Выбрать главу

Cała ta sytuacja była parszywa i nieuczciwa. Nie powinno bowiem być tak, że zmuszona zostaje do zamknięcia się w dobrowolnym areszcie domowym tylko dlatego, by uniknąć bandy natrętnych chamów nadętych własną ważnością i aroganckich do granic możliwości, którzy chcieli z niej zrobić głównego gracza w politycznej rozgrywce zagrażającej istnieniu Królestwa. I to tylko po to, żeby podnieść „oglądalność” swoich programów. Określenie to było zresztą równie obrzydliwe jak ich maniery. W dodatku część z tych „świń z diabelskiego stada”, jak ich ktoś kiedyś trafnie nazwał, robiła z niej makiaweliczną intrygantkę marzącą o tym, żeby „dopaść” biedną sierotę, czyli Younga. Zupełnie jakby to, że był tchórzem, było jej winą i…

Cichy, ale groźny pomruk Nimitza wyrwał ją z coraz bardziej ponurych myśli. Pomruk przeszedł w syk, a treecat usiadł, kładąc uszy i wysuwając pazury, gotów do ataku. Czym prędzej wstała i zdjęła go z grzędy, tuląc do siebie i uspokajając. Powoli opuściło go napięcie — przestał syczeć, za to fuknął ze złością, tym razem pod jej adresem. Pociągnęła go lekko za ucho i uśmiechnęła się, gdy w odpowiedzi pogładził ją delikatnie chwytną łapą po policzku. Dzięki istniejącej między nimi więzi wiedziała, że jest nieszczęśliwy i zły na tych, którzy zatruwają jej życie, i na własną bezsilność. Wtuliła nos w miękkie futro, starając się ze względu na niego i na siebie myśleć o czymś przyjemniejszym, co nie bardzo jej się udało.

Reporterzy polowali bowiem także na niego, albo nie pojmując, albo nie zważając na to, że jako empata reagował szczególnie silnie na ich mentalność drapieżników-ścierwojadów polujących całym stadem. I to był kolejny powód jej dobrowolnego aresztu. Gdyby poprzedniego dnia wracając na okręt, miała ze sobą Nimitza, raczej nie zdołałaby nad nim zapanować, kiedy przed głównym tunelem łączącym okręt ze śluzą dopadli ją dziennikarze…

Treecaty były istotami prostolinijnymi i nie obciążonymi jakimiś głupawymi normami społecznymi nie pozwalającymi dać natrętowi po pysku. Pomimo niewielkich rozmiarów były także niezwykle groźne w walce, a Nimitz już walczył z ludźmi. Niestety nagranie, które znali wszyscy mieszkańcy Graysona, nie dotarło na Manticore i większość tych nadętych durniów traktowała go jak żywą maskotkę. Pierwsze spotkanie Nimitza z prześladowcami jego „osoby” zakończyłoby się w związku z tym rzezią tychże prześladowców. Honor zdołała się przebić przez zasadzkę i dotrzeć do wylotu tunelu, gdzie najbardziej nachalni z pismaków wpadli na wzmocnioną wartę Marines. Eve Chandler i Thomas Ramirez podwoili warty przy wejściach do korytarzy, ledwie dowiedzieli się o komunikacie Admiralicji. A wartownicy wykonali swoje zadanie z większą energią niż taktem: najbezczelniejsi z bandy goniącej Honor, którzy na chama próbowali dostać się za nią do korytarza, odnieśli niezbyt poważne, za to zdecydowanie bolesne obrażenia tak na ciele, jak i na sprzęcie, bo kilka kamer nadawało się już tylko na złom. Najbardziej nachalny zaś doznał trwalszych strat w uzębieniu, gdy przypadkiem uderzył o kolbę karabinu pulsacyjnego. Marines przy tym rozegrali to tak sprawnie, że ani kamery reporterów, ani kamery stacji nie zdołały w powstałym zamieszaniu zarejestrować, kto kogo czym i gdzie walnął. A świadków jakoś nie było…

Ponieważ z jednej strony miała ochotę im podziękować, a z drugiej powinna udzielić nagany, nie zrobiła nic.

Posadziła Nimitza z powrotem na grzędzie i przespacerowała się po kabinie, spokojniej już analizując sytuację. A przedstawiała się ona zgoła nienormalnie: była kapitanem okrętu wojennego Jej Królewskiej Mości, a nie jakimś oprychem ukrywającym się przed policją! I powinna być w stanie swobodnie…

Przerwał jej melodyjny sygnał, więc odwróciła się ku drzwiom z grymasem, którego nie powstydziłby się rozzłoszczony Nimitz. Sygnał rozległ się ponownie, wzięła głęboki oddech i stłumiła odruchowy, bezsensowny gniew. W końcu gdzie jak gdzie, ale na pokład okrętu Jej Królewskiej Mości dziennikarze nie zdołali się wedrzeć, o czym paru mogło zaświadczyć siniakami, więc nie musiała wściekać się na każdego, kto próbował się z nią zobaczyć. Uśmiechnęła się na wspomnienie obrazu wycofujących się po spotkaniu z Marines pismaków i przeczesała palcami sięgające ramion włosy, próbując nadać im choć pozory fryzury. Podeszła do biurka, na którym znajdował się interkom.

— Tak? — Głos jej brzmiał uprzejmie i chłodno, a nawet prawie normalnie.

— Kapitan Tankersley, ma’am — zameldował wartownik i oczy Honor rozbłysły radośnie.

— Dziękuję, O’Shaughnessy — powiedziała, nie kryjąc zadowolenia.

I otworzyła drzwi.

Tankersley przekroczył próg i zaparł się, widząc, że Honor zbliża się do niego długimi krokami, znacznie szybciej niż zwykle. Drzwi ledwie zdążyły się zamknąć, gdy miał ją w ramionach. Słysząc jej pełne ulgi westchnienie, roześmiał się cicho. Oparła podbródek o jego beret i także się uśmiechnęła — była wyższa o głowę, więc może i wyglądali dziwacznie, ale w tej chwili nic ją to nie obchodziło.

— Powinnaś zobaczyć tę bandę koczującą na korytarzu obserwacyjnym — powiedział, gładząc ją po plecach. — Myślę, że od wczoraj przybyły posiłki.

— Serdeczne dzięki za informację — burknęła, odwzajemniając uścisk, i pociągnęła go na fotel.

Przez moment przyglądał się jej z namysłem, potem ujął jej podbródek i roześmiał się cicho.

— Biedactwo — ocenił. — Naprawdę cię wkurzyli?

— To dość łagodne określenie — odparła szorstko, ale widać było, że jego obecność znacznie poprawiła jej nastrój.

Fotel był szeroki, toteż oboje się na nim zmieścili, a raczej troje, bo Nimitz natychmiast skorzystał z okazji i usadowił się najpierw na oparciu, a po paru sekundach na kolanach Paula, wyciągając się wygodnie i opierając łeb na udzie Honor. Gdy Tankersley go pogłaskał, kabinę wypełniło niskie, pełne zadowolenia mruczenie.

— Śledziłaś cały ten cyrk? — spytał po chwili Paul.

— A po co? — prychnęła.

Uśmiechnął się ze zrozumieniem, ale jego oczy pozostały poważne.

— Robi się coraz gorzej — ostrzegł. — North Hollow wyje publicznie, a pewne okazy podgatunków zasiadających w Izbie Lordów wtórują mu, udając jak zwykle „anonimowe źródła”. Próbują przedstawić całą sprawę jako twoją prywatną zemstę, choć nie wiadomo za co, połączoną z dążeniem rządu do ukarania Zjednoczenia Konserwatywnego za przejście do opozycji w kwestii wypowiedzenia wojny. Co Zjednoczenie zrobiło, ma się rozumieć, jedynie i wyłącznie z powodu niewzruszonych zasad moralnych.

— Cudownie! — zamknęła oczy, wzięła głęboki oddech i spytała: — Nie sądzę, by ktokolwiek zająknął się o tym, co Young mi zrobił?