Выбрать главу

– Jasne… I w nagrodę zainkasujesz milion dolców. Szkoda, że nie nagrodę Nobla.

– Jeśli ta Stanisława faktycznie jest wampirem i żyje ponad sto lat, to przebadanie jej organizmu może dać nam wiedzę wartą nagrody Nobla…

– Wybij to sobie z głowy. Twój plan z ospą jest wystarczająco ryzykowny…

Sztylety spojrzeń nad stołem. Spiskowcy znają się już ładnych kilka lat. Czasem się kłócą, ale przeważnie dogadują w pół słowa. Obaj jasno definiują swoje cele życiowe. Pożądają władzy, jaką dać może najpotężniejsza ich zdaniem siła istniejąca na świecie. Forsa.

* * *

Gruzińska restauracja jest szalenie sympatycznym miejscem, ale Stanisława ma zastrzeżenia. Jej zdaniem lawasz należy smażyć na oleju wyciskanym z orzechów, zaś fakt, że w karcie nie ma żadnego gruzińskiego wina, woła o pomstę do nieba. Księżniczka i Katarzyna z trudem powstrzymują chichot. Po prawdzie ma nieco racji… Monika spędziła wiele lat w Gruzji i tajniki tamtejszej kuchni nie są jej obce.

Zjadły obiad i teraz przy kawałku ciasta można spokojnie porozmawiać.

– Jeśli numer z kamerami nie powiedzie się, trzeba będzie namierzyć Sędziwoja inaczej – zaczyna Katarzyna.

– Dlaczego miałoby się nie powieść? – kuzynka spogląda na nią z niepokojem.

– Nie mówię, że tak się stanie, ale trzeba zabezpieczyć się na wszelki wypadek. Tego typu polowanie przeprowadza się wielotorowo… Potrzebuję czegoś, co nasza sekcja behawioralna określa mianem portretu psychologicznego…

Księżniczka Monika siedzi obok i słucha w skupieniu.

– Mężczyzna w wieku około czterdziestu pięciu lat, ale wyglądający nieco młodziej – mówi Stanisława. – Lubił chodzić w brązowym płaszczu z białą kryzą po brodą… Oczywiście od dawna nie używa tego stroju.

– Lubił się dobrze ubierać, czy też może nie przywiązywał do tego wagi? – pyta Katarzyna.

– Zawsze nosił czyste szaty. W tamtych czasach było to dość niezwykłe. Po prostu mało kto zwracał na to uwagę… On w pewien sposób nadążał za modą, a ściślej, narzucał otoczeniu swój styl.

Katarzyna notuje na kartce ubiór i stawia mały znak zapytania.

– Jego ulubione trunki? – pyta.

– O rany, lubił piwo. Tyle że wtedy każdy pił piwo, od małych dzieci po zniedołężniałych starców.

Była agentka przenosi zaskoczone spojrzenie na księżniczkę. Ta kiwa głową na potwierdzenie.

– Napój jak każdy inny – wzrusza ramionami. – Ale zupełnie nie przypominało waszego. Było gęściejsze i bardziej słodkie. I dużo słabsze. Zresztą na Bałkanach nie cieszyło się specjalną popularnością pijaliśmy raczej wino.

– Inne piwo – mruczy Katarzyna notując na kartce. – Mam pewien pomysł. Pijał wino?

– Czasami – jej kuzynka wytęża pamięć. – Zazwyczaj węgrzyna…

– Czyli tokaj – głośno myśli. – Wtedy był drogi?

– Owszem.

Notuje.

– Ulubione rozrywki?

Wzrok jej kuzynki pełen jest łagodnego wyrzutu.

– Rozrywki, moja droga, mieliśmy nieco inne niż wy. Czytało się Biblię i pobożne pisma, haftowało, grało w karty lub w kości, grało na instrumentach, czasem oglądało przedstawienia kuglarzy lub egzekucje złoczyńców. Ale od razu ci powiem, że z tego wszystkiego Sędziwojowi do gustu przypadło chyba tylko czytanie ksiąg. Spędzał nad nimi każdą wolną chwilę. Miał ich ze dwadzieścia, czyli, jak na tamte czasy, wcale pokaźny zbiorek.

– Tak… – mruczy cicho Monika. – Czasy upadku.

– Mała, nie pozwalaj sobie – Stanisława z miejsca się nastroszyła. – Dwadzieścia ksiąg to była niezła biblioteczka…

– Miałam przeszło sześćset zwojów papirusu w Myrze – wampirka spogląda wyzywająco. – Trochę klasyki, ale też pisma religijne, poezję… Żyliśmy na zupełnie innym poziomie.

– Może to dlatego, że byłaś księżniczką? – zauważa Katarzyna.

– Może – to już przyznanie się do błędu.

– Książki – dopisuje agentka. – Mało tego…

– A co chcesz zrobić? – Stanisława zapomina o kłótni niemal natychmiast. Nie chowa długo urazy.

– W sumie to dość proste. Wytypować ulubione rozrywki i egzotyczne produkty spożywcze, do których jest przyzwyczajony. Włamać się do baz danych banków działających w systemie kart kredytowych Visa. Poszukać ludzi, którzy będą robili zakupy według określonego przez nas algorytmu, z uwzględnieniem konkretnych grup produktów. Potem, po ustaleniu numerów kart, rąbnąć dane z centralnego archiwum klientów i obejrzeć sobie zdjęcia…

Monika Stiepankovic i Stanisława Kruszewska urodziły się bardzo dawno temu. Ich doświadczenie życiowe determinuje sposób patrzenia na rzeczywistość. Dziesięć ostatnich lat istnienia Internetu to dla nich ledwo zauważalny detal historii. Zwłaszcza, że obie żyły w krajach, gdzie tego typu rozwiązania techniczne jeszcze się nie przyjęły. Stanisława patrzy na kuzynkę z niepokojem. Teraz dopiero zdała sobie sprawę, jaką władzę skupia w ręce jej krewniaczka. Jaką potęgę…

Księżniczka też milczy i też jest przestraszona. Przeczucie mówi jej, że za dziesięć, może dwadzieścia lat, przyjdzie jej stoczyć walkę z systemami komputerowymi. Oszałamiające możliwości, o których mówi nad filiżanką herbaty nauczycielka, to dopiero początek… Monika raz już musiała uciekać. Opuściła Konstantynopol, zostawiła dom, pokoik pełen książek i na całe stulecia została dziką góralką… A teraz… teraz nawet nie będzie namacalnego wroga, któremu można by rozpłatać brzuch bułatowym sztyletem. Teraz niebezpieczeństwo kryło się będzie gdzieś tam, w pajęczynie magistrali światłowodowych, łączących serwery i banki danych.

– Skąd podejrzenie, że używa karty? – pyta Stanisława.

Ona sama ma dwie. Jedną wystawił bank na Jersey, drugą Narodowy Bank Tuwalu. W razie gdyby ktoś zechciał walczyć z trzymaniem oszczędności w jednym raju podatkowym, Stanisława przepompuje je do drugiego.

– To w dzisiejszych czasach najlepsza metoda rozporządzania gotówką, oczywiście jeśli się nią dysponuje. A on miał miesiąc temu około trzydziestu tysięcy złotych za sprzedaną sztabę – cierpliwie tłumaczy była agentka. – Dlatego założyłam, że posługuje się kartą… Ale skoro nie potrafimy określić dokładnie, co za nią kupuje, to kicha.

– Słyszałam, że w Warszawie jest specjalistyczny sklep z winami bułgarskimi. Oczywiście mają w ofercie także te, jak to się mówi, z górnej półki. Być może istnieje taki sam z winami typu tokaj. Jeśli Sędziwój zechce delektować się jakimś rzadkim rocznikiem… Chyba warto to sprawdzić?

– Niewykluczone, że masz rację… Ale ja wymyśliłam coś jeszcze. Skoro lubi tradycyjne piwo, takie jakiego nikt już dziś nie produkuje, to może warto uwarzyć beczkę i zastawić pułapkę? Tylko, choroba, jak zdobyć przepis sprzed czterystu lat?!

Stanisława patrzy na kuzynkę z zainteresowaniem.

– Uwarzyć mogę nawet u nas w domu…

– Umiesz? – oczy Kasi robią się okrągłe ze zdumienia.

– A co za filozofia? Za trzy tygodnie będzie gotowe. Tylko problem z tym, jak je sprzedać… Ustawimy się na rynku z transparentem?

– Jeden z lokali na Starym Mieście jest własnością CBŚ – zniża głos. – Urozmaicimy nieco ofertę serwowanych trunków.

– Już nie pracujesz w CBŚ.

– Ale nadal posiadam kilka użytecznych kontaktów… Trzeba nawarzyć tego piwa…

Bośniacka księżniczka nie zna polskiego przysłowia. Przyjmuje wypowiedź informatyczki zupełnie naturalnie.

* * *

– Jak ją zlikwidować? – pyta biolog.

Przełyka nerwowo ślinę. Dymitr spogląda na niego mrużąc oczy.