– Jasne, że pamiętam.
Opisz mi wszystko ze szczegółami.
Spróbowałam się skupić.
– Spytałeś, jak się spisuje furgonetka…
– I…
– Rozmawialiśmy też o twoim volkswagenie…
– A później? Co było później?
– Poszliśmy się przejść…
Krew napłynęła mi do policzków, ale pocieszyłam się, że Jacob, ze swoją dziwną gorączką, nie jest w stanie wyczuć różnicy, Tam na plaży usiłowałam z nim nieudolnie flirtować, żeby wydobyć od niego cenne informacje.
Pokiwał głową, zachęcając mnie, żebym mówiła dalej.
– Opowiadałeś mrożące krew w żyłach historie… – Ledwie było mnie słychać. – Legendy twojego plemienia.
Zamknął oczy i zaraz potem je otworzył.
– Właśnie. – O to mu chodziło. Miał minę archeologa, który, odkrywszy skarb, zabierał się do ostrożnego oczyszczania go z pyłu. – Pamiętasz, o czym były te legendy?
Jak mogłabym zapomnieć? Nadal odczuwałam wstyd, że tak go wówczas niecnie wykorzystałam. Nieświadomy moich manipulacji, przekonany, że opowiada bajki, Jacob wyjawił mi sekret Cullenów – sekret Edwarda. To od niego dowiedziałam się, Edward jest wampirem.
– Skup się.
Teraz, kucając przy moim łóżku, był już we wszystko wtajemniczony.
– Coś tam pamiętam… – zaczęłam kluczyć.
– Pamiętasz tę o… – Zamilkł raptownie, jakby coś utknęło mu w gardle.
Nieznana siła nie pozwalała dokończyć mu tego pytania.
– Hm… dla mnie ważna była tylko jedna legenda. Czy myśleliśmy o tej samej? Czy w ogóle były jakieś inne? O czymś tam na plaży napomknął, ale zlekceważyłam to, potraktowałam jak nic nieznaczący wstęp. Wątpiłam, żeby o tej porze miało mi się udać przypomnieć tamte historie. Nie z galaretą w miejscu mózgu.
Jacob jęknął z rozpaczą i odskoczył od łóżka.
– Wiesz to, wiesz to, wiesz… – powtarzał, kręcąc głową.
– Jake, uspokój się, proszę. Jestem wykończona. Nic z tego nie będzie. – Ale może rano…
Spojrzał na mnie.
– Może rano – przyznał. – Jak będziesz w lepszej formie.
Przysiadł na skraju łóżka.
– Nic dziwnego, że pamiętasz tylko jedno podanie – dodał sarkastycznym tonem. – Od dawna intryguje mnie pewna rzecz. Czy masz coś przeciwko, żebym zadał ci związane z nim pytanie? – Sarkazm nie znikał.
– Związane, z czym? – Resztkami sił grałam głupią.
– Związane z podaniem o wampirach, które ci opowiedziałem.
Przyglądałam mu się bacznie, niezdolna do udzielenia przyzwolenia.
Nie miał zamiaru czekać. Udzielił go sobie sam.
– Czy naprawdę wcześniej nic nie wiedziałaś? – wypalił. – Czy to ode mnie dowiedziałaś się, kim był? Czym był?
Skąd znał prawdę? Dlaczego uwierzył w „indiańskie bajki” dopiero teraz, właśnie teraz? Przygryzłam wargę. Jak wspomniał, pewnych sekretów nie chciałam mu wyjawiać.
– Widzisz, jak to jest z lojalnością? – Glos Jacoba robił się, co raz bardziej ochrypły. – Ja też tak mam, tylko jeszcze gorzej. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak silne to więzy… Zamknął oczy, jakby mówienie o nich sprawiało mu ból. Nie spodobała mi się ta reakcja, oj nie. Uzmysłowiłam sobie, że jestem wściekła. Wściekła, ponieważ Jacob z jakiegoś powodu cierpiał. Z czyjegoś powodu.
– Z powodu Sama Uleya.
Sama strzegłam tajemnicy Cullenów, ponieważ ich kochałam. Nie odwzajemniali moich uczuć, ale z mojej strony było to szczere, gorące uczucie.
Najwyraźniej przypadek Jacoba różnił się od mojego.
– Czy nie możesz w jakiś sposób wyzwolić się z tych więzów? – szepnęłam z troską, dotykając ostrzyżonej skroni chłopaka.
Zaczęły trząść mu się ręce, ale nie otworzył oczu.
– Nie mogę. Tak już będzie zawsze. To jak wyrok dożywocia.
– Zaśmiał się ponuro. – A może i jeszcze dłuższy.
– Boże, Jake. – Byłam gotowa na wszystko, żeby mu pomóc – A gdybyśmy tak wyjechali? Tylko ty i ja. Gdybyśmy uciekli?
– Od tego nie ma ucieczki – oświadczył z rezygnacją. – Ale chętnie wyjechałbym z tobą, gdybym mógł. – Drżały mu już i ramiona. Odetchnął głęboko. – Muszę już iść.
– Dlaczego?
– Po pierwsze, wyglądasz tak, jakbyś lada chwila miała stracić przytomność. Musisz się porządnie wyspać, żeby poprawiła ci się pamięć. A jutro zastanów się jeszcze raz nad tymi legendami. To bardzo ważne. Bardzo.
– A po drugie?
Zasępił się.
– Ledwie udało mi się wykraść z domu – nie wolno mi się widywać z tobą bez pozwolenia. Pewnie zauważyli już, że mnie nie ma. – Skrzywił się. – Muszę dać im znać, co się ze mną dzieje.
– Niczego nie musisz! – syknęłam.
– Ale chcę. Zagotowało się we mnie.
– Jak ja ich nienawidzę!
Jacob spojrzał na mnie zaskoczony.
– Nie mów tak. Nie zasługują na to. To nie ich wina. Ani chłopaków, ani Sama. Już ci mówiłem. To ja. To jest we mnie Sam Uley tak właściwie…To super gość. Jared i Paul też są bardzo fajni, chociaż Paul czasami… A z Embrym przyjaźniłem się przecież od małego. I nadal się z nim przyjaźnię. To chyba jedyna rzecz, która się nie zmieniła. Głupio mi, kiedy sobie pomyślę, co wygadywałem o Samie.
Sam to super gość? Postanowiłam zostawić to bez komentarza.
– Jeśli są tacy fajni, to dlaczego nie możesz się ze mną spotykać bez pozwolenia? – wytknęłam.
– To niebezpieczne – bąknął, wbijając wzrok w podłogę.
Po plecach przeszły mi ciarki. Czy i o tym wiedział? O czym jak, o czym, ale o tym nie mógł wiedzieć nikt oprócz mnie. Ale miał rację – był środek nocy, idealna pora na polowanie. Przebywanie ze mną w moim pokoju groziło mu śmiercią.
– Gdybym też tak uważał – szepnął – gdybym sądził, że ryzyko jest zbyt duże, nie przyszedłbym. – Podniósł głowę. – Ale dałem ci słowo. Dając ci je, nie miałem pojęcia, że tak trudno będzie mi je trzymać, ale nie oznacza to, że nie będę próbował.
Odgadł po mojej minie, że go nie rozumiem.
– Po tej beznadziejnej wyprawie do kina – odświeżył moją pamięć – przyrzekłem ci, że nigdy, przenigdy cię nie zranię. Kurczę, dziś po południu wszystko schrzaniłem, prawda?
– Nic nie szkodzi – pospieszyłam z zapewnieniem. – Wiem, że nie chciałeś.
– Dzięki. – Wziął mnie za rękę. – Zrobię, co w mojej mocy, żebyś zawsze mogła na mnie liczyć, tak jak obiecałem. Uśmiechnął się znienacka. Nie był to „mój” uśmiech ani uśmiech Sama, ale ich dziwaczne połączenie.
– Tylko błagam, poświęć rano trochę czasu na przypomnienie sobie legend. Domyśl się, co jest grane. Wysil mózgownicę.
– Postaram się.
Uśmiechnęłam się, ale wyszedł z tego grymas.
– A ja postaram się wkrótce znowu z tobą zobaczyć – westchnął. – Będą mnie odwodzili od tego pomysłu.
– Nie słuchaj ich.
Wzruszył ramionami, jakby wątpił, że będzie miał na dość sił.
– Daj znać, jak tylko coś ci zacznie świtać. To znaczy…
Wzdrygnął się. – Jeśli jeszcze będziesz chciała mieć ze mną do czynienia.
– Jake! Nie pleć bzdur! Dlaczego bym miała nagle cię znielubić?
Znów spoglądał na mnie zgorzkniały druh Sama.
– Jest pewien powód – powiedział ze złością. – Słuchaj, naprawdę muszę już iść. Obiecasz mi coś?
Pokiwałam tylko głową, przestraszona powrotem „nowego” Jacoba.
– Zadzwoń przynajmniej. Jeśli nie będziesz chciała już mnie więcej widzieć. Żebym wiedział, jak jest.
– Na pewno nigdy…
Uciszył mnie zdecydowanym gestem.
– Przyjdź albo zadzwoń.
Wstał i podszedł do okna.
– Nie bądź głupi, Jake – jęknęłam. – Złamiesz nogę. Wyjdź normalnie. Charlie cię nie nakryje. Ma mocny sen.
– Nic mi nie będzie – mruknął Jacob, ale zawrócił do drzwi. Mijając mnie, zawahał się. Spojrzał na mnie z bólem. Chyba rzeczywiście wierzył, że to nasze ostatnie spotkanie. Wyciągną to mnie dłoń.
Kiedy ją chwyciłam, jednym zwinnym ruchem podłożył drugą rękę pod moje plecy i ani się obejrzałam, już byłam w jego ramionach.
– Tak na wszelki wypadek – szepnął mi we włosy.