Выбрать главу

– Piłaś kiedyś herbatę ze szklanki? – zainteresowała się Kasia.

– Może ze cztery razy. I do tej pory się wstydzę…

* * *

Osiemnasta. Stanisława spojrzała na zegarek.

– Wychodzę – powiedziała do kuzynki. – Będę w domu około dwudziestej drugiej.

Katarzyna pytająco uniosła brwi.

– W Piwnicy pod Baranami zorganizowali wieczór etiopski. Chyba, że macie ochotę wybrać się ze mną?

Katarzyna zawahała się na chwilę, a potem zabezpieczyła samowar dławikiem.

– Idę z tobą.

– Ja jeszcze nie czuję się dobrze – westchnęła Monika. – Jeśli pozwolicie, zostanę…

Jesienny zmierzch, w powietrzu wiszą kropelki deszczu. Czy może być lepsza pora na oglądanie slajdów z rozpalonego słońcem, afrykańskiego kraju? Mokry bruk krakowskich ulic, światło latarni z trudem przebija się przez wodną zawiesinę. Chodniki puste, za to w lokalach i sklepach pełno ludzi. W podziemnych kafejkach i pubach ścisk taki, że szpilki nie wsadzi. Rzeźbiony portal, schodki w dół… Aby wejść na imprezę, trzeba wykupić bilety. Nie są tanie, ale warto.

Zespół muzyczny przyjechał ze świętego miasta Aksum. Wykonali trzy religijne pieśni pod rząd. Pięć minut przerwy.

– Sistrum – Katarzyna zidentyfikowała instrument w ręce jednego z muzykantów. – Jak na staroegipskich freskach…

– Owszem – potwierdziła Stanisława. – W Etiopii jest jeszcze używane.

Odrobina poezji. Czarni studenci Uniwersytetu Jagiellońskiego deklamowali ustępy z Khebra Nagast i wiersze współczesnych poetów. Ktoś tłumaczył je na polski. Stasia ożywiła się. Wyraz melancholii zniknął z jej twarzy.

Nastąpiła przerwa na poczęstunek: ostro przyprawione placki z ziarna amarantu, do popicia parzona szałwia z kardamonem. Do pełni szczęścia brak tylko wódki z daktyli. Ciekawe, czemu nie postawili jej na stół…

Na szesnastowiecznych ścianach lochu zawieszono fotografie, etiopskie krzyże procesyjne, obrazy malowane na wyprawionej skórze. Obie dziewczyny wędrowały sobie niespiesznie, podziwiając kolejne. Przystanęły przed dużym malowidłem. Obraz był dość dziwaczny. Przedstawiał siedzącego na krześle mężczyznę, przystawiającego sobie do czoła pistolet. Przed nim stał na baczność i salutował biały człowiek w mundurze.

– Cóż to takiego? – zdziwiła się Katarzyna.

– To, można powiedzieć, mój stary znajomy – mruknęła Stanisława. – Cesarz Teodor II Kasa. Sympatyczny gość, choć mocno świrowaty.

– A na tym obrazie…?

– To dłuższa historia. Widzisz, w połowie XIX wieku Etiopia zaczęła wychodzić z izolacji. Gdy na tron wstąpiła królowa Wiktoria, cesarz otrzymał jej portret i zakochał się bez pamięci.

– W kobiecie, którą znał tylko z obrazka? Faktycznie świrowaty…

– Postanowił za wszelką cenę ją poślubić, w związku z czym wysłał swój portret i list miłosny do Londynu. Załączył też notę dyplomatyczną w sprawie ślubu. Ambasador po pewnym czasie przekazał mu odpowiedź odmowną. W Etiopii był paskudny zwyczaj, że człowieka, który przynosi takie wieści, należy niezwłocznie zgładzić. Cesarz jednak był nieco bardziej cywilizowany niż jego poprzednicy. Tylko uwięził ambasadora i planował, po ucięciu mu ręki, wypuścić na wolność. Nie przewidział jednego. Anglikom bardzo się nie spodobało jego podejście do sprawy. Wysadzili silny desant i ruszyli odbić dyplomatę siłą. Cesarz ufał swojej armii, więc zabarykadował się w twierdzy… Niestety artyleria szybko rozwaliła gliniane mury. Widząc, że jego żołnierze giną, postanowił się poddać. Wydał więzionego, potem zaprosił angielskiego dowódcę, lorda Napiera, do swoich apartamentów, po czym, w obecności najwyższych dostojników państwowych raz jeszcze wyznał swą miłość do królowej Wiktorii. A potem wyciągnął pistolet i strzelił sobie w głowę.

– Cholera… Twardy zawodnik – skomentowała Katarzyna.

– Owszem. To był wielki człowiek, gotów oddać życie, aby chronić swój lud…

– Mówisz to jakbyś…

– Miałam zaszczyt znać go osobiście – ucięła. – A tu mamy cesarza Hajle Selasje… – mruknęła stając przed następnym portretem. – Bardzo ciekawy typek. Miał fenomenalną pamięć, a przy tym prawie nie umiał czytać… Ale dokonał rzeczy wielkiej. Zlikwidował tradycyjne sądownictwo.

– A co, było niedobre?

– Było fatalne. Metody dochodzeniowe zwłaszcza. Jeśli w wiosce ktoś coś ukradł, ludzie szli do czarownika. Ten brał dzieciaka, odurzał go opium i wypuszczał na ulicę. Do kogo malec podbiegł, albo do czyjego domu wpadł, tego uznawano winnym. Złodziejom zaś ucinano ręce lub nogi.

– U… Wesoły kraik. Znaczy, siedzę w domu i jem obiad, a pięć minut później mogą mi odrąbywać rękę albo nogę?

– Coś w tym guście. Dlatego zawsze podpierałam drzwi krzesłem, a chodząc po ulicach dobrze patrzyłam na wszystkie strony – uśmiechnęła się. – Byłam tam trzy razy i pewnie jeszcze kiedyś wrócę…

Kolejna grupka stanęła na estradzie. Trochę zupełnie współczesnej muzyki. Ot, takie etiopskie disco-polo, tylko bez dresów i adidasów. Na stoły wjechały kolejne placki. Obie dziewczyny jadły w zadumie. Stanisława przypominała sobie smak. Mogli wprawdzie lepiej przyrządzić, ale i tak niezłe. Katarzyna próbowała dania z ciekawością.

Z zespołem przyjechał jego kierownik i przy okazji główny sponsor, Mapete. Teraz stoi za zasłoną w drzwiach prowadzących na zaplecze. Ciemne oczy spokojnie lustrują salę. Na występ jego kapeli przyszli głównie studenci orientalistyki i afrykanistyki, w sumie kilkadziesiąt osób. Jest kilku dziennikarzy, kilkunastu przypadkowych mieszkańców Krakowa, którzy postanowili zobaczyć trochę egzotyki.

Ale on wpatruje się w ciemnowłosą osóbkę siedzącą przy stole. Dziewczyna skubie zębami kawałek placka, od czasu do czasu wymieniając kilka słów z siedzącą obok blondynką. Przez chwilę odwraca się do niego twarzą. Nie widzi go, ale na wszelki wypadek cofnął się krok. To ona. Nie ma wątpliwości. A jednak to prawda… Nie widzieli się dwanaście lat, a nie postarzała się ani o miesiąc. Na jego przedramieniu jasnym brązem odznaczają się cztery blizny.

Było ich pięciu, gdy w górach Sieman płukali piaski w poszukiwaniu samorodków irydu. Zaskoczyła ich nieduża grupka bandytów, niedobitki rozbitej przez powstańców komunistycznej gwardii. Męty szukające drogi przez góry… Kumple zginęli od razu. Urobek był jednak dobrze schowany, więc komuniści rozpalili solidne ognisko, by przypalić mu stopy.

Pojawiła się nieoczekiwanie, na stoku wzgórza nad wąwozem. Biała dziewczyna o twarzy osmaganej afrykańskim wiatrem, siedząca na małym, bułanym koniku. Fakt, wzięła ich z zaskoczenia, ale rozwalenie siedmiu bandziorów z karabinami w dwie minuty to i tak wyczyn godny najwyższej pochwały. Nieznajoma opatrzyła Mapete i odtransportowała do najbliższej wsi. Szamanowi dała sto pięćdziesiąt dolarów na koszty leczenia. Zadziwił go ten wielkopański gest.

Wiele tygodni leżał w malignie. Czarownik opowiedział mu, kogo spotkał. W Etiopii przyjęła arabskie imię Sadia. Widziano ją dwa razy. Była damą na dworze cesarza Teodora, doradzała cesarzowi Selasje podczas wojny z Włochami. Teraz wróciła po raz kolejny. Przez co najmniej wiek nie postarzała się wcale…

Mapete chciał zrewanżować się za uratowanie życia. Dwa lata temu dowiedział się, że dwudziestoletnia Europejka o imieniu Sadia prowadzi interesy w południowym Sudanie. Przemyt broni dla chrześcijańskich powstańców, szmugiel srebra, wielbłądów… Nim dotarł do jej kryjówki, okazało się, że sprzedała interes i wyjechała. Dokąd? – Nikt nie potrafił powiedzieć. I teraz spotykają się znowu…

Kurtka dziewczyny wisi na wieszaku. Zajęta podziwianiem fotografii nic nie zauważy. Wystarczy zrobić kilka kroków i wpuścić w jej kieszeń skórzany woreczek irydowych samorodków. Wie, że gdyby próbował wręczyć jej dar osobiście, nie przyjęłaby… Chciałby jeszcze coś dla niej zrobić. I nawet wie co. Ukryła się tutaj, więc nikomu nie powie, że ją spotkał.