– Nie… mogę… oddychać – wykrztusiłam. Jego niedźwiedzi uścisk zdawał się łamać mi żebra.
Odłożył mnie delikatnie na łóżko i przykrył kołdrą.
– Wyśpij się, Bello. Twój mózg musi jutro pracować bez zarzutu. Wiem, że ci się uda. Musi ci się udać. Nie chcę cię stracić, nie przez coś takiego.
W mgnieniu oka znalazł się przy drzwiach. Uchylił je ostrożnie i wyśliznął się na zewnątrz. Nadstawiłam uszu, ale schody nie zaskrzypiały ani razu.
Kręciło mi się w głowie. Byłam taka zmęczona, taka zdezorientowana.
Zamknąwszy oczy, by móc lepiej przeanalizować to, co się wydarzyło, poczułam, że wpadam do głębokiej studni. Niemal natychmiast przeniosłam się w krainę snu.
Nie był to rzecz jasna sprzyjający relaksowi sen, o jakim marzyłam o nie. Trafiłam znowu do lasu.
Jak zwykle zaczęłam wędrować bez celu, szybko zdałam sobie jednak sprawę, że to nie mój stały koszmar. Po pierwsze, panowałam nad tym, czy chcę kontynuować wędrówkę, czy nie – podjęłam ją tylko z przyzwyczajenia. Po drugie, nie był to nawet ten sam las. Inaczej tu pachniało – w powietrzu unosił się słonawy zapach oceanu. Inaczej też padało tu światło. Niebo przesłaniały korony drzew, ale wszystko wskazywało na to, że nad nimi świeci słonce – liście miały piękny szmaragdowy odcień, znałam las w okolicach La Push, ten przy samej plaży. Ucieszyłam się – musiała być zalana słońcem! Ruszyłam w jej stronę, kierując się dochodzącym z oddali szumem fal.
Nie wiadomo skąd Jacob pojawił się przy mnie – mój Jacob, z długimi włosami związanymi w koński ogon. Złapał mnie za rękę i pociągnął z powrotem ku najmroczniejszej części lasu. Na jego chłopięcej twarzy malował się strach.
– Jacob! Czy coś się stało? – spytałam, zapierając się nogami. Ciągnęło mnie do światła. Bałam się ciemnej gęstwiny.
– Biegnij, Bello! Musisz uciekać! – szepnął zatrwożony.
Efekt deja vu był tak silny, że omal się nie obudziłam, To, dlatego rozpoznałam ten fragment lasu. Już mi się kiedyś przyśnił – miliony lat wcześniej, w innym życiu. Przyśnił mi się po tym, jak po raz pierwszy spotkałam Jacoba. Po tym, jak Jacob zdradził mi, że Edward jest wampirem. To, że zmusił mnie podczas swojej nocnej wizyty do opowiadania o tamtym dniu spowodowało, że nawiedził mnie zapomniany sen.
Co było później? Rozejrzałam się. Od plaży zbliżało się dziwne światło. Ach, tak. Zza drzew wyjdzie Edward. Będzie miał straszne, czarne oczy, a jego skóra będzie się delikatnie jarzyć. Skinie na mnie i uśmiechnie się. Będzie piękny jak anioł, ale spomiędzy jego warg będą wystawać ostro zakończone zęby.
Wybiegłam za bardzo do przodu. Zapomniałam o najważniejszym…
Jacob puścił moją dłoń z jękiem i wstrząsany silnymi dreszczami padł na ziemię.
– Jacob! – krzyknęłam, ale już go nie było.
Jego miejsce zajął olbrzymi rdzawobrązowy wilk o ciemnych rozumnych oczach.
Mój sen zboczył z kursu niczym wykolejający się pociąg.
Nie był to ten sam wilk, który przyśnił mi się w innym życiu. Tego tu już widziałam, tam na polanie, zaledwie tydzień temu, Dzieliło nas wtedy kilkanaście centymetrów. Był ogromny, potworny, większy od niedźwiedzia.
Wpatrywał się teraz we mnie intensywnie, próbując mi coś przekazać. Wpatrywał się ciemnymi, znajomymi oczami Jacoba Blacka.
Obudziłam się, wrzeszcząc na całe gardło.
Spodziewałam się, że tym razem Charlie jak nic przyjdzie sprawdzić, czy wszystko w porządku. Wybudzając się z mojego standardowego koszmaru, krzyczałam znacznie ciszej. Zagrzebałam się w pościeli, żeby stłumić szlochy, w które przeszły moje wrzaski. Najchętniej stłumiłabym przy okazji także swoją pobudzoną pamięć.
Nikt się nie zjawiał. Stopniowo dochodziłam do siebie.
Sen o wilku przywołał pogrzebane wspomnienia. Teraz potrafiłam odtworzyć moją pierwszą rozmowę z Jacobem z dokładnością, co do jednego słowa. Przypomniały mi się wszystkie wspomniane przez niego podania, zarówno to o wampirach, jak i pozostałe.
– Znasz którąś z naszych legend o tym, skąd się wzięliśmy? No wiesz my plemię Quileute?
Zaprzeczyłam.
– Dużo ich, niektóre cofają się w czasie aż do Potopu. Ponoć starożytni Quileuci przywiązali swoje canoe do czubków najwyższych rosnących w górach drzew, żeby przetrwać, podobnie jak Noe w Arce.
– Uśmiechnął się, żeby pokazać mi, że nie za bardzo to wszystko wierzy. – Inna legenda głosi, że pochodzimy od wilków i że są one nadal naszymi braćmi. Kto je zabija, łamie prawo.
Są wreszcie podania o Zimnych Ludziach – dodał z powagą.
– O Zimnych Ludziach? – Zamarłam. Nie musiałam już grać. Niektóre z nich są równie stare, co te o wilkach, ale inne pochodzą ze znacznie bliższych nam czasów. Podobno kilku z nich znał mój pradziadek. To on zawarł z nimi pakt o pozostawieniu naszych ziem w spokoju. – Twój własny pradziadek? – wtrąciłam zachęcająco.
– Zasiadał w starszyźnie plemienia, tak jak tato. Widzisz, ci Zimni są naturalnymi wrogami wilka. No, nie wilka, ale wilków, które zmieniają się w ludzi, tak jak nasi przodkowie. Dla was to wilkołaki.
– Wilkołaki mają wrogów?
– Tylko jednego.
Coś stanęło mi w krtani. Zaczęłam się krztusić. Usiłowałam to Coś połknąć, ale się zaklinowało, więc spróbowałam wypluć.
– Wilkołak – wydusiłam. Przerażające słowo nie chciało przejść mi przez gardło.
Albo nadal śniłam, albo świat stanął na głowie! Czy każde amerykańskie miasteczko zaludniały monstra z legend? Czy każde indiańskie podanie zawierało w sobie coś więcej niż ziarno prawdy?
Czy istniało jeszcze cokolwiek pewnego, czy też wszystko, w co wierzyłam miało okazać się iluzją?
Złapałam się za skronie, żeby moja czaszka nie eksplodowała od nadmiaru myśli.
Cichy, rzeczowy głosik dobiegający z głębin mojej świadomości spytał mnie, czemu się tak bardzo przejmuję. Czyż nie przyjęłam już do wiadomości, że po ziemi chodzą wampiry?
Jakoś nie wpadłam wtedy w histerię.
Miałam ochotę wydrzeć się w odpowiedzi:, co innego dokonać takiego odkrycia raz w życiu, a co innego raz do roku!
Poza tym, w przypadku Edwarda, podejrzewałam coś od samego początku. To, że jest wampirem, było dla mnie wprawdzie wielkim zaskoczeniem, nigdy jednak nie wątpiłam, że coś przede mną ukrywa. Nie mógł być zwykłym człowiekiem – za bardzo się wyróżniał.
Ale Jacob? Jacob, który był tylko Jacobem i nikim więcej? Jacob, mój kumpel, mój przyjaciel? Jedyna ludzka istota, z którą kiedykolwiek szczerze się zaprzyjaźniłam…
Okazała się nie być istotą ludzką.
Znów zdusiłam w sobie krzyk rozpaczy.
Coś było ze mną nie tak. Nie mogłam być normalna, skoro przyciągałam postacie z horroru. I skoro tak bardzo się do nich przywiązywałam, że kiedy odchodziły, nie mogłam normalnie funkcjonować.
Dosyć użalania się nad sobą. Musiałam zapanować nad mętlikiem w głowie, diametralnie zmieniając sposób, w jaki dotychczas interpretowałam fakty.
Sam nigdy nie przewodził żadnej sekcie ani gangowi. Nie, sytuacja wyglądała dużo gorzej.
Przewodził sforze.
Sforze składającej się z pięciu gigantycznych wilkołaków, tych samych, które minęły mnie na łące Edwarda.
Stwierdziłam nagle, że muszę porozmawiać z Jacobem – teraz zaraz. Zerknęłam na budzik. Było o wiele za wcześnie na składanie wizyt, ale miałam to gdzieś. Wyskoczyłam z łóżka. Chciałam uzyskać od Jacoba potwierdzenie, że nie postradałam zmysłów.
Naciągnęłam na siebie pierwsze części garderoby, jakie wpadły mi w ręce i zbiegłam po schodach, sadząc susy co dwa stopnie. W przedpokoju na dole niemal wpadłam na Charliego.
– Dokąd się wybierasz? – spytał, równie zaskoczony moim widokiem co ja jego. – Czy wiesz, która godzina?
– Wiem, ale muszę zobaczyć się z Jacobem.
– Myślałem, że Sam…
– Mniejsza o Sama. Muszę z nim natychmiast porozmawiać.
– Jest jeszcze bardzo wcześnie. – Ojcu nie podobała się moja determinacja. – Nie zjesz chociaż śniadania?