– Nie jestem głodna.
Zerknęłam niespokojnie na drzwi wyjściowe. Charlie blokował mi przejście. Zastanawiałam się, czy nie przemknąć bokiem i uciec.
Ale doszłam do wniosku, że za taki wybryk przyszłoby mi się długo tłumaczyć.
– Niedługo wrócę – rzuciłam, żeby udobruchać ojca.
– Tylko nie zatrzymuj się nigdzie po drodze, dobra?
– A gdzie niby miałabym się zatrzymywać?
– Czy ja wiem… – Charlie zawahał się. – Po prostu… Widzisz, twoje wilki znowu kogoś zaatakowały. Nieopodal kurortu, przy ciepłych źródłach. Mężczyzna znajdował się zaledwie kilkanaście metrów od szosy, kiedy nagle zniknął. Tym razem mamy naocznego świadka, jego żonę. Poszła go szukać i po kilku minutach zobaczyła szarego wilka. Od razu zawróciła i pobiegła po pomoc.
Zamarłam.
– Zaatakował go wilk?
– Nie wiadomo. Ciała nie znaleziono, tylko drobne ślady krwi.
– Charlie wbił wzrok w podłogę. – Straż leśna będzie dziś przeszukiwać las z pomocą uzbrojonych ochotników. Zgłosiło się sporo ludzi. Za truchło wilka wyznaczono nagrodę. Nie jestem zachwycony taką nagłośnioną akcją. Im więcej podekscytowanych niedzielnych myśliwych, tym łatwiej o wypadek.
– Będą strzelać do wilków? – Z emocji mój glos zrobił się piskliwy jak u dziecka.
– A jest inne wyjście? Co jest? – Przyjrzał mi się uważniej.
Chyba pobladłam, słuchając jego relacji. – Tylko nie mów mi, że zaczęłaś sympatyzować z jakimś radykalnym ruchem u ekologicznym?
Nie odpowiedziałam. Gdyby nie jego obecność, klęczałabym już na podłodze, opasując się rękami. Zupełnie zapomniałam o tych wszystkich zaginionych turystach, o śladach łap i krwi… Nie skojarzyłam tych informacji z tym, czego dowiedziałam się o Jacobie.
Wybacz, skarbie, nie chciałem cię nastraszyć. Po prostu nie zbaczaj z głównej drogi. I nie zatrzymuj się nigdzie w lesie.
– Okej – wymamrotałam.
– Będę leciał.
Po raz pierwszy tego ranka przyjrzałam mu się uważniej. Miał na sobie ciężkie buciory, a na ramieniu strzelbę.
– Tato! Chyba nie zamierzasz strzelać z innymi do wilków?
– Trzeba coś zrobić, Bello. Są kolejne ofiary.
Mój głos znów wymknął mi się spod kontroli.
– Nie! – pisnęłam histerycznie. – Nie chodź do lasu! Błagam! To niebezpieczne!
– Na tym polega moja praca, córeczko. Nie bądź taką pesymistką. Uszy do góry. Nic mi się nie stanie.
Otworzył przede mną drzwi frontowe, ale nie ruszyłam się z miejsca.
– Wychodzisz czy nie?
Najchętniej wsparłabym się o ścianę. Jak mogłam go powstrzymać, jego i całą resztę? Byłam zbyt oszołomiona, by wymyślić cos sensownego.
– Bello?
– Może rzeczywiście jest jeszcze za wcześnie na wizytę w La Push – szepnęłam.
– Popieram. – Wyszedł na deszcz i zamknął za sobą drzwi.
Gdy tylko zniknął mi z oczu, przykucnęłam, chowając głowę między kolanami.
Czy powinnam była wybiec za ojcem? I co z Jacobem? Nie mogłam nie ostrzec najlepszego przyjaciela. Jeśli naprawdę był… wilkołakiem (nadał miałam problemy z wyduszeniem z siebie tego słowa), strach pomyśleć, co mu groziło. Na jego życie dybała dziś setka uzbrojonych, agresywnych mężczyzn. Trzeba było mu to przekazać. On i jego kompani musieli dać sobie spokój z bieganiem po lesie pod postacią monstrualnych wilków.
Nie chodziło mi tylko o nich – bałam się także o Charliego. Miał spędzić w lesie cały dzień. Czy sfora była skłonna wziąć to pod uwagę? Do tej pory znikali tylko turyści, ale nie wiedziałam, czy tylko przypadkiem na nich trafiało, czy też było to świadome działanie.
Bardzo chciałam wierzyć, że przynajmniej Jacob był w stanie powstrzymać się od ataku na bliską mi osobę.
Tak czy owak, musiałam go ostrzec.
Ale czy na pewno?
Jacob może i był moim najlepszym przyjacielem, ale nie był człowiekiem. Trudno było ocenić, czego mogę się po nim spodziewać. Nie miałam przecież żadnej pewności, że nie stał się potworem, rodem z horrorów, złym i krwiożerczym. Co, jeśli on i jego kompani są mordercami? Jeśli z zimną krwią zabijają bezbronnych turystów? Czy chroniąc watahę, nie występuje przeciwko własnej rasie i zasadom moralnym?
Nie udało mi się uniknąć porównania sfory z Cullenami. Złożyłam ręce na piersiach, żeby móc wspominać tych drugich w miarę bezboleśnie.
Nie znałam zwyczajów wilkołaków. Pod wpływem filmów wyobrażałam je sobie inaczej – jako muskularne, włochate humanoidy, a nie jako zwierzęta. Nie miałam pojęcia, czy polują z głodu lub z pragnienia, czy z czystej chęci mordu. Ponieważ nie dysponowałam tak istotną informacją, tym trudniej było mi ocenić, jak powinnam się zachować.
Cóż, nawet Cullenowie nie wyzbyli się do końca morderczych instynktów. Przypomniało mi się – i łzy nabiegły mi do oczu Esme, troskliwa, kochająca Esme, musiała zatkać nos i pospiesznie wyjść na, zewnątrz, kiedy się zraniłam. Pomyślałam też o Carlisle'u, o tym, ile stuleci przyzwyczajał się w mękach do zapachu krwi, żeby spełnić swoje marzenie i ratować ludzkie życie.
Może wilkołaki też walczyły ze swoją naturą? Którą ścieżkę wybrały?
I którą ja powinnam była wybrać?
13 Morderca
Ach, gdyby chodziło o kogoś innego, powtarzałam w duchu, jadąc do La Push. Droga wiodła przez las, a w lesie kryli się myśliwi…
Nadal nie byłam pewna, czy dobrze robię, ale postanowiłam pójść na pewien kompromis.
Zrozumiałam nareszcie, co Jacob miał na myśli, mówiąc „jeśli” jeszcze będziesz chciała mieć ze mną do czynienia”. Jeśli sfora zabijała ludzi, był to koniec naszej przyjaźni. Oczywiście, tak jak to sugerował, mogłam do niego zadzwonić, ale uważałam, że nie wypada. Zasługiwał na coś więcej. Chciałam oznajmić mu, patrząc prosto w oczy, że nie mogę milczeć i pozwalać na to, by ginęli ludzie. Nie mogę jak gdyby nigdy nic zadawać się z mordercą, Gdybym zaczęła tolerować to, co wataha wyczyniała w okolicy, sama zasługiwałabym na miano potwora.
Nie mogłam jednak czegoś jeszcze – nie mogłam nie ostrzec Jacoba. Mimo wszystko, czułam się w obowiązku go chronić.
Zaparkowawszy na podwórku Blacków, zacisnęłam usta. To, że Jacob okazał się wilkołakiem, było wystarczająco straszne. Dlaczego musiał do tego być potworem?
W domu nie paliło się ani jedno światło, ale zdesperowana nie dbałam o to, czy kogoś obudzę, czy nie. Zabębniłam gniewnie pięścią o drzwi.
Szyby w oknach zadrżały.
Proszę! – odezwał się po chwili Billy. W korytarzu zapaliło się światło.
Przekręciłam gałkę – drzwi nie były zamknięte na klucz. Billy nie siedział jeszcze na wózku, tylko na podłodze, na progu swojego pokoju. Na ramiona miał narzucony szlafrok. Zdziwił się na mój widok, ale zaraz się opanował.
– Witaj, Bello. Co cię do nas sprowadza o tej porze?
– Cześć Billy. Muszę pilnie porozmawiać z Jakiem. Czy wiesz, gdzie mogę go znaleźć?
– Nie za bardzo – skłamał bez zająknienia.
– A czy wiesz może, gdzie jest teraz Charlie? Nie miałam czasu owijać niczego w bawełnę.
– A powinienem? – spytał Billy z lekką ironią.
– W towarzystwie kilkudziesięciu myśliwych ugania się po lesie za sforą olbrzymich wilków.
Twarz Indianina drgnęła. Zaniemówił.
– Właśnie o tym chciałabym porozmawiać z Jacobem, jeśli nie masz nic przeciwko – dodałam.
Billy skrzywił się. Długo nie odpowiadał. – Chłopak pewnie jeszcze śpi – powiedział w końcu, wskazują odchodzący od saloniku wąski korytarzyk. – Ostatnio zarywa noce. Teraz musi się porządnie wyspać. Wolałbym, żebyś go nie budziła.
Tę ostatnią uwagę puściłam mimo uszu.
– Moja kolej – mruknęłam, kierując się w stronę pokoju Jacoba. Billy westchnął.
Nawet nie zapukałam. Otworzyłam drzwi z takim impetem, że uderzyła głośno o ścianę.
Jacob w tych samych czarnych spodniach od dresu, co w nocy, leżał zwalony w poprzek małżeńskiego loża, które zajmowało niemal całą powierzchnię jego klitki. I tak się na nim nie mieścił, stopy dyndały mu w powietrzu. Z jego otwartych ust dochodziło donośne chrapanie. Był pogrążony w tak głębokim śnie, że kiedy huknęło, nawet nie drgnął.