Połowę jej twarzy szpeciły trzy grube pionowe blizny, żywoczerwone, choć już dawno się wygoiły. Jedna ze szram zniekształciła zewnętrzny kącik oka dziewczyny, inna ściągała jej usta w trwałym grymasie.
Wdzięczna Embry'emu za to, że mnie uprzedził, natychmiast skupiłam uwagę na trzymanym przez narzeczoną Sama talerzu ciastek. Pachniały cudownie wanilią i jagodami.
– Och – zdziwiła się Emily. – Kogóż tu mamy? Przeniosłam wzrok, starając się patrzeć tylko na lewą połowę jej twarzy.
– To słynna Bella Swan – przedstawił mnie Jared z niechęcią. – Któżby inny. – Najwidoczniej już tu o mnie wcześniej rozmawiano.
– Cholerny uparciuch. Udało mu się – mruknęła pod nosem Emily, mając zapewne na myśli Jacoba i obejście zakazu. Żadna z połówek jej twarzy nie spoglądała na mnie przyjaźnie.
– Czyli to ty jesteś tą dziewczyną od wampirów?
Zesztywniałam.
– A ty jesteś tą dziewczyną od wilkołaków?
Cała trójka wybuchła śmiechem. Nasza gospodyni odrobinę się rozluźniła.
– Nie mogę zaprzeczyć – przyznała. – Gdzie Sam? Spytała Jareda.
– Wizyta Belli… nie przypadła Paulowi do gustu.
Emily wywróciła zdrowym okiem.
– Ach ten Paul – westchnęła. – Jak sądzicie, długo im to zajmie? Właśnie zabierałam się do jajek.
– Nie martw się – powiedział Embry. – Jeśli się spóźnią, nic się nie zmarnuje.
– W to nie wątpię. – Dziewczyna zachichotała i otworzyła lodówkę. – Bello, jesteś głodna? Śmiało, poczęstuj się muffinką.
Dzięki.
Wzięłam jedną z talerza i zaczęłam obgryzać. Była pyszna i puszysta, w sam raz na mój obolały żołądek. Embry dorwał trzecią z rzędu i wsadził ją sobie w całości do ust.
– Jesteś obrzydliwy – skomentował Jared.
– Zostaw kilka dla swoich braci. – Emily zdzieliła Embry'ego po głowie drewnianą łyżką. Słowo „bracia” mnie zaskoczyło, ale chłopcy przełknęli je gładko.
Oparta o blat, przyglądałam się, jak przekomarzają się jak rodzina. Kuchnia Emily była bardzo sympatycznym miejscem, przyjemnie jasnym dzięki białym szafkom i jasnym deskom podłogowym. Na niewielkim okrągłym stole kuchennym stał biało niebieski porcelanowy dzban pełen polnych kwiatów. Embry i Jared czuli się tu jak u siebie w domu.
Emily podciągnęła rękawy fioletowej bluzki wbiła, do żółtej misy kilka tuzinów jajek i zaczęła mieszać je starannie. Potrójna blizna ciągnęła się wzdłuż prawej ręki mojej gospodyni aż po palce. Embry nie przesadzał. Zadawanie się z wilkołakami rzeczywiście niosło spore ryzyko.
Drzwi frontowe otworzyły się i stanął w nich Sam.
– Emily – powiedział z takim uczuciem w głosie, że poczułam się jak intruz. Przeszedł przez pokój i ujął twarz ukochanej w swoje dłonie. Zanim pocałował dziewczynę w usta, złożył pocałunek na zniekształconym policzku. Przywarli do siebie na długo.
– Przestańcie już – poprosił Jared. – Ja tu jem. – Więc zamknij się i wcinaj – polecił mu Sam, powracając do Emily.
– Boże – jęknął Embry zdegustowany.
Długie miesiące unikałam jak ognia romantycznych piosenek i filmów żeby nagle stanąć twarzą w twarz z parą rodem z hollywoodzkiego wyciskacza łez. Ba, to było gorsze niż kino – to działo się naprawdę. Odłożywszy ciastko, z założonymi rękami wpatrywałam się w polne kwiaty, starając ignorować się zarówno Emilu jak i Sama, jak i narastający w moim sercu ból.
Na moje szczęście, chwilę później do kuchni wpadli niedawni przeciwnicy. Paul dal Jacobowi sójkę w bok, a Jacob odwdzięczył się kuksańcem. Byłam w szoku. Obaj głośno się śmiali i nie byli nawet podrapani.
Jacob rozejrzał się po pokoju i zatrzymał wzrok na mnie. Skulona i blada, nie pasowałam do tego wesołego towarzystwa. – Cześć, Bells! – przywitał mnie radośnie. Mijając stół, porwał dwie muffinki i oparł się obok mnie o blat. – Przepraszam za tamto w lesie – szepnął. – Jak tam? Nic ci nie jest?
– Nie, nie, wszystko w porządku. – Nie kłamałam. Ból w mojej piersi zelżał, gdy tylko Jacob wszedł do kuchni. – Pyszne te muffinki.
– Wzięłam swoją i odgryzłam maleńki kęs. – Nie, tylko nie to! – rozległ się okrzyk Jareda. Razem z Embrym badał różowy ślad na przedramieniu Paula. Embry uśmiechnął się triumfalnie.
– Piętnaście dolarów! – Zatarł ręce.
– To twoja sprawka? – spytałam Jacoba, przypominają sobie o zakładzie.
– Ledwie go musnąłem. Zniknie do zachodu słońca.
– Dlaczego akurat do zachodu słońca? – Przyjrzałam się skórze Paula. Wyglądało to tak, jakby rozharatał sobie rękę kilka tygodni wcześniej.
– Wilcze cechy – szepnął Jacob.
Pokiwałam głową z nadzieją, że nie mam głupiej miny.
– A tobie coś zrobił?
– Nawet mnie nie drasnął – oświadczył mój przyjaciel z dumą.
– Słuchajcie, chłopaki. – Sam przerwał wszystkie toczące się w kuchni rozmowy. Emily smażyła już jajecznicę, ale nadal czule dotykał jej szyi, na wpół świadomie. – Jacob ma nam do przekazania coś bardzo ważnego.
Jacob zwrócił się w stronę Jareda i Embry'ego. Najwidoczniej wyjaśnił wszystko Samowi i Paulowi po drodze. Albo… poznali jego myśli, kiedy zmienili się w wilki.
– Wiem, czego szuka ruda – oznajmił z powagą. – To o tym chciałem wam powiedzieć w lesie.
Kopnął nogę krzesła, na którym siedział Paul.
– Tak? – spytał Jared.
– Wampirzyca próbuje pomścić śmierć swojego partnera – tyle że nie był to ten brunet, którego dorwaliśmy. Tamtego zabili Cullenowie, jeszcze w zeszłym roku. Żeby wyrównać rachunki, ruda chce zabić Bellę.
Chociaż sama mu o tym powiedziałam, i tak zadrżałam.
Jared, Embry i Emily wpatrywali się we mnie z rozdziawiony buziami..
– Przecież Bella jest zupełnie nieszkodliwa! – zaprotestował Embry.
– Nie obiecywałem, że to będzie trzymać się kupy. W każdym razie, to dlatego ruda nam się wymyka. Chce przekraść się do Fork.
Zapadła cisza. Spuściłam oczy, zawstydzona ich natarczywymi spojrzeniami.
– Świetnie – odezwał się w końcu Jared. – No to mamy przynętę.
Ani się obejrzałam, a Jacob cisnął w kierunku kolegi otwieracz do puszek. Jared złapał narzędzie kilka centymetrów od twarzy.
– Bella nie jest przynętą – syknął mój przyjaciel.
– Wiesz, co mam na myśli. – Jared zupełnie się nie przejął atakiem.
– Zmieniamy taktykę. – Sam też nie zareagował na ten przejaw agresji.
– Zostawimy kilka luk i zobaczymy, czy ruda się na to nabierze.
Niestety, będziemy musieli podzielić się na dwie drużyny, ale jeśli naprawdę zależy jej na Belli, to nie powinna wykorzystać tego że będzie nas tylko dwóch.
– Na dniach dołączy do nas Quil – wtrącił nieśmiało Embry.
– Wtedy byłoby po równo. Wszyscy zmarkotnieli. Zerknęłam na Jacoba. Miał taką samą minę, jak zeszłego popołudnia przed swoim domem – minę człowieka, który stracił wszelką nadzieję. Piątka wilkołaków z pozoru się bawiła, ale w głębi ducha nie chcieli, żeby Quil podzielił ich los.
– To jeszcze nic pewnego – odparł Sam cicho. – Paul, Embry i Jared – dodał normalnym głosem – zajmiecie się zewnętrznym kręgiem. Ja i Jacob weźmiemy na siebie wewnętrzny. Zaciśniemy pętlę, kiedy ruda wpadnie w pułapkę.
Zauważyłam, że Emily znieruchomiała. Nie uśmiechało jej się, że Sam trafił do mniejszej z drużyn. Zaczęłam martwić się i ja, tyle, że o Jacoba.
Teraz Sam zwrócił się do mnie.
– Jacob doszedł do wniosku, że powinnaś odtąd spędzać jak najwięcej czasu tu, w La Push. Tak na wszelki wypadek. Wampirzyca nie wie, gdzie cię tu szukać.
– A co z Charliem? – spytałam przytomnie.
– Trwają wciąż rozgrywki – przypomniał mi Jacob. – Billy i Henry postarają się ściągać go po pracy na teren rezerwatu.
– Nie rozpędzaj się, Bello – upomniał mnie Sam Przeniósł wzrok na Emily, a potem z powrotem na mnie. – To tylko propozycja. Ostateczną decyzję musisz podjąć samodzielnie. Nie zapominaj, że przebywanie w naszym towarzystwie też nie jest do końca bezpieczne. Widziałaś dziś rano, jak szybko tracimy nad sobą kontrolę i jakie może mieć to konsekwencje. Rozważ wszystkie za i przeciw. Jeśli z nami zostaniesz, nie możemy gwarantować, że sami cię nie skrzywdzimy.