– Ależ ja mam pełnomocnictwo!
– Ach, tak? Proszę mi je okazać.
– To żaden problem, komisarzu. Rozumie pan, przed ujawnieniem nazwisk moich klientów chciałem być całkiem pewny, że to ten sam przedmiot, którego szukają.
Włożył rękę do kieszeni, wyjął z niej kartkę i wręczył Montalbanowi. Komisarz przeczytał j ą uważnie.
– Kim jest Giacomo Cardamone, który udziela pełnomocnictwu?
– To syn profesora Cardamone, nowego sekretarza regionalnego naszej partii.
Montalbano postanowił odegrać przedstawienie raz jeszcze.
– Ależ, to dziwne! – skomentował bardzo cicho, udając zadumę.
– Przepraszam, nie dosłyszałem.
Montalbano nie odpowiedział od razu, igrając z cierpliwością rozmówcy.
– Pomyślałem, że los, jak to pan określił, ironizuje w tej sprawie aż nadto swawolnie.
– W jakim sensie?
– W takim, że syn nowego sekretarza politycznego przebywa o tej samej porze w tym samym miejscu, w którym umiera poprzedni sekretarz. Nie wydaje się to panu dziwne?
– Teraz, kiedy pan to mówi, owszem. Ale kategorycznie wykluczam jakikolwiek związek między tymi dwiema sprawami.
– Ja również wykluczam – zgodził się Montalbano. – Nie mogę odczytać nazwiska, które widnieje obok podpisu Giacoma Cardamone.
– To nazwisko jego żony, Szwedki. Powiem panu w zaufaniu, że to nieco rozwiązła kobieta, która nie umie się dostosować do naszych obyczajów.
– Ile według pana może być wart ten klejnot?
– Nie znam się na tym. Właściciele mówią, że około osiemdziesięciu milionów.
– A zatem zróbmy w ten sposób. Zadzwonię później do Jacomuzziego, który obecnie przechowuje naszyjnik, i każę go sobie odesłać. Jutro rano prześlę panu klejnot do biura przez agenta.
– Naprawdę nie wiem, jak mam panu dziękować…
Montalbano przerwał mu.
– Mojemu agentowi wręczy pan oficjalne poświadczenie odbioru…
– Ależ oczywiście!
– …oraz czek na dziesięć milionów. Ci, którzy odnajdują kosztowności oraz pieniądze, zasługują na znaleźne. Pozwoliłem sobie zaokrąglić wartość naszyjnika.
Rizzo przyjął cios niemal wytwornie.
– To bezwzględnie uzasadnione. Na kogo mam wystawić czek?
– Na Baldassare Montaperto, jednego z dwóch śmieciarzy, którzy znaleźli ciało inżyniera.
Adwokat dokładnie zanotował podane nazwisko.
9
Rizzo nie zamknął jeszcze za sobą drzwi, a Montalbano wybierał już prywatny numer Nicolo Zito. To, co przed chwilą usłyszał od adwokata, nakręcało w jego mózgu mechanizm, który powodował gorączkę działania. Odebrała żona Zita.
– Mąż właśnie wyszedł, wyjeżdża do Palermo. – Po czym dodała podejrzliwym głosem: – A dziś w nocy nie był przypadkiem u pana?
– Oczywiście, że był, ale dopiero rano przypomniałem sobie o czymś, co jest dla mnie niezwykle istotne.
– Proszę zaczekać, może uda mi się go jeszcze złapać przez domofon.
Niebawem usłyszał najpierw sapanie, a potem głos przyjaciela.
– Czego jeszcze chcesz? Cała noc to za mało?
– Muszę się czegoś dowiedzieć.
– Jeśli to coś krótkiego.
– Chcę wiedzieć wszystko, ale to wszystko, nawet najbardziej dziwne rzeczy, o Giacomie Cardamone i jego żonie, która podobno jest Szwedką.
– Jak to „podobno”? Tyka na metr osiemdziesiąt, blondyna, a co za nogi, co za piersi! Jeżeli chcesz wiedzieć naprawdę wszystko, nie wystarczy mi czasu, żeby ci opowiedzieć. Posłuchaj, zróbmy tak: teraz już muszę jechać, ale w drodze się zastanowię i zaraz po przyjeździe wyślę ci faks.
Gdzie mi go wyślesz? Do komisariatu? Przecież my jesteśmy wciąż na etapie tam-tamów i znaków dymnych.
– No to taks wyślę do studia w Montelusie. Wpadnij tam jeszcze dzisiaj w porze obiadowej.
Nie mógł wysiedzieć w miejscu, więc wyszedł z gabinetu i zajrzał do pokoju podoficerów.
– Jak się czuje Tortorella?
Fazio skierował wzrok na puste biurko kolegi.
– Wczoraj byłem u niego. Chyba w poniedziałek wypuszczą go ze szpitala.
– Czy wiesz, jak można wejść do starej fabryki??
– Kiedy wybudowali ogrodzenie, na samym końcu założyli żelazną furtkę, tak ciasną, że trzeba się przez nią dosłownie przeciskać.
– Kto ma klucz?
– Nie wiem, mogę się dowiedzieć.
– Nie tylko się dowiedz, ale i przynieś go rano.
Wrócił do gabinetu i zadzwonił do Jacomuzziego. Ten odezwał się dopiero po dłuższej chwili.
– Co ci jest, masz sraczkę?
– Co tam znowu, Montalbano?
– Co znalazłeś na naszyjniku?
– A co miałem znaleźć? Nic. A tak naprawdę to odciski palców, ale tak liczne i tak pozacierane, że nie do odczytania. Co mam z nim zrobić?
– Odeślij mi w ciągu dnia. W ciągu dnia, zrozumiano?
Z sąsiedniego pokoju dotarł do niego poirytowany głos Fazia.
– Czy naprawdę nikt nie wie, do kogo należała fabryka Sicilchim? Musi być jakiś likwidator, stróż!
Kiedy zobaczył Montalbana, rozłożył ręce.
– Chyba już łatwiej byłoby zdobyć klucze świętego Piotra.
Komisarz powiedział, że wychodzi i wróci najpóźniej za dwie godziny. Po powrocie chce widzieć klucz na swoim biurku.
Kiedy tylko stanął w progu, żona Montaperta zbladła i położyła dłoń na sercu.
– Mój Boże! Co się stało?
– Nic, co mogłoby panią niepokoić. Tym razem mam dobre wiadomości, proszę mi wierzyć. Czy zastałem pani męża?
– Tak, dziś wrócił wcześnie.
Kobieta wprowadziła go do kuchni i poszła zawołać Sara, który położył się w sypialni obok synka i próbował go uśpić choć na chwilę.
– Proszę usiąść – powiedział komisarz – i słuchać uważnie. Dokąd mieliście zawieźć wasze dziecko po zastawieniu naszyjnika?
– Do Belgii – odpowiedział natychmiast Saro. – Mój brat, który tam mieszka. zaproponował, że możemy zatrzymać się u niego na jakiś czas.
– Macie pieniądze na podróż?
– Wypruwając sobie żyły, coś udało nam się odłożyć – odparła kobieta bez cienia dumy.
– Ale wystarczy na samą podróż – dodał Saro.
– Świetnie. A więc jeszcze dzisiaj udasz się na dworzec i kupisz bilet. To znaczy: pojedziesz autobusem do Raccadali, tam jest agencja.
– Tak. Ale dlaczego aż do Raccadali?
– Nie chcę, żeby tu, w Vigacie, wiedziano o waszych zamiarach. Tymczasem pani spakuje was do wyjazdu. Nie mówcie nikomu, nawet rodzinie, dokąd jedziecie. Czy to jasne?
– Jeśli o to chodzi, to wszystko jasne. Ale proszę wybaczyć, komisarzu, co złego jest w tym, że chcemy jechać do Belgii, żeby wyleczyć nasze dziecko? Każe nam pan utrzymywać to w tajemnicy, jak gdyby chodziło o czyn niezgodny z prawem.
– Saro, nie robisz nic wbrew prawu, to oczywiste. Ja jednak muszę się upewnić co do wielu spraw, dlatego zaufaj mi i rób wszystko tak, jak ci mówię.
– Dobrze, ale skoro pieniędzy starczy nam tylko na drogę tam i z powrotem, po co mamy jechać do Belgii? Na wycieczkę?
– Będziecie mieli dość pieniędzy. Jutro rano jeden z moich agentów przyniesie wam czek na dziesięć milionów.
– Dziesięć milionów, a to dlaczego? – Sarowi dech zaparło w piersi.
– Należą ci się zgodnie z prawem jako znaleźne za naszyjnik, który przyniosłeś do komisariatu. Te pieniądze możecie wydawać z podniesionym czołem, bez problemów. Kiedy tylko dostaniesz czek, biegnij podjąć gotówkę i wyjeżdżajcie.
– Kto wystawił czek?