego samobójstwo miałoby być czymś gorszym niż morderstwo?
— Za młody pan jest, żeby to zrozumieć. Tu, na wybrzeżu, ludzie mają samobójców w głębokiej pogardzie. Nie chciałam, żeby tak mówili o moim synku. Wystarczy, że obrzucali go błotem przez tyle lat.
W głosie Very zabrzmiał stalowy ton. Tyle lat starała się osłaniać syna, pomagać mu, więc ta chęć ochrony Andersa, nawet po śmierci, na swój sposób była naturalna. Ale Patrik nadal nie rozumiał jej postępowania.
Vera sięgnęła po album leżący na stole i rozłożyła go, żeby mogli oglądać razem. Sądząc po strojach, zdjęcia były robione w latach siedemdziesiątych. Ze wszystkich lekko pożółkłych fotografii wyzierała roześmiana, beztroska buzia Andersa.
— Prawda, jaki był z niego ładny chłopak — powiedziała rozmarzonym tonem, przesuwając palcem po zdjęciach.
Patrik patrzył z zainteresowaniem. Nie do wiary, że to ta sama osoba. Zapamiętał Andersa jako wrak człowieka. Dobrze, że chłopczyk z tych zdjęć nie wiedział, jaki los go czeka. Zainteresowało go szczególnie jedno. Obok Andersa, siedzącego na kolarzówce, stała chuda jasnowłosa dziewczynka. Patrzyła nieśmiało spod grzywki, a na buzi miała cień uśmiechu.
— To przecież Alex?
— Tak — odpowiedziała krótko.
— Często się razem bawili w dzieciństwie?
— Niezbyt, ale zdarzało się. W końcu chodzili do jednej klasy.
Patrik wszedł na grząski grunt. Kolejne kroki musiał stawiać bardzo ostrożnie.
— Słyszałem, że przez pewien czas uczył ich Nils Lorentz.
Vera spojrzała na niego badawczo.
— Możliwe. To było tak dawno.
— Z tego, co słyszałem, ludzie gadali o Nilsie Lorentzu. Także po jego zaginięciu.
— Tutejsi ludzie wygadują różne rzeczy, więc i o nim mogli plotkować.
Patrik dotknął jątrzącej rany, ale nie mógł na tym poprzestać.
— Rozmawiałem z rodzicami Alex. Ujawnili pewne fakty dotyczące Nilsa Lorentza. Także Andersa.