– Rozumiem.
– Ale ja nie rozumiem!
– Mieli zamiar cię wrobić.
– Nie rozumiem tego słowa.
– Pomyśclass="underline" Luparello umiera na „pastwisku”, będąc z kobietą, która skłoniła go do tej wyprawy, prawda?
– Prawda.
– No więc ktoś chce, żeby wszyscy myśleli, że to ty byłaś tą kobietą. Twoja jest torba, twój naszyjnik, do ciebie należą ubrania w domu Luparella, to ty potrafisz zjechać wyschniętym łożyskiem rzeki… Z tego wszystkiego powinni wyciągnąć jeden wniosek: ta kobieta nazywa się Ingrid Sjostrom.
– Rozumiem – powiedziała i zamilkła na dłuższą chwilę, wbijając oczy w szklankę, którą zaciskała w dłoniach. Wreszcie się otrząsnęła. – To niemożliwe.
– Co?
– Że Giacomo jest w zmowie z ludźmi, którzy chcą mnie, jak to określasz, wrobić.
– Niewykluczone, że zmusili go do takiej zmowy. Sytuacja finansowa twojego męża nie jest najszczęśliwsza, wiesz o tym?
– On sam ze mną na ten temat nie rozmawiał, ale to się wyczuwa. Jednak jestem pewna, że jeśli to zrobił, to nie dla pieniędzy.
– Ja też jestem tego prawie pewien.
– A więc dlaczego?
– Być może jest inne wytłumaczenie: twój mąż był zmuszony wciągnąć cię w to, żeby ochronić osobę, która jest mu jeszcze bliższa niż ty. Zaczekaj.
Poszedł do drugiego pokoju, gdzie stało niewielkie biurko zasypane papierami, i wziął faks, który otrzymał od Nicolo Zito.
– Ale ochronić przed czym? – spytała Ingrid, kiedy wrócił do pokoju. – Jeżeli Silvio umarł podczas stosunku, to nikt nie jest winny, przecież nie został zamordowany.
– Ochronić nie przed prawem, lecz przed skandalem. Ingrid zaczęła czytać faks. Najpierw była wyraźnie zaskoczona, potem wydawała się coraz bardziej rozbawiona, a przy epizodzie z klubem polo wybuchnęła szczerym śmiechem. Natychmiast jednak zasępiła się, upuściła kartkę na łóżko i odwróciła głowę.
– To on, twój teść? To z nim jeździłaś do domku Luparella?
Widać było, że odpowiedź na to pytanie wiele ją kosztuje.
– Tak. I widzę, że w Montelusie o tym się mówi, choć robiłam wszystko, żeby to ukryć. To najgorsze, co przydarzyło mi się na Sycylii, odkąd tu przyjechałam.
– Nie musisz opowiadać szczegółów.
– Chcę tylko, żebyś wiedział, że to nie ja zaczęłam. Dwa lata temu mój teść miał jechać na kongres do Rzymu. Zaprosił mnie i Giacoma. W ostatniej chwili okazało się, że mąż nie może jechać, ale nalegał, żebym ja pojechała, bo jeszcze nigdy nie byłam w Rzymie. Wszystko układało się jak najlepiej, ale ostatniej nocy teść wszedł do mojego pokoju. Wydawał się szalony, uległam, żeby go uspokoić: wrzeszczał, groził mi. Kiedy wracaliśmy samolotem do domu, popłakiwał, powiedział, że to się już nigdy nie powtórzy. Wiesz, że mieszkamy pod jednym dachem? No i któregoś dnia, kiedy mojego męża nie było w domu, a ja leżałam w łóżku, pojawił się jak tamtej nocy, cały drżał. Tym razem również się przestraszyłam, pokojówka była w kuchni… Nazajutrz powiedziałam Giacomowi, że chcę zmienić mieszkanie, on się wykręcał, ja nalegałam, więc się pokłóciliśmy. Jeszcze kilkakrotnie próbowałam wrócić do tego tematu, ale za każdym razem odmawiał. Z jego punktu widzenia to on miał rację. Tymczasem mój teść nalegał, całował mnie, dotykał, kiedy tylko mógł, ryzykując, że zobaczy to jego żona albo Giacomo. Dlatego poprosiłam Silvia, żeby od czasu do czasu udostępniał mi dom.
– Czy twój mąż coś podejrzewa?
– Nie wiem, ale zastanawiałam się nad tym. Czasem mi się wydaje, że tak, innym znów razem jestem pewna, że nie.
– Jeszcze jedno pytanie, Ingrid. Kiedy dojechaliśmy na cypel Massaria i otwierałaś drzwi, powiedziałaś mi, że i tak nic tam nie znajdę. A gdy zobaczyłaś, że w środku nic się nie zmieniło, byłaś bardzo zaskoczona. Czy ktoś cię zapewnił, że z domu Luparella wszystko zostało wyniesione?
– Tak, Giacomo.
– A więc twój mąż wiedział?
– Powoli, bo się w tym wszystkim pogubię. Kiedy Giacomo przekazał mi, co mam zeznać, gdyby przesłuchiwali mnie agenci ubezpeczeniowi, czyli że byłam z nim na „pastwisku”, a ja zaniepokoiłam się czymś innym: tym, że po śmierci Silvia ktoś prędzej czy później mógłby odkryć jego domek, a w nim – moje ubrania, moją torbę i jeszcze inne rzeczy.
– Kto według ciebie miałby je znaleźć?
– Nie wiem, policja, rodzina… Opowiedziałam o wszystkim Giacomowi, ale w jednym skłamałam: nie wyjaśniłam, że chodzi o jego ojca, tylko dałam do zrozumienia, że jeździłam tam z Silviem. Wieczorem powiedział mi, że wszystko jest już w porządku, że zajmie się tym jego przyjaciel i jeśli nawet ktoś trafi do tego domku, to zobaczy tylko wymalowane ściany. A ja uwierzyłam. Co ci jest?
Montalbana zaskoczyło to pytanie.
– A co miałoby być?
– Ciągle dotykasz sobie karku.
– Ach, tak. Boli mnie. To chyba od tej przejażdżki po Canneto. A jak twoja kostka?
– Lepiej, dziękuję.
Ingrid wybuchnęła śmiechem, miała huśtawkę nastrojów, jak dziecko.
– I z czego się śmiejesz?
– Twój kark, moja kostka… Prawdziwy szpital.
– Czujesz się na siłach, żeby wstać?
– Gdyby to ode mnie zależało, zostałabym tu do rana.
– Mamy jeszcze dużo do zrobienia. Ubierz się. Możesz prowadzić?
14
Płaskie jak flądra auto Ingrid wciąż stało na parkingu przed barem „Marinella”. Widocznie było za bardzo charakterystyczne, żeby ktoś je ukradł. Po Montelusie i okolicy krążyło zaledwie kilka podobnych modeli.
– Wsiądź do swojego samochodu i jedź za mną – powiedział Montalbano. – Wracamy na cypel.
– Boże! A po co? – jęknęła Ingrid, która nie miała na to najmniejszej ochoty. Komisarz rozumiał ją doskonale.
– W twoim interesie.
Zanim Montalbano zgasił reflektory, zdążył jeszcze zauważyć, że furtka prowadząca do willi jest otwarta. Wysiadł i podszedł do samochodu Ingrid.
– Zaczekaj tu na mnie. Wyłącz światła. Pamiętasz, czy zamknęliśmy za sobą furtkę?
– Nie pamiętam dokładnie, ale wydaje mi się, że tak.
– Zawróć samochodem, zrób to jak najciszej.
Wykonała polecenie, teraz przód auta skierowany był na szosę.
– Idę do środka, a ty nastawiaj uszu. Jeśli usłyszysz mój krzyk albo coś ci się wyda podejrzane, nie zastanawiaj się ani chwili, tylko ruszaj i wracaj do domu.
– Myślisz, że tam ktoś jest?
– Nie wiem. Rób, jak ci powiedziałem.
Wyjął ze swojego samochodu torebkę i pistolet. Ruszył, starając się lekko stawiać stopy. Zszedł po schodach; drzwi wejściowe tym razem otworzyły się bezgłośnie, nie stawiając oporu. Przestąpił próg, z pistoletem w dłoni. Salon był lekko oświetlony refleksem morza. Montalbano kopniakiem odchylił drzwi do łazienki, potem następne, śmiejąc się w duchu, że zachowuje się jak bohater amerykańskich seriali. W domu nie było nikogo, nie znalazł też śladów niczyjej niedawnej obecności. Doszedł do przekonania, że to on sam zapomniał zamknąć furtkę. Otworzył okno salonu i spojrzał w dół. W tym miejscu cypel Massaria sterczał nad morzem jak dziób statku, bezpośrednio pod nim woda musiała być głęboka. Komisarz wziął srebrne sztućce i ciężką kryształową popielniczkę, włożył je do torby, którą zakręcił nad głową i cisnął daleko przed siebie. Następnie wyjął z szafy w sypialni wszystko to, co należało do Ingrid, i wyszedł, upewniając się, że drzwi wejściowe są dobrze zamknięte. Kiedy tylko stanął na szczycie schodów, oblało go światło reflektorów samochodu Ingrid.