Zasypia nakryta kocem. Jej ostatnie myśli krążą wokół tych spraw. Jeśli upadnie rząd, kontrolę nad bazą przejmą nowi ludzie. Może okazać się, że jej stanowisko przypadnie komu innemu. A jeśli chce się zrobić coś porządnie, trzeba to zrobić samemu. Aż do końca. W zasadzie nie wie nic. Jest tylko technikiem. Wprawdzie istnienie systemu utrzymywane będzie w tajemnicy, ale ona nie stanowi zagrożenia dla nowej ekipy. A więc przeżyje. Na wszelki wypadek naniosła pewne poprawki do oprogramowania. Gdyby trzeba było się ukryć, nie znajdą jej. Baza nie obróci się przeciw swojej twórczyni…
Gdyby ją dorwali, ma zabezpieczone materiały na kilka potencjalnych ekip rządzących. Dawno już podejrzewała, że polityka to brudne zajęcie, ale nie sądziła, że aż tak. Członkowie partii koalicyjnych i opozycyjnych to dziwna banda. Szpiedzy, tajni agenci, przedstawiciele mafii i masonerii, oszuści, morderca, jest nawet pedofil i dwu bigamistów…
Trzeba będzie tu trochę posprzątać. Przecież nie można tolerować sytuacji, w której minister jest wtyczką urugwajskiego wywiadu. Swoją drogą to kompletny idiotyzm. Rozumiałaby, gdyby pracował dla obcych mocarstw, ale dla Urugwaju?! Po co ten maleńki, biedny kraik utrzymuje swoją siatkę u nas? Sprawdzenie tego będzie bardzo interesujące. Ale na razie Katarzyna musi przyskrzynić swoją kuzynkę… To już pojutrze.
Obsługa pubu przy Rynku szybko zapamiętała nietypowego klienta. Przychodzi zawsze w czwartki. Zawsze zajmuje to samo miejsce. Siedzi zawsze samotnie, wypija zwykle trzy litry dobrego piwa. Sączy je powoli z własnego kamionkowego kubka. Przegląda jakieś papiery, czasem robi notatki. Nikt go nie zagaduje, nikt się do niego nie dosiada. Ludzie przy sąsiednich stolikach ściszają rozmowy, żeby mu nie przeszkadzać. Ale jednocześnie nikt nie czuje się nieswojo w jego obecności. Nieruchoma postać w brązowym płaszczu stała się po prostu elementem wystroju wnętrza…
Po trzech, czasem sześciu godzinach zagadkowej pracy, nieznajomy oddaje dzban po piwie, reguluje rachunek i znika. Trunek nie wywiera na niego żadnego widocznego wpływu… Co ten człowiek robi w pozostałe sześć dni tygodnia?
Wieczór w teatrze… „Jezioro łabędzie”. Dawno nie była na balecie. Chyba ze trzy, może cztery lata… Sala nabita po brzegi. Zbiorowa rezerwacja krakowskiego liceum. Jedno miejsce wykupione przez CBŚ. Informatyczka załatwiła je sobie przez Centralę.
Z balkonu czwartego piętra doskonale widać baletnice pląsające w takt muzyki. Jednak Katarzyna wybrała kiepskie miejsce, prawie pod samą ścianą po lewej stronie. Scena widoczna jest stąd pod kątem, który nieco przeszkadza w odbiorze całości. Za to świetnie widać środkowe partie widowni. Jest ciemno, ale od czego najnowszy gadget ze zbrojowni CBŚ: lornetka zaopatrzona w przetworniki termowizyjne? Balkon trzeciego piętra. Dwanaście wystrojonych uczennic. Widać chłopcy nie dali się namówić, a racja, to szkoła żeńska… Pomiędzy dziewczętami kobieta około dwudziestu, może dwudziestu dwu lat. Nie wygląda na dużo starszą od swoich podopiecznych. Ubiera się skromnie, ale elegancko. Patrzy na popisy tancerek chłodno i spokojnie. Ile razy mogła widzieć ten balet? Dwadzieścia? Osiemdziesiąt? Kiedy ostatnio była na nim w teatrze? Przed pięciu laty, czy przed wiekiem? W zasadzie można by zapytać… Koniec aktu. Kurtyna opada. Twarz kuzynki traci swój rozmarzony wyraz. Licealistki wyglądają na nieco znudzone. Swoją drogą, co za debilny pomysł, szukać sobie roboty, która wymaga użerania się ze smarkaterią stulecie za stuleciem? A przecież nie wygląda na masochistkę.
Katarzyna wymyka się, pędzi korytarzem, zbiega po schodach. Odprowadzają ją zgorszone spojrzenia ludzi dostojnie kroczących foyer. Kuzynka w otoczeniu swoich uczennic wychodzi do głównego holu. Nie wie, że jest obserwowana.
Agenci CBŚ przechodzą drobiazgowe i skomplikowane szkolenie. Technicy pracujący dla biura też mają swój cykl treningowy, choć znacznie mniej rozbudowany. Katarzyna posuwa się spokojnym krokiem w ślad za grupką dziewcząt. Obserwuje nauczycielkę. Prosta sukienka, torebka wyprodukowana prawdopodobnie w Chinach. W torebce rewolwer. Ciekawe, czy ten sam nagan, którym przed osiemdziesięciu laty broniła się w szkole? Nie da się wykluczyć, to niezawodna broń o kalibrze, który położy nawet słonia. Do tego prawdopodobnie nóż w pochwie przytroczonej na udzie lub łydce. Jak widać, kuzynka miała ciężkie życie i nauczyła się dbać o siebie…
W wywiadzie szkoli się agentów, jak zawierać znajomości bez budzenia podejrzeń inwigilowanego. Katarzynę ominęła ta część cyklu treningowego. Ale byka najlepiej brać za rogi. A zatem…
Przyspieszyła kroku. Kryjąc się za rzędem filarów doszła prawie do końca holu, zakręciła i ruszyła na spotkanie przeznaczenia szybkim, lekkim krokiem.
– Witaj kuzynko.
Na twarzy Stanisławy odmalowało się na moment zaskoczenie… W oczach błysnął strach. Ludzie, którzy się boją, zdolni są do czynów nieprzewidywalnych… Historia notuje kilka głośnych zabójstw dokonywanych w teatrach. Lincoln, Stołypin…
– Moment – Stanisława dotknęła palcami skroni jakby usiłowała sobie przypomnieć.
Gra przed swoimi uczennicami. Nie spławiła jej natychmiast, a to oznacza, że czegoś się domyśla. Podjęła wyzwanie. Współpracuje. A zatem trzeba jej pomóc…
– Katarzyna Kruszewska – podpowiedziała.
– Ach, kuzynka Kasia – twarz nauczycielki rozpromieniła się, choć jej oczy nadal pozostały chłodne. – Nie poznałam cię w pierwszej chwili.
Co robić dalej? Można postraszyć.
– No, nie widziałyśmy się całe wieki – zaakcentowała lekko ostatni wyraz.
Nie za mocno postraszyła? Chyba tak.
– Idźcie na miejsca, zaraz koniec antraktu – Stanisława zwróciła się do uczennic. – Dołączę za chwilę…
Dziewczęta zmyły się. Twarz nauczycielki spoważniała.
– Kim jesteś? – zapytała cicho.
– Naprawdę jestem twoją kuzynką – uśmiechnęła się Katarzyna. – Z Kruszewskich herbu Habdank.
Stanisława podeszła do barierki schodów i patrzyła przez dłuższą chwilę na spacerujących nimi ludzi.
– Jak mnie odnalazłaś? – spytała wreszcie.
– W mojej, a właściwie naszej, rodzinie istniała legenda przechodząca z pokolenia na pokolenie. Legenda o prababce, która nigdy się nie zestarzała…
– Na podstawie samej legendy nie zdołałabyś mnie zidentyfikować – głos był chłodny, ale zabrzmiało w nim zaciekawienie. Nie była nastawiona wrogo.
– Widziałam portret w Muzeum Narodowym… Pracuję w CBŚ przy komputerowych systemach identyfikacji przestępców…
Na twarzy Stanisławy pojawił się lekki uśmiech.
– I jakież to przestępstwo popełniłam? – przechyliła lekko głowę.
– Posługiwanie się fałszywymi dokumentami – odpaliła jej kuzynka. – Oraz, jak sądzę, zażywanie preparatów medycznych nie dopuszczonych do użycia przez ministerstwo zdrowia…
– Wykorzystując khm… rodzinną solidarność zapytam w tym miejscu, czy przeciw mnie toczy się oficjalne śledztwo?
– Nie. Po prostu nadużyłam zaufania zwierzchników by cię odnaleźć… Przy okazji trafiłam też na jednego twojego przyjaciela…
– Domyślam się o kogo chodzi. Jak wygląda, nazwijmy to, kondycja rodu Kraszewskich?
Katarzyna dotknęła ramienia Stanisławy i pokazała dwa palce.
– W zasadzie wcale nie wygląda – powiedziała.