David Weber
Kwestia honoru
Wstęp
W wielkiej, mogącej pomieścić dwa tysiące osób głównej sali Zaawansowanego Kursu Taktycznego panowała cisza. Trudno się było temu dziwić, skoro w pogrążonym w półmroku pomieszczeniu znajdowało się zaledwie trzydziestu siedmiu ludzi, którym przewodniczyli Piąty Lord Przestrzeni, admirał sir Lucien Cortez, i generalny prokurator wojskowy Royal Manticoran Navy, wiceadmirał urodzona Alyce Cordwainer. Powodem, dla którego zebrano się w tej właśnie sali, było to, iż znajdował się w niej drugi co do wielkości holoprojektor należący do Królewskiej Marynarki.
Obecnie holoprojekcja ukazywała wysoką kobietę o zdecydowanych rysach, ubraną w kapitański mundur, siedzącą za stołem, na którym leżał biały beret dowódcy okrętu. Spoglądała spokojnie w obiektyw holokamery, a jej twarz była zupełnie pozbawiona wyrazu.
— Co dokładnie stało się po ostatecznej zmianie kursu Grupy Wydzielonej Hancock 001? — spytał niewidoczny mężczyzna, którego czerwony napis na holoprojekcji zidentyfikował jako komodora Vincenta Caprę, przewodniczącego sądu oficerskiego.
Rekomendacja tegoż sądu stanowiła bezpośrednią przyczynę odbywającego się właśnie zebrania.
— Przeciwnik także zmienił kurs i kontynuował pościg, sir — odpowiedziała kobieta zadziwiająco miękkim, ale i dziwnie bezosobowym kontraltem.
— Jaka była sytuacja taktyczna Grupy, kapitan Harrington? — spytał Capra.
— Grupa Wydzielona znajdowała się pod ciężkim ostrzałem rakietowym, sir. Circe został zniszczony zaraz po zmianie kursu, Agamemnon około pięć minut później, kilka innych okrętów doznało mniejszych lub większych uszkodzeń.
— Nazwałaby pani tę sytuację rozpaczliwą?
— Nazwałabym ją… poważną, sir — odparła Harrington po chwili namysłu.
Nastąpiła chwila ciszy, jakby Capra czekał na ciąg dalszy; widząc, że się go nie doczeka, westchnął i powiedział:
— A więc tak, kapitan Harrington: sytuacja była „poważna”, przeciwnik kontynuował pościg, a HMS Agamemnon właśnie został zniszczony. Była pani w kontakcie z admirałem Sarnowem przebywającym na pomoście flagowym HMS Nike?
— Byłam, sir.
— Jaka była jego reakcja? Czy to w tym momencie wydał rozkaz rozproszenia?
— Sądzę, że miał taki zamiar, ale nie zdążył tego zrobić, sir.
— Dlaczego?
— Ponieważ otrzymał przesłane przez nasze platformy sensoryczne informacje o przybyciu do systemu Hancock eskadry admirała Danislava, sir.
— Rozumiem. Czy admirał Sarnow rozkazał wtedy, by Grupa Wydzielona się nie rozpraszała?
— Nie, sir. Został ranny, zanim zdążył wydać jakikolwiek rozkaz — odparła spokojnym, obojętnym kontraltem.
— Jak poważna była ta rana i w jakich okolicznościach to nastąpiło? — W głosie komodora Capry słychać było irytację wywołaną kliniczną wręcz precyzją, z jaką Harrington odpowiadała wyłącznie na zadane pytania.
— Nike został trafiony przez lasery dwóch rakiet, sir. Jedno z trafień zniszczyło rufowy pokład hangarowy, zapasową stację łączności, przedział koordynacyjny i pomost flagowy. Kilku członków sztabu zostało zabitych, a admirał Sarnow ciężko ranny.
— I stracił przytomność?
— Tak, sir.
— Przekazała pani dowództwo Grupy Wydzielonej następnemu według starszeństwa oficerowi?
— Nie, sir. Nie przekazałam.
— Czyli praktycznie przejęła pani dowodzenie?
Zapytana skinęła głową.
— Dlaczego pani tak postąpiła, kapitan Harrington?
— Ponieważ w mojej ocenie sytuacja taktyczna była zbyt poważna, by ryzykować zamieszanie w łańcuchu dowodzenia, sir. Wiedziałam o przybyciu okrętów admirała Danislava, o czym mógł nie wiedzieć kapitan Rubenstein, który powinien był objąć dowództwo, a liczyła się każda sekunda.
— I zdecydowała pani przejąć dowodzenie Grupą Wydzieloną w imieniu admirała Sarnowa?
— Tak, sir — przyznała spokojnie Harrington, jakby nie zdawała sobie sprawy, że przyznaje się do złamania co najmniej pięciu artykułów kodeksu wojskowego.
— Dlaczego pani uznała, że sytuacja jest aż tak poważna, by usprawiedliwić takie postępowanie?
— Zbliżaliśmy się do planowanego punktu rozproszenia, sir. Jednak przybycie admirała Danislava stwarzało możliwość wciągnięcia sił przeciwnika w zasadzkę, z której nie mógł uciec, czego nie brano pod uwagę, planując działania. Aby stało się to możliwe, Grupa Wydzielona musiała pozostać skoncentrowana i stanowić cel warty pościgu. Biorąc pod uwagę zniszczenia w systemie łączności okrętu kapitana Rubensteina, o których wiedziałam, uznałam, iż istnieje zbyt duże ryzyko, że nie wie on o przybyciu eskadry admirała Danislava i nie zapobiegnie rozproszeniu się Grupy, bowiem nie zdąży zapoznać się w pełni z sytuacją taktyczną.
— Rozumiem.
Nastąpiła kolejna, tym razem dłuższa chwila ciszy przerwana jedynie szelestem papieru. Wreszcie Capra ponownie zabrał głos.
— Dobrze, kapitan Harrington. Proszę opowiedzieć sądowi, co nastąpiło po około czternastu minutach od zranienia admirała Sarnowa.
Na twarzy Honor pojawił się przelotnie ślad emocji, pierwszy od chwili rozpoczęcia przesłuchania, migdałowe oczy błysnęły niebezpiecznie, a usta zacisnęły się w wąską linię. Po sekundzie jej twarz ponownie przypominała maskę, a głos, gdy odpowiedziała pytaniem na pytanie, był całkowicie neutralny:
— Zakładam, sir, że chodzi panu o zachowanie Siedemnastej eskadry ciężkich krążowników?
— Słusznie pani zakłada, kapitan Harrington.
— W tym mniej więcej czasie Siedemnasta Eskadra rozproszyła się i odłączyła od reszty Grupy Wydzielonej Hancock 001, sir — powiedziała kapitan Harrington chłodno i rzeczowo.
— Na czyj rozkaz?
— Kapitana lorda Younga, sir. Przejął on dowództwo eskadry po śmierci komodora Van Slyke’a, jeszcze przed dokonaniem ostatecznego zwrotu.
— Poleciła mu pani odłączyć się od reszty Grupy?
— Nie, sir.
— Czy poinformował panią, co zamierza, nim wydał rozkaz?
— Nie, sir.
— A więc działał całkowicie z własnej inicjatywy, bez rozkazów z okrętu flagowego?
— Tak, sir.
— Rozkazała mu pani wrócić do szyku?
— Tak, sir.
— Jeden raz czy więcej?
— Kilkakrotnie, sir.
— Czy wykonał pani rozkaz?
— Nie, sir. Nie wykonał.
— Czy pozostałe okręty Siedemnastej eskadry wróciły do szyku, gdy im to pani poleciła?
— Tak, sir.
— A okręt kapitana Younga…?
— Leciał poprzednim kursem, cały czas oddalając się od pola walki — powiedziała, nie podnosząc głosu, lecz z lodowatym błyskiem w oczach.
Holograficzny obraz znieruchomiał.
W sali przez moment panowała absolutna cisza. Holoprojekcja zniknęła i zapaliły się wszystkie światła. Obecni skupili uwagę na stojącej na mównicy kapitan z naszywkami prokuratury wojskowej na rękawie kurtki mundurowej.
— To najistotniejsza część zeznań lady Harrington złożonych przed sądem oficerskim — oznajmiła rzeczowo tonem prawnika przyzwyczajonego do wystąpień na sali sądowej. — Całe zeznanie, podobnie jak zeznania innych świadków, jest naturalnie do dyspozycji. Czy ktoś z obecnych chciałby obejrzeć dalszy ich ciąg, nim przejdziemy do innego materiału dowodowego?
Admirał Cordwainer spojrzała, unosząc brew, na Corteza; zastanawiała się, czy Piąty Lord Przestrzeni wyłapał te same niuanse co ona. Co prawda ona była doświadczonym prawnikiem, toteż zwracała większą uwagę na to, czego ludzie nie mówili i w jaki sposób to robili, ale Lucien Cortez był oficerem liniowym o dużym doświadczeniu. Błysk w jego oczach i zaciśnięte usta mówiły same za siebie. Potrząsnął przecząco głową. Oboje spojrzeli wymownie na czekającą na ich reakcje kapitan.