Też się uśmiechnęłam.
– Cześć!
Stanęliśmy naprzeciwko siebie. Odkryłam, że aby patrzeć Indianinowi prosto w oczy, muszę nieźle zadrzeć głowę. Strumienie deszczówki ściekały mi wzdłuż nosa ku brodzie.
– Znowu urosłeś! – powiedziałam oskarżycielskim tonem.
Choć wydawało się to niemożliwe, uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Metr dziewięćdziesiąt pięć – oświadczył z dumą. Glos mu zmężniał, ale wciąż był mile ochrypły.
– Przestaniesz kiedyś? Masz dopiero szesnaście lat. – Pokręciłam głową z niedowierzaniem. – Jesteś taki… gigantyczny.
– Ale fasolowa tyka. – Skrzywił się. – Wejdźmy do środka, bo przemokniesz.
Poprowadził mnie ku drzwiom.
Po drodze swoimi wielkimi dłońmi zgarnął włosy w grubą kitkę, którą zabezpieczył wyjętą z kieszonki gumką.
– Hej, tato – zawołał od progu. – Zobacz, kto do nas wpadł, Billy czytał coś w maleńkim saloniku. Na mój widok odłożył książkę i podjechał wózkiem bliżej.
– No, no! Kto by się spodziewał! Milo cię widzieć, Bello.
Podaliśmy sobie ręce. Dłoń starszego Indianina też była dwa razy większa od mojej.
– Co cię do nas sprowadza? U Charliego wszystko w porządku?
– Nic się takiego nie stało. Przyjechałam z powodów ściśle towarzyskich. Po prostu stęskniłam się za Jacobem. Nie widzieliśmy się od wieków.
Chłopakowi zapaliły się oczy. Uśmiechał się teraz tak szeroko, że bolały go pewnie policzki.
– Zostaniesz na obiedzie, prawda? – spytał z nadzieją Billy.
– Nie mogę. Kto nakarmi Charliego, kiedy nie wrócę na czas.
– To nie problem. – Billy zapalił się do swojego pomysłu – Zaraz do niego zadzwonię i też go zaproszę.
Zaśmiałam się, żeby ukryć panikę.
– Spokojnie, jeszcze tu wrócę. I przyrzekam, że nie za osiem miesięcy. Mogę wpadać tak często, że w końcu sami mnie przegonicie.
Planowałam, że po wyremontowaniu dla mnie motoru Jacob zacznie udzielać mi lekcji jazdy na jednośladzie. Billy też się zaśmiał.
– No dobrze. Może innym razem.
– To co robimy? – spytał Jacob. – Na co masz ochotę?
– Och, czy ja wiem? A co robiłeś, kiedy się pojawiłam? Na pewno ci w czymś przeszkodziłam.
W domu Blacków czułam się wyjątkowo dobrze. Jak przez mgłę pamiętałam go z dzieciństwa, ale nie należał do tego okresu z mojej przeszłości, do którego wolałam nie wracać.
Jacob zawahał się.
– Wychodziłem akurat popracować nad samochodem, ale jeśli cię to nie interesuje, to…
– Nie, nie – przerwałam mu. – Jestem bardzo ciekawa twojego samochodu.
– Skoro tak mówisz. – Trudno mu było w to uwierzyć. – Jest w garażu za domem.
Świetnie, pomyślałam. Pomachałam Billy'emu.
– Do zobaczenia!
Garaż krył się za gęstą kępą drzew i krzewów. Zbudowano go z kilku połączonych z sobą gotowych szop. W środku, wsparte na czterech cegłach z żużlobetonu, stało na pierwszy rzut oka skończone już auto. Rozpoznałam znaczek na osłonie chłodnicy.
– Co to za volkswagen? – spytałam.
– Stary rabbit, rocznik '86. Klasyka.
– Jak ci idzie?
– Już prawie gotowy – oświadczył wesoło. I zaraz dodał nieco smutniejszym tonem: – Tata bardzo sumiennie wywiązuje się tej wiosennej obietnicy. Ach, tak – mruknęłam.
Jacob wydawał się rozumieć, że nie mam ochoty poruszać tego tematu. W maju Billy przyrzekł mu sfinansowanie zakupu części w zamian za wcielenie się w posłańca. W rezultacie chłopak pojawił się na naszym balu absolwentów, aby przekazać mi, że powinnam trzymać się z daleka od najważniejszej osoby w moim życiu Billy niepotrzebnie się przejmował: Osoba sama się zwinęła. Nic mi już nie groziło.
Przynajmniej na razie, bo z pomocą Jacoba chciałam to zmienić. Przeszłam do rzeczy.
– Znasz się na motocyklach?
Wzruszył ramionami.
– Tak sobie. Mój kumpel Embry ma terenowy. Czasami w nim grzebiemy. A co?
Tak się składa, że… – Zacisnęłam usta. Nie miałam pewności, czy się komuś nie wygada, ale z drugiej strony, do kogo innego mogłam się zwrócić? – Kupiłam niedawno dwa motory, oba dosyć zdezelowane, i zastanawiałam się, czy nie mógłbyś doprowadzić ich do porządku.
– Brzmi interesująco. – Wyglądał na podekscytowanego. – Mogę spróbować.
– Jest tylko jedno, ale. – Pogroziłam mu palcem. – Ani słowa Billy'emu. Charlie nienawidzi motorów. Dostałby zawału, gdyby się dowiedział.
Jacob uśmiechnął się łobuzersko.
– Jasne, rozumiem.
– Zapłacę ci.
– No coś ty – obruszył się. – Chcę ci pomóc.
– Ale po naprawie będę musiała jeszcze pobierać u ciebie lekcje jazdy.
– Nie możesz mi płacić.
To co powiesz na małą wymianę? – Dopiero teraz przysz'0 mi to do głowy. – Potrzebny mi tylko jeden motor. Drugi będzie dla ciebie.
Hm… Okej. Skoro nie miałabyś z drugim, co zrobić…
– Czekaj, czekaj… Czy ty w ogóle możesz jeździć legalnie?
– Kiedy masz urodziny?
– Przegapiłaś je. – Udał obrażonego. – Oczekuję przeprosin.
– Przepraszam, przepraszam.
– Nic nie szkodzi.]a też twoje przegapiłem. Które to były czterdzieste?
– Blisko.
– Może wyprawimy wspólne przyjęcie, żeby to nadrobić? – Lepiej chodźmy gdzieś w dwójkę – zasugerowałam odruchowo.
Znowu zapaliły się mu oczy. Stwierdziłam w duchu, że muszę się pohamować, zanim chłopak dojdzie do niewłaściwych wniosków. Nie flirtowałam – od miesięcy nie czułam się po prostu tak swobodnie. Było to takie przyjemne, że opanowanie się przychodziło z trudem.
– Jak motory będą gotowe. Żeby to uczcić – dodałam szybko. – Umowa stoi. Kiedy je przywieziesz?
– Są w furgonetce – przyznałam, nieco zawstydzona swoją zuchwałością.
– Super. – Najwyraźniej rzeczywiście tak uważał. – Czy Billy nie zauważy nas przez okno?
Jacob mrugnął do mnie znacząco.
– Będziemy ostrożni.
Obeszliśmy powoli dom, udając na wszelki wypadek, że wybieramy się na spacer, a potem przekradliśmy się do furgonetki pod osłoną drzew. Jacob ściągnął oba motory bez mojej pomocy, po czym dociągnął je pojedynczo do zarośli, w których się ukrywałam. Zachowywał się tak, jakby wcale nie ważyły tyle, co przed godziną.
Byłam pod wrażeniem.
– Są w całkiem dobrym stanie – ocenił moje zdobycze, kiedy zaciągaliśmy je do garażu. – Ten to nawet będzie coś wart, jak skończę. To stary Harley Sprint.
– Jest twój.
– Mówisz serio?
– Jak najbardziej.
Jacob przyjrzał się poczerniałym metalowym elementom.
Musimy najpierw odłożyć trochę forsy na części. Uprzedzam, że to dość kosztowne hobby.
Nie „musimy”, tylko „muszę” – poprawiłam. – Skoro robociznę zapewniasz gratis, ja płacę za resztę.
Czy ja wiem…
Mam oszczędności – pocieszyłam go. – Taki fundusz na studia.
Mniejsza o nie, pomyślałam. I tak nie uzbierałam na tyle dużo by móc wybrać jakąś prestiżową uczelnię – a nawet gdyby tak było, nie miałam zamiaru wyjeżdżać z Forks. Uznałam, że nic się nie stanie, jeśli uszczknę coś z zaoszczędzonej sumy.
Jacob pokiwał głową. Jeśli były pieniądze, to wszystko w porządku. Nie widział w moim postępowaniu niczego złego.
Miałam wielkie szczęście, że to akurat on był jedynym znanym mi mechanikiem – amatorem. Tylko nastoletni chłopak przystałby na taki układ: naprawianie niebezpiecznych w obsłudze pojazdów w tajemnicy przed rodzicami, w dodatku za pieniądze przeznaczone na studia. Tak, Jacob był prezentem od losu.
6 Przyjaciele
Żeby zachować nasze plany w tajemnicy, wystarczyło zostawić motocykle w garażu – Billy na swoim wózku nigdy się tam nie zapuszczał, bo uniemożliwiała mu to nierówna powierzchnia podwórka.
Jacob otworzył drzwiczki rabbita, żebym miała gdzie usiąść, i od razu zabrał się do rozbierania czerwonego motoru przeznaczonego dla mnie. Pracując, bardzo się rozgadał, co było mi na rękę. Od czasu do czasu zadawałam mu, co najwyżej jakieś narzucające się pytanie. Opowiedział mi o tym, jak mu idzie w szkole, a potem przeszedł do opisu swoich dwóch najlepszych przyjaciół.