Выбрать главу

– Ale dlaczego?!

– Za bardzo przyjaźnię się z twoim ojcem. Miałbym wrażenie, że wyrządzam mu krzywdę.

– Jakie to głupie!

– Może i głupie, ale tak właśnie jest. A poza tym zapominasz, że jestem zakochany, i to na serio, w innej kobiecie.

– Której tu nie ma.

– Nie ma, ale jak gdyby była. Przestań się wygłupiać i nie mów bzdur. Masz pecha, Anno, trafiłaś na uczciwego mężczyznę. Przykro mi. Wybacz.

Nie mógł zasnąć. Anna słusznie ostrzegała, że kawa wybije go ze snu. Lecz niepokoiło go coś innego: jeżeli ten naszyjnik zgubiono na „pastwisku”, Gege na pewno o tym wiedział. A jednak nie przekazał mu tej informacji, i przecież nie dlatego, że uznał ją za nieważną.

6

Około wpół do dziewiątej rano Montalbano obmyślił plan, którym choć trochę chciał się odpłacić Gege za przemilczenie sprawy zgubionego naszyjnika i za żarty z jego spaceru po „pastwisku”. Nocą to wstawał, to kładł się z powrotem do łóżka, dlatego nie czuł się wypoczęty. Długo stał pod prysznicem i wypił trzy filiżanki kawy, zanim wsiadł do samochodu. Kiedy dotarł do Rabato, najstarszej dzielnicy Montelusy – przysypanej przed trzydziestu laty lawiną kamieni, a obecnie zamieszkanej głównie przez nielegalnych emigrantów z Tunezji i Maroka, którzy znaleźli schronienie w szczątkach uszkodzonych i walących się domów, wyremontowanych zaledwie z grubsza – skierował się wąskimi, krętymi zaułkami do placu Santa Croce, gdzie wśród ruin stał nienaruszony kościół. Tam komisarz wyciągnął z kieszeni kartkę, którą mu wręczył Gege: Carmen, prawdziwe nazwisko Fatma ben Gallud, Tunezyjka, mieszkała pod czterdziestym ósmym. Była to nędzna klitka na parterze, pokoik, do którego prowadziły drewniane drzwi z wyciętym okienkiem wentylacyjnym.

Nikt nic odpowiedział na stukanie. Zapukał jeszcze głośniej i tym razem usłyszał zaspany glos:

– Kto?

– Policja! – gruchnął Montalbano.

Postanowił zrobić wrażenie, zaskakując ją otępiałą, wyrwaną ze snu. Zakończywszy swoją pracę na „pastwisku”, Fatma spała zapewne o wiele krócej niż on.

Otworzyły się drzwi, kobieta okrywała się wielkim ręcznikiem plażowym, przytrzymując go dłonią na piersi.

– Czego chcesz?

– Pogadać.

Odsunęła się. W pokoiku stało łoże małżeńskie, do połowy rozbebeszone, niewielki stół z dwoma krzesłami i kuchenka gazowa. Plastikowa zasłona oddzielała umywalkę i klozet od reszty pokoju. Wszystko w tej klitce było doskonale uporządkowane. Tylko zapach, zmieszany z wonią tanich perfum, prawie odbierał dech.

– Pokaż mi pozwolenie na pobyt.

W odruchu przerażenia upuściła ręcznik, zakrywając oczy dłońmi. Długie nogi, wąska kibić, płaski brzuch, jędrne i wysokie piersi – kształty jak z reklamy. Po chwili Montalbano zdał sobie jednak sprawę, że nieruchome wyczekiwanie Fatmy nie jest wyrazem strachu, lecz stanowi próbę osiągnięcia porozumienia sposobem najbardziej oczywistym i najczęściej stosowanym przez kobietę wobec mężczyzny.

– Ubierz się.

Między przeciwległymi rogami pokoiku rozpięty był sznur. Fatma podeszła do niego, pokazując komisarzowi mocne ramiona, harmonijne plecy, małe krągłe pośladki.

„Mając takie ciało – pomyślał Montalbano – musiała już sporo przeżyć”.

Wyobraził sobie cierpliwą kolejkę chętnych, ustawioną za zamkniętymi drzwiami, za którymi Fatma zarabiała na „tolerancję stróżów bezpieczeństwa publicznego”, jak niekiedy zdarzało mu się przeczytać – tolerancję na miarę domu publicznego. Włożyła na nagie ciało sukienkę z lekkiej bawełny i odwróciła do Montalbana.

– I co z tymi dokumentami? – nie ustępował.

Pokręciła głową i zaczęła cicho płakać.

– Nie bój się – powiedział komisarz.

– Ja nie boję. Ja bardzo pechowa.

– A to dlaczego?

– Bo gdyby ty zaczekać kilka dni, ja już tu nie była.

– A gdzie zamierzałaś się wybrać?

– Jest pan z Fela, mnie przywiązany, ja mu się podobać. Niedziela powiedział, że ze mną ożeni. Ja jemu wierze.

– Ten sam, który przychodzi do ciebie w soboty i niedziele?

Fatma otworzyła szeroko oczy.

– Skąd ty wiedzieć? – Znowu zaczęła płakać. – Ale teraz wszystko skończone.

– Powiedz mi, Gege pozwoli ci odejść z tym mężczyzną z Feli?

– Mężczyzna rozmawiał z panem Gege, mężczyzna zapłaci.

– Słuchaj, Fatmo, wyobraźmy sobie, że mnie tu nie było. Chcę cię tylko o coś zapytać i jeśli odpowiesz mi szczerze, odwrócę się i pójdę stąd, a ty będziesz mogła spać spokojnie.

– Co chcesz wiedzieć?

– Pytali cię, czy znalazłaś coś na „pastwisku”?

Oczy kobiety rozbłysły.

– Och, tak! Przyjść pan Filippo, ten człowiek pana Gege, powiedział do nas wszystkich, że jeśli znajdziemy złoty naszyjnik z sercem z brylantów, oddać od razu jemu. Jeśli nie znaleźć, szukać.

– I nie wiesz, czy go znaleźli?

– Nie. Nawet dziś w nocy wszystkie szukać.

– Dziękuję – powiedział Montalbano, kierując się ku drzwiom. Na progu zatrzymał się i spojrzał na Fatmę. – Powodzenia.

Gege nie dopiął celu: tego, co postanowił przemilczeć, Montalbano i tak zdołał się dowiedzieć. A z tego, co właśnie powiedziała mu Fatma, wyciągnął logiczny wniosek.

Do komisariatu dotarł skoro świt, budząc niepokój dyżurnego.

– Coś się stało, panie komisarzu?

– Nic – uspokoił go. – Po prostu wcześnie się obudziłem.

Wziął się do lektury obu sycylijskich gazet, które kupił w drodze do komisariatu. Jedna z nich drobiazgowo zapowiadała uroczysty pogrzeb, który miał się odbyć nazajutrz. Msza będzie odprawiana w katedrze, i to przez samego biskupa. Podjęto nadzwyczajne środki ostrożności w związku z przewidywanym przybyciem wybitnych osobistości, które chciały złożyć kondolencje i wziąć udział w ostatnim pożegnaniu. Można było liczyć na dwóch ministrów, czterech podsekretarzy, osiemnastu posłów i senatorów oraz gromadę deputowanych do parlamentu regionalnego. Zaangażowani mieli zostać policjanci, karabinierzy, policja skarbowa, drogówka, nie licząc ochrony osobistej i pewnych uczestników pogrzebu, o których gazeta nie wspominała, a którzy co prawda mieli do czynienia z porządkiem publicznym, lecz stali po przeciwnej stronie barykady niż jego przedstawiciele. Druga gazeta opowiadała mniej więcej to samo, dodając, że trumna ze zwłokami została wystawiona w atrium pałacu rodziny Luparello i że nie kończąca się kolejka czekała, żeby podziękować za wszystko, czego inżynier, kierując się pracowitością i bezstronnością, dokonał za życia.

Tymczasem zameldował się brygadier Fazio, z którym Montalbano odbył długą rozmowę o kilku wszczętych już dochodzeniach. Z Montelusy nie było żadnych telefonów. Kiedy nadeszło południe, komisarz otworzył teczkę, która zawierała zeznania śmieciarzy. Przepisał ich adresy, po czym pożegnał się z brygadierem i agentami, zapowiadając, że zjawi się po południu.

Jeżeli ludzie Gege rozmawiali o naszyjniku z prostytutkami, to na pewno wypytali o niego również śmieciarzy.

Ulica Gravet 28, trzypiętrowy budynek z domofonem. Odpowiedział głos dojrzałej kobiety.

– Jestem znajomym Pina.

– Syna nie ma w domu.

– Chyba wrócił już z pracy?

– Wrócił, ale gdzieś jeszcze poszedł.

– Czy może mi pani otworzyć? Mam dla niego kopertę. Które to piętro?

– Ostatnie.

Mieszkanko było ubogie, lecz schludne: dwa pokoje, kuchnia, w której można posiedzieć, ubikacja. Komisarz ogarnął całość wzrokiem, stając w drzwiach. Pięćdziesięcioletnia skromnie ubrana kobieta wskazała mu drogę.