Выбрать главу

— Panie Monet, natychmiast wywołać Warlocka! Te okręty muszą wrócić na pozycje!

Admirał Cordwainer odruchowo spojrzała na obraz mostka HMS Warlock, widząc że oficer łączności Nike wykonuje właśnie polecenie. I z niejakim zdziwieniem stwierdziła, że Pavel Young nie reaguje. Wpatrywał się w swego oficera łączności, nie chcąc czy też raczej nie mogąc wykrztusić słowa, a na twarzy jego zastępcy pojawił się wyraz osłupienia.

— Rozkazy, sir? — spytał chrapliwie.

Young z najwyższym trudem przeniósł spojrzenie na ekran taktyczny. Blady, z wytrzeszczonymi z przerażenia oczyma wpatrywał się w masakrę spowodowaną jego dezercją.

— Rozkazy, sir?! — Prawie krzyknął pierwszy oficer.

Odpowiedziała mu cisza. Kapitan lord Pavel Young zacisnął zęby i skulił się w fotelu, nie odrywając wzroku od ekranu taktycznego i nie odzywając się słowem.

— Warlock nie odpowiada, ma’am — zameldował z osłupieniem oficer łącznościowy HMS Nike.

Krążownikiem liniowym wstrząsnęło kolejne trafienie.

Harrington odwróciła się w stronę łącznościowca i mężczyzna prawie się cofnął, widząc wyraz jej twarzy. Malowało się na niej zaskoczenie i wściekłość, ale i coś więcej: żądza mordu i nienawiść.

— Natychmiast bezpośrednie połączenie z kapitanem Youngiem! — zażądała lodowatym tonem.

— Aye, aye, ma’am.

Oficer wcisnął kombinację klawiszy i ekran łączności wypełniła blada i mokra od potu twarz Younga o oczach zaszczutego zwierzęcia.

— Natychmiast wrócić do szyku, kapitanie Young! — rozkazała Honor.

Young spojrzał na nią, poruszył ustami i nie wydał żadnego dźwięku.

— Young, do cholery, masz natychmiast wracać do szyku! — ryknęła, tracąc panowanie nad sobą.

Ekran ściemniał i zamarł — Young przerwał połączenie.

Przez jedną pełną sekundę na mostku HMS Nike panowała absolutna cisza. Nikt nie mógł uwierzyć, że to, co widzieli, stało się naprawdę. Ciszę przerwała kolejna seria trafień — rozległy się alarmy uszkodzeniowe i meldunki ekip awaryjnych, a okrętem wstrząsnęła seria eksplozji. Harrington oderwała wzrok od pustego ekranu, spojrzała na oficera łącznościowego i poleciła już w miarę spokojnym głosem:

— Rozkaz do wszystkich ciężkich krążowników, panie Monet! Natychmiast wracać do szyku! Powtarzam: wszystkie ciężkie krążowniki mają natychmiast wrócić na poprzednie pozycje!

Na holoprojekcji taktycznej widać było, że cztery z pięciu odlatujących okrętów zawróciły i zajęły poprzednie pozycje w szyku, sprzęgając się natychmiast z siecią obrony antyrakietowej. Natomiast HMS Warlock nadal uciekał, mimo że jego pierwszy oficer, łamiąc wszelkie tradycje, sklął Younga od ostatnich. To wyrwało tego ostatniego ze stuporu — odpowiedział tym samym, nie kryjąc paniki w głosie, a nim skończył, holoprojekcja zgasła, zapaliły się natomiast światła na sali.

— Uważam, że pokazałam państwu najistotniejszą część materiału dowodowego — w absolutnej, ogłupiałej ciszy rozległ się głos kapitan Ortiz, która dodała, widząc uniesioną dłoń: — Słucham, komandorze Owens?

— Czy Warlock wrócił później do szyku, ma’am?

— Nie — odparła, starannie neutralnym tonem, co zupełnie jednoznacznie wyrażało jej opinię o Youngu.

Owens usiadł z lodowatym błyskiem w oczach.

Ciszę, która zapadła, przerwało dopiero chrząknięcie admirał Cordwainer, która odezwała się, patrząc wymownie na sir Luciena Corteza:

— Nie sądzę, sir, by istniały jakiekolwiek wątpliwości co do tego, iż kapitan Harrington przekroczyła swe uprawnienia, nie przekazując dowództwa właściwemu oficerowi. Nie jest to jednakże żadne wytłumaczenie dla postępowania kapitana lorda Younga. Jego zachowania zresztą nic nie tłumaczy, dlatego też w pełni, bez żadnych zastrzeżeń popieram rekomendacje sądu oficerskiego i zgadzam się z opinią admirała Parksa.

— Ja również zgadzam się w zupełności. — Ton Corteza był ponury, ale zdecydowany. — Jeśli zaś chodzi o postępowanie kapitan Harrington, to pochwalili je: admirał Sarnow, admirał Parks, Pierwszy Lord Przestrzeni, baronowa Morncreek, a także Jej Królewska Mość. Nie sądzę więc, abyś musiała się tym martwić, Alyce.

— To dobrze — powiedziała cicho i odetchnęła z ulgą. — Mam rozpocząć oficjalną selekcję składu sędziowskiego?

— Tak. Ale najpierw pozwól, że wszystkim o czymś przypomnę. — Cortez wstał i zwrócił się do w większości bladych jeszcze obecnych. — Chcę przypomnieć, że to, co właśnie usłyszeliście i obejrzeliście, to materiały poufne. Lady Harrington i lord Young nie wrócili jeszcze do systemu Manticore. Nic z tego, co słyszeliście czy przeczytaliście w związku z tym śledztwem, nie może przedostać się do publicznej wiadomości aż do chwili oficjalnego ogłoszenia przez Admiralicję składu sądu. Czy to jasne?

Odpowiedziały mu przytakujące gesty. Sir Lucien pokiwał głową, odwrócił się i powoli wyszedł z sali pogrążonej nadal w głębokiej ciszy.

ROZDZIAŁ I

Stojący w rogu wysoki zegar o przeszklonym froncie tykał cicho. Miarowe ruchy wahadła odmierzały czas w staromodny, mechaniczny sposób, czemu lord William Alexander, minister finansów i wicepremier rządu Jej Królewskiej Mości, przyglądał się jak zahipnotyzowany. Na biurku, obok jego łokcia nowoczesny chronometr wyświetlał znacznie dokładniej mierzony czas, ale nie przyciągał jego uwagi. Tarcza zegara podzielona była na dwanaście standardowych godzin ziemskich — a doba planety Manticore liczyła dwadzieścia trzy godziny — co tym mocniej podkreślało, że właściciel gabinetu lubił otaczać się antykami. To oczywiste, że mógł sobie na to pozwolić, ale skąd ta fascynacja — tego Alexander nie mógł zrozumieć, choć dobrze znał gospodarza. Jedyne logiczne wytłumaczenie było takie, że siedzący za biurkiem Allen Summervale, książę Cromarty i premier Gwiezdnego Królestwa Manticore, podświadomie tęsknił za dawnymi, mniej skomplikowanymi czasami.

Był szczupłym mężczyzną o siwych — pomimo prolongu — włosach. Ową siwiznę i głębokie zmarszczki zawdzięczał jednak nie wiekowi, lecz przytłaczającej odpowiedzialności związanej z piastowanym stanowiskiem. I nikt, kto miał choćby ogólne pojęcie o tym, jak naprawdę wyglądała ta odpowiedzialność, nie dziwił się jego tęsknotom za mniej skomplikowanym i bardziej uczciwym światem.

Myśl ta podziałała na Alexandra wysoce otrzeźwiająco, bowiem jeśli Cromarty’emu przytrafiłoby się cokolwiek, wszystkie obowiązki spadłyby na jego własne barki, a nie był w stanie wyobrazić sobie czegoś bardziej przerażającego. Nie do końca wiedział również, co go skłoniło do przyjęcia stanowiska grożącego takim koszmarem. Nie dotyczyło to zresztą tylko jego — nie mógł też pojąć, co kazało gospodarzowi dźwigać przez ponad piętnaście lat ciężar tak wyczerpującej i niewdzięcznej funkcji.

— Podał jakikolwiek powód? — spytał w końcu, przerywając ciszę, która zaczynała działać mu na nerwy.

— Nie — odparł Cromarty głębokim barytonem stanowiącym jego potężną polityczną broń, w którym jednakże w tej chwili słychać było obawę. — Nie podał, ale kiedy przewodniczący Zjednoczenia Konserwatywnego prosi o oficjalne spotkanie, zamiast skontaktować się zwykłymi kanałami, wiem, że chodzi mu o coś, co na pewno mi się nie spodoba.