Kuter opadł bezgłośnie i znieruchomiał dokładnie na wyznaczonym miejscu. Drzwi śluzy otworzyły się i obie kobiety wstały. Honor odruchowo umieściła Nimitza na ramieniu. Zgodnie z tradycją, starszą nawet niż zgoda Królewskiej Marynarki na obecność treecatów na pokładach okrętów, towarzyszyły one zawsze swoim ludziom, gdy ci zostawali wezwani na dwór królewski. Powód był prosty — siedmiu ostatnich władców, w tym także obecnie panująca, zostało wybranych przez treecaty, gdy odwiedzili Sphinxa. Wyglądało to zupełnie tak, jakby treecaty wiedziały o ich wizytach, zdawały sobie sprawę, z kim mają do czynienia, i czekały w zasadzce. Jeden z odwiecznych dowcipów krążących po Sphinxie głosił zresztą, że monarcha podejmował decyzje po konsultacji z treecatem. Honor zawsze kwitowała go uprzejmym uśmiechem, podejrzewając od dawna, że kryje się w nim sporo prawdy. Nimitz nigdy nie ukrywał, czy aprobuje jej postępowanie i decyzje, a wątpiła, by był wyjątkiem.
Stłumiła uśmiech i wysiadła jako pierwsza. Dotychczas pierwsza wysiadałaby Mike, jako że w tych warunkach przywileje wynikające z urodzenia były ważniejsze od rangi, ale teraz Honor jako hrabina miała wyższą pozycję, z czego zdała sobie sprawę dopiero przy tej okazji. Nie była pewna, czy jej się to podoba, ale nic nie mogła poradzić, a poza tym nie miała już czasu na rozważania: warta honorowa sprezentowała broń i zaczął się ceremoniał.
Wartą dowodził wąsaty major, a szkarłatne wypustki przy kołnierzach żołnierzy wskazywały, że oddział należał do Queen’s Own Regiment. Emblematy na rękawach oznaczały zaś, że co do jednego należą do batalionu Copper Walls rekrutującego się z mieszkańców Sphinxa. Sądząc po minie majora, był autentycznie zadowolony, że tym razem nagrodzony ma być ktoś także pochodzący z tej planety.
Honor i Henke odsalutowały, major wyprężył się jak na paradzie i wyrecytował:
— Witam panie. Jestem major Dupre, wasz przewodnik.
I zrobił dwa idealnie precyzyjne kroki w bok, odsłaniając drogę ku wejściu.
— Dziękuję, majorze — odparła Honor, ruszając przodem.
Za plecami miała Mike Henke, a w żołądku stadko motyli.
Spacer trwał dłużej, niż się Honor spodziewała, ale dość późno zdała sobie sprawę, że nie idą trasą znaną jej z poprzednich wizyt i nie kierują się ku gmaszysku mieszczącemu Kancelarię Korony. To jej akurat nie martwiło — architekt, który standardowe stulecie temu zaprojektował tego upiorka, cierpiał na nieuleczalną manię „funkcjonalności”, przez co budynek pasował jak pięść do nosa do starszych, znacznie zgrabniejszych części pałacu. Zmiana trasy spowodowała jednakże ożywienie bandy motylków tłukących się jej po żołądku. Dotąd Królowa przyjmowała ją w Sali Błękitnej, oficjalnej sali tronowej rozmiarów boiska i o tak wysokim sklepieniu, że każdy czuł się tam malutki. Świadomość, że to spotkanie odbędzie się w bardziej kameralnych warunkach, dziwnie ją onieśmielała, choć z drugiej strony nie bardzo wiedziała, skąd jej przyszło do głowy, że nie będzie to spotkanie równie formalne co poprzednie…
Rozmyślania przerwała jej nagła zmiana kierunku marszu — major Dupre skręcił ku najstarszej części pałacu.
— Przepraszam, majorze, ale dokąd dokładnie idziemy? — spytała.
— Do wieży króla Michaela, milady — odparł lekko zaskoczony, że Honor nie wie, gdzie się znajduje.
Honor zerknęła przez ramię na Henke, która odpowiedziała jej tak niewinnym spojrzeniem, jakie Paulowi rzadko się udawało. Honor obrzuciła ją wściekłym wzrokiem i odwróciła głowę ku kamiennej budowli, ku której zmierzali. Jak na cywilizację posługującą się antygrawitacją wieża nie była imponująco wysoka, lecz miała swoisty wdzięk. I nasuwała skojarzenia, tylko Honor nie bardzo była w stanie stwierdzić jakie konkretnie. Gdzieś słyszała czy czytała coś istotnego na jej temat, tylko że nie mogła sobie tego przypomnieć.
Media i rodzina królewska zawarły pewnego rodzaju niepisaną umowę krótko po utworzeniu Królestwa. W zamian za nieograniczony dostęp do informacji o sprawach publicznych ci pierwsi przestrzegali ustawy o tajemnicy państwowej i obronności oraz nie interesowali się życiem prywatnym rodziny panującej. Honor czytała jednakże kiedyś w Landing Times o…
Prawie się potknęła, gdy jej się przypomniało: wieża króla Michaela była prywatnym mieszkaniem królowej Elżbiety, do którego wstęp mieli tylko najbliżsi znajomi i współpracownicy.
Zaczęła odwracać głowę, by spiorunować Henke wzrokiem, ale było już za późno, bowiem znaleźli się przy samym wejściu. Wartownicy sprezentowali broń, drzwi otwarły się i cała trójka z majorem Dupre na czele wkroczyła do wnętrza.
Przewodnik poprowadził ich przestronnym i oświetlonym przez blask słoneczny korytarzem do starej windy, prawdopodobnie będącej w użyciu od czasów zbudowania wieży. Gdy wsiedli, a major nacisnął stosowny guzik, Honor zorientowała się, że urządzenie jest starsze niż sądziła — nie wykorzystywało bowiem kompensatora grawitacyjnego. Nie było to problemem, gdyż nie jechali wysoko, więc przeciążenia były niewielkie, a winda poruszała się miękko. Gdy drzwi się otworzyły, znaleźli się na jednym z wyższych pięter. W korytarzu nie widać było wartowników, więc musiały go monitorować nowoczesne systemy bezpieczeństwa.
Honor z kamienną twarzą pomaszerowała za majorem do zamkniętych drzwi z pociemniałego od starości drewna. Dupre zastukał w nie zdecydowanie, otworzył i oznajmił donośnie:
— Wasza Wysokość, przybyły lady Harrington i komandor Henke.
— Dziękuję, Andre.
Honor przełknęła ślinę i ruszyła po gęstym, rdzawoczerwonym dywanie, rejestrując odruchowo szczegóły bogatego umeblowania i wyposażenia, ale mając uwagę skupioną na dwóch kobietach siedzących w zabytkowych fotelach zwróconych ku drzwiom. Między nimi stał niski stolik, a obok jeszcze dwa fotele.
Nawet gdyby na ramieniu kobiety siedzącej z prawej nie znajdował się treecat, Honor nie mogłaby się pomylić: co prawda gospodyni miała nieporównanie jaśniejszą cerę i inne włosy niż Michelle Henke, ale podobieństwo rysów było większe, niż gdy patrzyło się na obrazy czy hologramy. Może królowa nie była tak ładna, ale w jej rysach było więcej charakteru. Dominującym zaś elementem były oczy — żywe, inteligentne, o głębokim spojrzeniu.
Królowa wstała, a Honor przyklęknęła na jedno kolano — dotąd wystarczało, że się ukłoniła, od para Królestwa wymagano jednak formalniejszego dowodu stosunku wasalnego.
— Proszę wstać, damo Honor. — W głosie królowej słychać było rozbawienie, a był to głos niezwykle podobny do głosu Henke. — To prywatna audiencja, formalności zostawmy na inną okazję.
— Uh… tak, Wasza Wysokość.
Honor zarumieniła się, ale zdołała wstać w miarę zgrabnie.
— Tak już lepiej — oceniła Elżbieta III, wyciągając ku niej rękę na powitanie.
Uścisk miała zdecydowany i całkiem silny jak na kobietę tej postury.
Kremowoszary treecat na jej ramieniu przekrzywił łeb i spojrzał na Nimitza jasnozielonymi ślepiami. Był mniejszy i smuklejszy, a na ogonie miał mniej pręg, czyli był także młodszy. Honor poczuła, że między treecatami nastąpiła błyskawiczna i dogłębna wymiana telepatyczna, choć jej treść pozostała dla niej tajemnicą. Trwało to zaledwie kilka sekund, po czym oba skinęły łbami, zaś Nimitz bleeknął cicho i odprężył się.
Spojrzała na gospodynię, a ta uśmiechnęła się lekko.