Moja niewiedza zaczynała mnie drażnić. Równie dobrze mogłam była spędzić ostatnie miesiące w szczelnie zamkniętym pudle.
Na moje przybycie nikt nie zwrócił najmniejszej uwagi, chociaż nogi odsuwanego przeze mnie krzesła w kontakcie z linoleum wydały nieprzyjemny, ostry dźwięk.
Postanowiłam rozeznać się w tym, co słychać u moich znajomych, analizując zmiany w ich wyglądzie i to, co mówili. Siedząc najbliżej mnie Mike i Connor dyskutowali o sporcie, więc zwróciłam głowę w kierunku dziewczyn.
– Gdzie podziałaś Bena? – spytała Lauren Angelę. Nadstawiłam uszu. Czyżby Ben i Angela byli nadal parą?
Lauren bardzo się zmieniła, ledwie ją rozpoznałam. Długie włosy zastąpiła krótka, wygolona na karku, chłopięca fryzura. Byłam ciekawa, co skłoniło dziewczynę do wizyty u fryzjera. Czy we włosy wplątała jej się guma do żucia? Czy je sprzedała? A może wszystkie osoby, którym dokuczała, zmówiły się i zaatakowały ją z nożyczkami za salą gimnastyczną? Nie, to nie fair pomyślałam. Daj jej czyste konto. Może jest już kimś zupełnie innym niż kiedyś, tak jak ty? Angela też wyglądała inaczej – włosy bardzo jej urosły.
– Dostał grypy żołądkowej – wyjaśniła. – Biedaczek, całą noc wymiotował. Mam nadzieję, że to jedna z tych jednodniowych.
– Co porabiałyście w weekend? – spytała Jessica, ale takim tonem, że wątpiłam, aby była zainteresowana tym, co koleżanki mają jej do powiedzenia. Mogłam się założyć, że pytanie Jess to tylko pretekst, by opisać ze szczegółami własne przeżycia. Czyżby nasz wypad do kina? Czy byłam do tego stopnia niewidzialna, że można było plotkować na mój temat w mojej obecności?
– W sobotę mieliśmy urządzić piknik – wyjawiła Angela – ale… zawahała się – ale po drodze zmieniliśmy zdanie. Zmarszczyłam czoło. Jej wahanie przykuło moją uwagę. Lecz nie Jessiki.
– Och, jaka szkoda – rzuciła obojętnie, gotowa przejść do swojej opowieści.
Na szczęście nie byłam jedyną osobą, którą zaintrygowała odpowiedź Angeli.
– Co się takiego stało? – spytała Lauren.
– Hm… – Angela nigdy nie była gadułą, ale teraz dobierała jeszcze staranniej niż zwykle. – Pojechaliśmy na północ, w stronę ciepłych źródeł. Jak się pójdzie jakieś dwa kilometry wzdłuż szlaku w głąb lasu, jest tam taka ładna polana. Byliśmy już prawie na miejscu, kiedy… coś nas wystraszyło.
Wystraszyło? Co takiego? – Lauren pochyliła się do przodu. Nawet Jess zaciekawiła ta historia.
Jakieś zwierzę – powiedziała Angela. – Nie wiemy, co to było. Miało czarną sierść, więc przypuszczamy, że niedźwiedź, bo co innego, tyle że… niedźwiedzie nie są takie ogromne.
No nie, następni! – żachnęła się Lauren, a w jej oczach pojawiły się złośliwe ogniki. Najwyraźniej jej osobowość nie uległa jednak, takiemu przeobrażeniu, co fryzura. – Tyler wciskał mi to samo w zeszłym tygodniu!
– Niedźwiedź tak blisko uzdrowiska? Niemożliwe. – Jessica stanęła po stronie Lauren.
Angela wbiła wzrok w blat stołu.
– Naprawdę go widzieliśmy – szepnęła nieśmiało.
Lauren prychnęła pogardliwie. Zerknęłam na Mike'a. Wciąż rozmawiał z Connerem. To ja musiałam przyjść Angeli z pomocą.
– Ona nie kłamie – wtrąciłam zniecierpliwiona. – W sobotę mieliśmy w sklepie klienta, który również widział niedźwiedzia, Całkiem blisko głównej drogi. Też mówił, że był czarny i wielki, prawda, Mike?
Zapadła cisza. Oczy wszystkich skierowały się w moją stronę. Rudowłosa Katie rozdziawiła usta, jakby właśnie była świadkiem zamachu terrorystycznego. Przez kilka sekund nikt się nie poruszył.
– Mike? – wydusiłam z siebie, zbita z tropu. – Pamiętasz tego gościa w sklepie?
– J – jasne – wyjąkał. Nie wiedziałam, o co mu chodzi. Przecież rozmawiałam z nim regularnie w pracy. Przecież… A może nie uważał tamtych wymian zdań za rozmowy?
Mike otrząsnął się z szoku.
– Tak, mieliśmy takiego klienta – potwierdził. – Opowiadał, ze widział olbrzymiego czarnego niedźwiedzia tuż na początku szlaku.
Ponoć był większy od grizzly.
– Hm… – Lauren odrzuciła głowę do tyłu, obróciła się do Jessiki i zmieniła temat. – I jak tam, dostałaś już odpowiedź z USC *?
Wróciliśmy do przerwanych czynności i rozmów, z wyjątkiem Mike'a i Angeli. Angela uśmiechnęła się do mnie niepewnie. Szybko odwzajemniłam uśmiech.
– A jak tobie minął weekend? – spytał ostrożnie Mike.
Znów znalazłam się pod ostrzałem spojrzeń. Tylko Lauren udawała, że nie interesuje jej moja odpowiedź. – W piątek byłam z Jessicą w kinie w Port Angeles, a w sobotę po południu i przez większość niedzieli siedziałam u znajomych w La Push.
Kiedy padło imię Jessiki, pozostali zerknęli na nią zaciekawieni. Wyglądała na poirytowaną. Nie wiedziałam, czy dlatego, że wstydziła się kontaktów ze mną, czy dlatego, że pozbawiłam ją szansy na wywołanie sensacji.
– Na jakim filmie byłyście? – ciągnął Mike. W kącikach jego ust czaił się już uśmiech.
– „Bez wyjścia”. To ten o zombie. – Wyszczerzyłam zęby, żeby go zachęcić. Może przez te cztery miesiące nie spaliłam jednak wszystkich mostów.
– Słyszałem, że wbija w fotel. Bardzo się bałaś? – Chłopak nie zamierzał zostawić mnie w spokoju.
– Była w takim stanie, że musiała wyjść przed końcem – wtrąciła Jessica z sarkastycznym uśmieszkiem. Pokiwałam głową, próbując zrobić zawstydzoną minę.
– Bardzo skuteczny horror.
Mike zasypywał mnie pytaniami aż do dzwonka. Wspomagała go Angela. Reszta towarzystwa stopniowo przyzwyczaiła się do tego, że wróciłam do świata żywych, ale co rusz łapałam się na tym, że ktoś mi się przygląda.
Kiedy wstałam, żeby odnieść tacę, Angela poszła za mną. – Dzięki – szepnęła mi do ucha, kiedy oddaliłyśmy się od stolika.
– Za co?
– Za to, że wstawiłaś się za mną. Że się przełamałaś.
– Cała przyjemność po mojej stronie. Przyjrzała mi się z troską – szczerze, a nie ironicznie, w styl „ciekawe, czy naprawdę jej odbiło”.
– Wszystko u ciebie w porządku?
Zawsze miała w sobie dużo empatii – to, dlatego pojechałam do kina z Jessicą, a nie z nią, chociaż to Angelę bardziej lubiłam.
– Niezupełnie – przyznałam. – Ale już mi trochę lepiej.
– Cieszę się. Brakowało mi ciebie.
Właśnie mijały nas Lauren i Jessica. Lauren rzuciła:
– Tak, umieramy ze szczęścia.
Angela skrzywiła się, a potem uśmiechnęła do mnie, żeby mnie pocieszyć.
Westchnęłam. Witaj na starych śmieciach, pomyślałam.
– Którego dzisiaj mamy? – zaciekawiło mnie nagle.
– Dziewiętnasty stycznia.
– Hm… – Coś sobie uzmysłowiłam.
– Co jest?
– Dokładnie rok temu przyszłam do szkoły po raz pierwszy.
– Niewiele się zmieniło od tego czasu – stwierdziła Angela, spoglądając na plecy Lauren.
– Tak. To samo przyszło mi do głowy.
7 Powtórka
Co ja najlepszego wyprawiałam?
Nie byłam pewna, co mną kieruje. Czyżbym chciała na powrót stać się nieczułym zombie? Czyżbym wyrobiła w sobie masochistyczne skłonności? Powinnam była zaraz po szkole pojechać do La Pusch. Przy Jacobie czułam się o wiele lepiej, o wiele normalniej. To, co teraz robiłam, znacznie odbiegało od normy. Jechałam powoli boczną drogą porośniętą z obu stron krzewami i drzewami, których korony łączyły się nad dachem auta w sklepienie zielonego tunelu. Trzęsły mi się ręce, więc zacisnęłam mocniej na kierownicy.
Powtarzałam sobie, że jednym z powodów, dla których się tu znalazłam, jest mój stały koszmar. Teraz, kiedy byłam już niemal zupełnie rozbudzona, pustka z tego snu działała mi na nerwy, nie dawała mi spokoju niczym natrętny pies. Przecież miałam, kogo szukać Ten Ktoś odszedł, nie chciał mnie widzieć, nie dbał o mnie, jednak był – gdzieś tam, nie wiadomo gdzie. Musiałam w to uwierzyć.