Выбрать главу

Nie może jednak znieść pustki i bezczynności. W dodatku wredna herod-baba, która jest opiekunką grupy, usiłuje ją rozliczać z każdej minuty poza budynkiem. Powołuje się przy tym na jakiś strasznie mętnie napisany regulamin. Zdaje się, że w myśl przepisów wychowanka powinna kursować wyłącznie po trasie licem – dom dziecka, a na każde wyjście do biblioteki uzyskiwać stosowne pozwolenie.

Dziewczyny zachowują się jak kiepsko zaprogramowane roboty. Wykonują polecenia wolno i niedokładnie, ich ulubione rozrywki to oglądanie telewizji oraz słuchanie debilnych programów radiowych. I gadanie o serialach. Współlokatorki nie robią nic, żeby zmienić swoją sytuację. Za kilka lat skończy się państwowa opieka, co zrobią wtedy? Działać powinny teraz, póki jeszcze mają czas.

Ale zostawmy ten problem. Monika klnie w duchu, starannie dobierając najbardziej paskudne greckie i serbskie słowa… Ma biologicznie prawie szesnaście lat. Przez ostatnie osiem stuleci kobieta w takim wieku była dorosła. Mogła sama decydować o sobie, choć oczywiście nie do końca. Była jednak wolna. Księżniczka przywykła do tego. Teraz wpadła. Tkwi jak mucha w słoiku z miodem: niby słodko, ale nie można się wydostać. Zostanie tu jeszcze długo. Trzeba zatem poprawić sobie warunki bytowania. Wyrwać się spod kontroli babsztyla.

Co zatem robić? Miarą wolności są pieniądze. Trzeba wymyślić metodę regularnego ich zdobywania. Znaleźć źródło utrzymania, gwarantujące jakie takie zyski. Potem wynająć sobie mieszkanie. Babsko z domu dziecka przekupić albo zastraszyć. Księżniczka, jeśli chciałaby działać sama, będzie miała z tym poważne problemy, ale Kruszewskie pewnie zechcą jej pomóc.

A zatem rozbierzmy problem po kolei. Praca. Musi to być coś w miarę nieabsorbującego – chodzenie do szkoły zajmuje jej jednak sporo czasu, a musi uzupełnić wiedzę… W czym jest dobra? Potrafi strzyc owce, tkać, haftować, w Bizancjum uchodziła z intelektualistkę, co sprowadzało się do umiejętności czytania, pisania i znajomości literatury antycznej… Cholera. Daleko na tym nie zajedzie w Polsce początków XXI wieku. Wie jak nastawić wino, wydestylować z niego rakiję, potrafi robić śliwowicę, w tym słynną palonkę – tylko że tu pędzenie bimbru jest zakazane. Zna się na ziołach, umie leczyć choroby owiec, wędzić sery. Gdyby mieszkała w Zakopanem, górale pewnie doceniliby jej doświadczenie… Chyba że w Polsce produkcja oscypków jest męskim zajęciem. Brak jej całej masy wiadomości. Owce i sery na razie odpadają. Była wiele razy służącą, ale nie lubi tego zajęcia.

Zresztą komu w dzisiejszych czasach potrzebna służba? W dodatku niepełnoletnia? Co gorsza, wśród potencjalnych pracodawców pewnie znaleźliby się jacyś „amatorzy cielęciny”, jak ten głupi Anglik, wtedy na Krecie, któremu musiała w końcu uciąć siurka, bo po dobroci nie chciał się odczepić…

Coś nieśmiało przebija się przez jej gorączkowe myśli. Podświadomość wysyła sygnały. Coś przeoczyła. Eureka! Stanisława załapała się na nauczycielkę tylko dlatego, że zna biegle kilka języków obcych. Księżniczka jest za młoda do pracy w tym zawodzie. Sto lat temu, mając szesnaście lat, mogłaby bez problemu zostać nauczycielką lub guwernantką. Ale przecież nie musi być nauczycielką, by znaleźć pracę, przy której jej zdolności znajdą zastosowanie. W Krakowie na uniwersytecie z pewnością znajduje się katedra filologii klasycznej oraz zapewne wydział teologii, a zatem… Są studenci, którzy muszą przedzierać się przez całe wagony literatury greckiej i łacińskiej. Jest też z pewnością orientalistyka. Tam dla odmiany będą zgłębiali język turecki i ormiański. Poza tym filologia słowiańska, gdzie znajomość bośniackiego i serbskiego jest w cenie. Studenci są zazwyczaj dość leniwi i w wielu przypadkach mają do dyspozycji niezłe pieniądze.

To jej szansa: tłumaczenia i korepetycje, czy też, jak to nazywają, konwersacje. Trzeba tylko podszlifować jeszcze odrobinę polski. Rozumie już biegle, mówi nieźle, ale czasem trochę się zacina. Klasycznej łaciny uczyła się od ludzi, którzy mówili nią jeszcze na co dzień. Z greką nie będzie problemu, miała osiem lat, gdy trafiła do Myry. To prawie jej język ojczysty.

Uśmiecha się do swoich wspomnień…

* * *

W sumie to proste. Minikamera za dwieście złotych. Kupując trzydzieści można się nieźle wytargować. Jeśli zaś zdobędzie się je z przemytu, bez ceł na optykę i elektronikę sięgających siedemdziesięciu procent wartości sprzętu, i bez podatku VAT, żrącego dalsze dwadzieścia dwa, można zejść poniżej dwudziestu złotych za sztukę… Do tego małe nadajniki o zasięgu około pięciuset metrów. Każdy trzeba nastawić na odrobinę inny zakres fal. Wszystkie należy zgrać tak, aby odbiornik nie miał problemów z odczytywaniem informacji. Wreszcie etap najtrudniejszy. Instalacja…

* * *

Zwyczajny poniedziałkowy wieczór w mieszkanku przy Plantach. Stanisława czyta sobie książkę. Dostała ją od kuzynki, ponoć to coś fajnego. Z pierwszych stron wydedukować można, że dzieło opowiada o przygodach egzorcysty – alkoholika. Tak, polska literatura zdecydowanie zeszła na psy… Ciekawe, swoją drogą, kto to napisał? Grafoman nieprzeciętny. Na wewnętrznej stronie okładki umieszczono fotografię autora. Paskudna gęba, zarośnięty jak artysta, nóż sam się w kieszeni otwiera… Stanisława ujęła w wysmukłą dłoń wachlarz i odpędziła dymek pachnący kalafonią, który napłynął z kuchni. Kuzynka Katarzyna pracuje. Zawaliła cały stół elektroniką, teraz coś lutuje. Od czasu do czasu smaruje łączone elementy kwasem siarkowym.

Dziwne zapachy nie przeszkadzają Stanisławie. Pracując w domu Sędziwoja przywykła do nich… Zresztą bywało, że cuchnęło tam znacznie gorzej, na przykład wtedy, gdy badał skład cielęcej krwi. Przez długie tygodnie zlatywały się muchy, a samo domostwo przesiąkło iście trupim odorem… Albo wielkie powietrze, epidemia dżumy w 1624 roku. Powszechnie sądzono wówczas, że woń gorącego octu ziołowego pozwala przeżyć chorym i uniknąć zakażenia zdrowym. Od tamtej pory ten zapach przyprawia ją niemal o histerię…

Kuzynka działa powoli i metodycznie. Opracowała schemat, zrobiła prototyp, wypróbowała… Nie spieszy się. Wszystko musi być wykonane bardzo starannie i zabezpieczone woskiem. Wprawdzie liczy na to, że już pierwszy dzień obserwacji przyniesie konkretne i wymierne efekty, ale z przyzwyczajenia montuje kamery tak, aby mogły wytrzymać co najmniej pół roku. W CBŚ chwalono ją za to, że myśli z wyprzedzeniem… Ale z drugiej strony, tak przecież trzeba. Zawsze musi być pewien margines błędu, rezerwa na czarną godzinę… Teraz jeszcze kontrola sprzętu. Gdzie wypróbować urządzenie? Najlepiej w jakimś neutralnym miejscu, gdzie przewala się dużo ludzi. Zna takie jedno opodal. Szkoła.

– Wychodzę! – woła w głąb mieszkania.

Kuzynka Stanisława mruknęła coś cicho, ale nie oderwała wzroku od książki…

Jak zawiesić szpiegowską aparaturę w samym środku miasta, przy dość ruchliwej ulicy? A co za problem? A zatem drelichowy kombinezon, śrubokręt wystający z kieszeni. Włosy spięte w kucyk, bejsbolówka koloru kombinezonu na głowę.

Cięć mieszka na parterze, w głębi podwórza. Katarzyna energicznie wali do jego drzwi. Otwiera pijany jak bela, wściekły. Obrzuca ją nienawistnym spojrzeniem. Gęba pokryta trzydniową szczeciną, owłosione łapska, mord w oczach. Nie wolno dopuścić, aby zaczął się zastanawiać.

– Potrzebuję trzymetrowej drabiny, najlepiej aluminiowej, z szerokimi szczeblami i zaczepem – aby kogoś kompletnie skołować, najlepiej zażądać od niego natychmiastowego dostarczenia czegoś, czego za żadną cholerę nie będzie w stanie zdobyć…