Выбрать главу

– Yyyy – dozorca spogląda z przerażeniem na dziewczynę.

– Człowieku, z życiem, przecież nie będę instalować czujnika po ciemku!

W CBŚ wyjaśnili jej dokładnie, że najważniejszą częścią potyczek słownych jest wyrobienie w przeciwniku głębokiego poczucia winy. Wreszcie cięć drepcze do pakamery i wyciąga długą, żelazną drabinę, uświnioną, jakby nią ziemię rył. W miejscach, gdzie korozja odsądziła lakier, połyskuje ruda rdza.

– Przetrzyj ją pan jakąś szmatą – wydaje dyspozycję i spogląda z naganą na zegarek.

Trzeba dać mu do zrozumienia, że zabiera jej cenny czas. Klnąc pod nosem mężczyzna czyści szczebelki kawałkiem starego waciaka. Wreszcie zarzuca drabinę na ramię.

– Dokąd? – pyta.

Urzędnicy z administracji nieźle go kiedyś wytresowali. Tylko chla tyle, że wszystko dokumentnie zapomniał. Trzeba mu przywrócić świadomość klasową.

– Czujniki wiesza się od ulicy… – w głosie Katarzyny brzmi nagana. – Chyba że woli pan mierzyć natężenie ruchu samochodów tu, na podwórzu…

Drepcze posłusznie przed bramę. Oparła drabinę o mur, ustabilizowała. Kazała potrzymać. Nad wejściem znajduje się akurat odpowiednia półeczka, stworzona przez szeroki, stiukowy portal. Dziewczyna wyjmuje z plecaka akumulatorową wiertareczkę i szybko instaluje kamerę. Laptop, kabelek, ustawienie ostrości. Dokręca śrubkę poprawiając kąt widzenia. Gotowe. Wyczepia kabel, zamyka komputer. Schodzi po szczebelkach.

– Dziękuję za współpracę. Zgłosimy się za miesiąc.

Odchodzi bez pożegnania. Dozorca długo stoi pod drabiną, wreszcie odrywa ją od ściany i niechętnie człapie z powrotem do komórki na podwórzu.

– Diabli nadali inspektorkę – mruczy pod nosem.

Inny na jego miejscu zastanawiałby się, co i w jakim celu zainstalowano na budynku, którym się opiekuje, ale jego myśli zaprząta wyłącznie niedokończona flaszka stojąca na stole…

* * *

Dachy można wymieniać na kilka sposobów. Można zamówić brygadę budowlaną. Rozgrzebią robotę, będą się – mówiąc fachowo – opierniczali przez dwa miesiące… Wreszcie odwalą totalną fuszerkę i zostawią po sobie koszmarny bałagan. Trzeba się liczyć także z tym, że połowa materiałów wyparuje w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach. Cena, której zażądają, będzie odwrotnie proporcjonalna do jakości pracy. Można też wynająć górali. Ci zrobią szybko i w miarę dokładnie, ale popyt na ich usługi jest wysoki i, niestety, ostatnio podśrubowali ceny. Nie należy ich ganić, pracują legalnie i muszą płacić horrendalne podatki oraz składki na ZUS. Można zatrudnić górali na czarno. Wyjdzie o dobrą jedną trzecią taniej. Ale nadal jest to drogo…

Materiały budowlane dzielą się na dwie kategorie. Dobre i złe. Na jakości nie należy oszczędzać. Po co robić tandetę, którą za pięćdziesiąt lat trzeba będzie wymienić? A zatem materiał musi być najlepszy. Tu znowu mamy do dyspozycji materiały drogie i tanie. Te drogie to towar z fakturą. Zarejestrowany obrót producenta obciążony składką na ubezpieczenie robotników oraz podatkiem. Ten sam materiał bez faktury można kupić o jedną trzecią taniej.

Alchemik pojawił się o szóstej rano. Przez wąską bramę na zaśmiecone podwórko wjechały dwie ciężarówki wyładowane dechami, belkami, łatami, sklejką, styropianem, blachą i masą innych produktów. Zaraz też pojawiło się dwudziestu robotników. Zręcznie wdrapali się na dach i z ogromną wprawą przystąpili do demontażu nadwątlonej konstrukcji. O ósmej ze swego mieszkania wyjrzał właściciel kamienicy.

– Sprawnie im idzie – ocenił.

– Fachowcy najwyższej klasy – potwierdził Alchemik.

– Coś śniadzi ci fachowcy – zauważył w zadumie staruszek. – Skąd pan ich wytrzasnął?

– Powiedzmy że to uchodźcy. Z Kosowa.

Dziadek wyszczerzył w uśmiechu pożółkłe od nikotyny i kawy zębiska.

– Powiedz pan z Czeczenii, to może uwierzę…

– Abchascy górale – Sędziwój spoważniał.

– Abchazja, coś mi to mówi…

– Dawniej prowincja Gruzji. Teraz się odrywa. To taki mały kraik na przedgórzu Kaukazu… Od Czeczenii dzieli ich całe pasmo górskie – alchemik nie wie, czemu dziadek ma coś do Czeczenów, ale woli wyjaśnić łopatologicznie.

Demontaż starego dachu, jeśli używa się nowoczesnych narzędzi, trwa stosunkowo krótko. Zerwali wszystkie dachówki. Nie nadają się już do ponownego użycia, ale zostały skrzętnie zgromadzone. Dalsza rozbiórka to robota dla dwudziestu chłopa na czternaście godzin. Robotnicy spali na dachu, dwu pilnowało materiałów. Jeszcze by lokatorom coś głupiego do łbów strzeliło…

Elementy konstrukcyjne z drewna klejonego. Szkielet postawili następnego dnia. Jeszcze jeden dzień zajęło im wykonanie pokrycia wewnętrznego i zewnętrznego oraz izolacji. Wreszcie robota najtrudniejsza: na nowy dach trzeba nałożyć warstwę starych dachówek, tak aby wyglądał z grubsza jak przed zmianą. Po co mają się czepiać cwaniaczki z nadzoru budowlanego?

* * *

Księżniczka Monika zrezygnowała z prób nawiązania kontaktu ze współlokatorkami. Nie dogadają się, choć są „rówieśniczkami”. Wszelkie porozumienie wykraczające poza zdawkowe uprzejmości okazało się niemożliwe. Czasem tak bywa. Dziewczyny siedzą we trójkę i plotkują o życiu jakichś idoli – przygłupów. Potwornie tracą czas. Są przecież ciekawsze rzeczy, o których można podyskutować. Przeżywszy przeszło milenium, nauczyła się cenić każdą spokojną chwilę. A zatem słuchawki na uszy. Siadła na łóżku po turecku, oparła się o ścianę i wcisnęła play na walkmanie ukrytym w kieszeni szarej koszuli.

Pobliska biblioteka ma specjalny dział przeznaczony dla niewidomych czytelników. Można tam pożyczać nagrania książek na kasetach magnetofonowych. Słucha całymi godzinami. Oswaja się z językiem. Nieważnie, kiedy znów ruszy w drogę, tak czy inaczej, jeszcze jedno opanowane narzecze może jej się kiedyś przydać…

Ale nie chce stąd odchodzić. Stanisława… Miło spotkać kogoś, kto ją rozumie. Kogoś o podobnych doświadczeniach. Kogoś, kto pamięta jak dotkliwie gryzą pluskwy i jak niewiele światła daje oliwny kaganek. Dobrze mieć przyjaciółkę, która potrafi zrozumieć nas w pół słowa. I w sumie nie ma znaczenia ile mają lat. Bo i jak to liczyć? Przeżyła przeszło tysiąc. Nauczycielka raptem czterysta. Zużycie biologiczne organizmów jest zbliżone. Doświadczenie życiowe? Tu można by się spierać. Co lepsze: setki lat mieszkania w niewielkich bałkańskich, bizantyjskich i kaukaskich wioskach, czy czterysta lat włóczenia się po wszystkich zakątkach globu?

W czasie, gdy ona pędziła kozy na pastwiska, czując na sobie taksujące spojrzenia wioskowych starców, Stanisława stała się naprawdę światową damą. Jej charakter ukształtował się w miejscach, gdzie życie biegło szybko… Nie ma co porównywać.

Nie potrafi wyobrazić sobie nauczycielki inaczej, niż z książką w dłoni, podczas gdy ona czasem i przez dziesięć lat nie miała okazji przeczytać nic nowego… Gdy się urodziła, była księżniczką. Parę razy w życiu używała tego tytułu. Miała kilka domów… Potem fortuna odwróciła się, Monika była na górze, i znowu na dole…

Przymyka oczy. Najlepiej w sumie było w Gruzji. Lud pierońsko zabobonny. Raz żyła całe sto dwadzieścia lat we wsi i wszyscy wiedzieli, że jest wampirzycą, która nigdy się nie zestarzeje… Nie przeszkadzało im to. Postęp zaciska się pętlą na jej gardle. Wojny w Jugosławii miały jeden pozytywny aspekt. Totalny bałagan w papierach urzędów ewidencji ludności pozwolił jej stworzyć sobie fałszywe tożsamości… Ale teraz trafiła do bardziej cywilizowanych regionów Europy i zaczynają się kłopoty.