– Wreszcie drzwi się otworzyły. Odetchnęłam z ulgą i zrobiłam krok do przodu. Do progu podjechał Billy. Zobaczyłam, że nikogo za nim nie ma.
– Dzwonił Charlie – zawołał. – Powiedziałem mu, że jesteś już w drodze do domu.
Oczy Indianina były pełne współczucia i właśnie to współczucie, nie wiedzieć, czemu, powiedziało mi, że nie mam tu, czego szukać. Nic nie mówiąc, obróciłam się i wdrapałam do szoferki. Okna auta zostawiłam otwarte, więc siedzenia oblepiły krople deszczu. Było mi wszystko jedno. I tak nie miałam już na sobie nic suchego.
Mogło być gorzej, pocieszałam się w duchu. Spotkaliście się. Porozmawialiście. Nie była to bynajmniej powtórka z września ani koniec świata. Świat skończył się już dawno – teraz znikło z powierzchni ziemi to, co udało mi się po tamtej katastrofie odbudować. Mogło być gorzej, pomyślałam, ale jak na mój gust, beznadziei wystarczy.
Wydawało mi się, że Jake pomaga mi leczyć stare rany, a przynajmniej swoją obecnością opatruje je, uśmierzając ból. Myliłam się. Potajemnie sam otoczył moje serce. Moja dusza była podziurawiona niczym szwajcarski ser i nie mogłam się nadziwić, że jeszcze się nie rozpadła. Charlie czekał na mnie na ganku. Kiedy zaparkowałam, zszedł na podjazd.
– Dzwonił Billy – wyjaśnił, otwierając przede mną drzwiczki. – powiedział, że wdałaś się w kłótnię z Jakiem i że bardzo cię to przybiło.
Nagle zauważył, jaką mam minę. Zastygł przerażony. Spróbowałam wyobrazić sobie, jak wyglądam. Czułam, że nie mam w sobie chęci do życia. Musiałam przypominać siebie samą z przed paru miesięcy. Nic dziwnego, że ojciec się przestraszył.
– Opisałabym nieco inaczej to, co zaszło – wymamrotała Charlie otoczył mnie ramieniem i pomógł mi wysiąść z samochodu. Tego, że jestem przemoczona do suchej nitki, zdecydował się nie komentować.
– Więc jak byś to opisała? – spytał, kiedy znaleźliśmy się w saloniku. Opatulił mnie ściągniętym z kanapy puszystym kocem. Zaskoczył mnie tym gestem. Nie byłam świadoma tego, że dygoczę.
– Sam Uley zakazał Jacobowi zadawać się ze mną – wyjawiłam głosem wypranym z wszelkich emocji.
Charlie skrzywił się.
– Kto tak twierdzi?
– Jacob.
Ujął to inaczej, ale do tego się to chyba sprowadzało. Ojciec zmarszczył czoło.
– Naprawdę wierzysz, że z tym Uleyem jest coś nie tak?
– Jestem tego pewna. Jacob nie chciał zdradzić mi żadnych szczegółów.
– Więc jakieś są. Coś przede mną ukrywa. – Zerknęłam na podłogę. U mych stóp tworzyła się kałuża. – Pójdę się przebrać.
– Jasne, jasne. – Charlie machnął ręką. Myślami był już gdzie indziej.
Postanowiłam wziąć prysznic, żeby się trochę ogrzać, ale nawet strugom gorącej wody nie udało się podnieść temperatury mojego ciała. Kiedy zakręciłam kran, nagle zrobiło się bardzo cicho. Usłyszałam, że ojciec sprzecza się z kimś w kuchni. Zaciekawiona, owinęłam się ręcznikiem i uchyliłam nieznacznie drzwi łazienki.
– Nie wciśniesz mi takiej bujdy – oświadczył wzburzony Charlie. – To się nie trzyma kupy!
Nikt mu nie odpowiedział. No tak, rozmawiał przez telefon.
– Bella nie jest taka! – wrzasnął Charlie znienacka. Mało brakowało, a przytrzasnęłabym sobie nos drzwiami. Kiedy się znowu odezwał, mówił już ciszej, starając lepiej się kontrolować.
– Od samego początku tej znajomości Bella dawała mi wyraźnie do zrozumienia że są z Jacobem tylko przyjaciółmi…Cóż, jeśli tak było, czemu od razu mi o tym nie powiedziałeś? Nie, Billy, sądzę, że nie wyssała sobie tego z palca…Bo znam moją córkę i jeśli upiera się, że Jacob wyglądał wcześniej na zastraszonego… – Przerwano mu w połowię zdania. Kiedy na powrót zabrał głos, po raz drugi stracił nad sobą panowanie. – Co masz na myśli, mówiąc, że nie znam mojej córki tak dobrze, jak mi się wydaje?! – Wysłuchawszy odpowiedzi Billy'ego, zniżył glos do szeptu. Nadstawiłam uszu. – Jeśli sądzisz, że poruszę przy niej ten temat, to się grubo mylisz. Dopiero, co się po tym otrząsnęła, i, moim zdaniem, głównie dzięki Jacobowi. Niezależnie od tego, co chłopak kombinuje z tym waszym cudownym Samem, jeśli odrzuci małą i na powrót wpędzi ją w depresję, to będzie miał ze mną do czynienia. Jesteś moim przyjacielem, Billy, ale rodzinę stawiam na pierwszym miejscu.
Zamilkł, żeby wysłuchać odpowiedzi Indianina.
– Właśnie tak zamierzam postąpić. Niech tym chłopcom tylko powinie się noga, a zaraz się o tym dowiem. Będziemy ich mieli na oku.
Tego nie mówił już Charlie, a komendant Swan.
– Dobrze. Proszę cię bardzo. Cześć. – Ojciec cisnął słuchawką o widełki i zaczął coś gniewnie mamrotać. Przebiegłam na paluszkach do mojego pokoju.
A więc taką strategię przyjął Billy. Żeby zemścić się na Edwardzie, potraktowałam Jacoba jak zabawkę, aż miał dość moich gierek i pokazał mi drzwi.
Dziwne. Sama obawiałam się, że tak to mogło zostać odebrane, ale po tym, co powiedział mi Jacob pod koniec naszej rozmowy już tak nie uważałam. Gdyby chodziło tylko o szczeniackie zauroczenie!
Nie, sytuacja przedstawiała się o wiele poważniej. Skoro Billy zniżył się do oskarżania mnie o rozkochanie w sobie jego niewinnego syna, musiał wraz z Samem i całą resztą ukrywać przed światem jakiś wyjątkowo mroczny sekret. Jak dobrze, że nareszcie stanął po mojej stronie!
Włożywszy piżamę, wpełzłam pod kołdrę. Byłam w tak kiepskim stanie, że pozwoliłam sobie na odejście od sztywnych zasad.
A co mi tam, pomyślałam. I tak już mnie wszystko bolało Przypomniałam sobie słowa Edwarda – nie żadną tam prawdziwą wypowiedź (nie byłam aż taką masochistką), ale majak, który nawiedził mnie w lasku przy domu Blacków. Przywołałam w wspomnienie głosu mojego ukochanego kilkanaście razy, aż w końcu – zasnęłam z głową opartą o mokrą poduszkę.
Po raz pierwszy od września przyśniło mi się coś nowego. Padał deszcz. Szłam gdzieś z Jacobem. Chociaż pod moimi stopami chrzęściły kamyki, chłopak kroczył bezszelestnie. Niestety, nie był to „mój” Jake, ale jego nowe wcielenie – zgorzkniały młody mężczyzna. Jego zwinne ruchy kogoś mi przypominały i nagle zaczął się w tego kogoś zmieniać. Skóra mu pobladła, przybierając barwę białego marmuru. Oczy błysnęły złotem, potem szkarłatem, potem znowu złotem. Krótkie czarne włosy wydłużyły się i zrudziały jakby malowane słońcem. A rysy tak wypiękniały, że ścisnęło mi się serce. Edward. Zapragnęłam go dotknąć, ale cofnął się, osłaniając się rękami. I zniknął. A ja obudziłam się zalana łzami.
Nie miałam pewności, czy płakałam już we śnie, czy rozszlochałam się dopiero po przebudzeniu. Popatrzyłam na ciemny sufit. Był środek nocy, a ja dryfowałam nadal na granicy jawy i snu. Zamknęłam oczy, mając nadzieję, że wkrótce zapadnę się w nicość.
I wtedy usłyszałam ten dźwięk – nieprzyjemnie wysoki, taki, jaki czasem wydaje kreda w zetknięciu z tablicą. To, dlatego się obudziłam. Po szybie okiennej przesuwało się coś ostrego. Cos w nią drapało.
12 Wizyta
Byłam tak zmęczona i rozkojarzona, że mogło mi się to tylko śnić, ale i tak otworzyłam błyskawicznie oczy.
Nadal coś drapało o szybę.
Zaspana wygrzebałam się z pościeli i mrugając załzawionymi oczami wstałam z łóżka.Za oknem majaczył wielki, ciemny kształt. Intruz kołysał się, jakby chciał nabrać rozpędu, by z impetem rozbić taflę szkła i dostać się do środka. Cofnęłam się odruchowo. Krzyk uwiązł mi w gardle.
Victoria.
Przyszła.
Już po mnie.
Boże. Charlie.
Nie, nie wolno było mi krzyczeć. Musiała zabić mnie w zupełnej ciszy. Tylko tym sposobem mogłam uratować ojca – nie wywabiając go z jego pokoju.
Moje rozpaczliwe rozmyślania przerwał znajomy głos. To wołał mój nocny gość.
– Bella – syknął. – Auć! Otwórz wreszcie to okno! Auć! Do jasnej cholery…
Potrzebowałam dwóch sekund, żeby dojść do siebie i móc ruszyć z miejsca. Rzuciłam się wykonać to, o co mnie poproszono. Do pokoju wtargnęło chłodne powietrze. Wzrok przyzwyczajał mi się powoli do ciemności.