Nie była jednak przygotowana emocjonalnie na widok tylu rannych olbrzymów orbitujących w zasięgu dział fortów orbitalnych, które w porównaniu z nimi wydawały się wręcz miniaturowe. A których obecność świadczyła dobitnie, iż nie wielkość jest najważniejsza. Wokół okrętów uwijały się jednostki naprawcze, gdyż równocześnie naprawiano i modernizowano wszystkie, a jeden wyglądał na prawie gotów.
— Nazwiemy go Manticores Gift — powiedział cicho Brentworth i dodał, widząc jej zaskoczone spojrzenie. — Tak wydało nam się właściwe: są przecież podarunkiem, prawda? Nie wiem, jak zdecydowano nazwać pozostałe, tym bardziej że po modernizacji nie będą należały do tej samej klasy. Montujemy waszą elektronikę i kompensatory bezwładnościowe nowej generacji, ale zachowujemy całe zdatne do użytku uzbrojenie. Pewnie je ujednolicimy, mając czas, ale teraz przede wszystkim chcemy mieć je w pełni sprawne, tak szybko jak to się tylko da.
— Jeżeli Manticores Gift tak niewiele brakuje do osiągnięcia gotowości, jak na to wygląda, to zdaje się, że ustanowiliście nowy rekord.
— Próbujemy, milady. A prawdę mówiąc, naszym największym problemem obecnie nie jest to, by je wyremontować, lecz by obsadzić je załogami. Wie pani, że tonaż naszej floty zwiększył się w porównaniu do stanu sprzed Sojuszu jakieś sto pięćdziesiąt razy? A pierwszy rocznik oficerów dopiero kończy przyspieszony kurs w naszej akademii. Fakt, skala budownictwa orbitalnego zawsze dawała nam rezerwę obytych z przestrzenią ludzi, znacznie większą niż mogłaby to sugerować liczebność społeczeństwa, i nigdy dotąd nie mieliśmy problemów z załogami dla nowych okrętów. Teraz zostaliśmy zmuszeni do rekrutowania ludzi z waszej floty handlowej i już usłyszeliśmy coś o „kłusownictwie” z Admiralicji. Naturalnie obiecaliśmy oddać ich, gdy tylko będziemy w stanie. — Brentworth uśmiechnął się złośliwie.
— To na pewno bardzo pomogło — roześmiała się Honor. — Rekrutujecie mieszane załogi?
— Tak, milady. — Mark wzruszył ramionami. — Naturalnie nie wszystkim się to podobało, ale liczby są nieubłagane i inaczej nie bylibyśmy w stanie sobie poradzić. Obawiam się jednak, że żeński personel będzie chwilowo jedynie na okrętach liniowych.
— Dlaczego?
— Bo kobiety muszą mieć osobne kwatery, a tylko wielkie jednostki mają na to dość miejsca — wypalił z lekkim rumieńcem, który pogłębił się, gdy zaskoczona Honor zamrugała gwałtownie, próbując znaleźć w tym twierdzeniu logikę. — Wiem, że to brzmi głupio, i admirała Matthewsa mało krew nie zalała w czasie dyskusji na ten temat, ale nic więcej nie dało się zrobić. Cała ta idea jest dla nas zbyt świeża i boję się, że jeszcze sporo czasu minie, nim przestaniemy popełniać rozmaite głupoty, milady.
— Proszę się nie martwić, kapitanie. Nikt nie mówi, że we wszystkim musicie naśladować zwyczaje Royal Manticoran Navy. Najważniejsze jest, żeby zbyt szybkie zmiany nie doprowadziły do destabilizacji na Graysonie.
Brentworth zaskoczony przyglądał się jej, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Honor uśmiechnęła się więc i dodała:
— Byłam wściekła jak traktowaliście mój żeński personel, gdy tu przybyliśmy pierwszy raz, i wcale mi nie przeszło. Natomiast doceniam fakt, że od tej pory wykonaliście niewyobrażalną robotę, i zmiany, choć niełatwe, są olbrzymie. I zapewniam, że nikt w Królestwie, no może z wyjątkiem kilku idiotów z Partii Liberalnej, nie zamierza wypominać wam przeszłości. Ja na pewno tego nie zrobię. Zbyt dobrze poznaliśmy się z waszą marynarką, by tracić czas na takie nonsensy.
Brentworth jedynie skinął głową, a widząc, że Honor wstaje, wskazał na drzwi i oświadczył:
— W takim razie, lady Harrington, proszę za mną. Pewni członkowie tejże marynarki, jak na ten przykład admirał Matthews, admirał Garret i mój ojciec powinni zjawić się za kwadrans na pokładzie hangarowym, by panią powitać po powrocie.
ROZDZIAŁ XV
W lokalu zwanym „Dempsey’s Bar” nie było automatycznej obsługi i zdalnego zamawiania. Byli za to żywi kelnerzy i kelnerki, co biorąc pod uwagę koszty zatrudnienia cywilnego personelu w największej wojskowej stacji orbitalnej, będącej w głównej części stocznią, wyjaśniało w znacznej mierze wysokość cen w lokalu. Oraz to, dlaczego goście byli skłonni tyle płacić, choć nie był to jedyny powód.
Bar i połączona z nim restauracja stanowiły ulubione miejsce pozasłużbowych spotkań większości personelu stacji — z rozmaitych powodów. Jednym z nich była swojskość. Dempsey Restaurants Incorporated będąca główną korporacją Dempsey Cartel, ustępującego wielkością i kapitałem jedynie Hauptman Cartel, posiadała olbrzymią sieć lokali. Hasło reklamowe firmy głosiło, że w każdej miejscowości jest przynajmniej jeden „Dempsey’s Bar”, i najczęściej była to prawda. I wszystkie lokale wyglądały wewnątrz tak samo. Oczywiście nie były to miejsca tej klasy co „Cosmo” lub inne nocne kluby, ale też nie o to chodziło. Właściciele chcieli stworzyć sieć dobrych lokali o wysokim poziomie obsługi i znakomitej kuchni, w których goście czuliby się swobodnie, bo to gwarantowało wierność klientów (nawet przy wysokich cenach), a ta właśnie wierność w przypadku sieci gastronomicznej jest najważniejsza. I cel swój osiągnęli w całej rozciągłości.
Lokal znajdował się w samym sercu Hephaestusa, ale jego projektanci zadali sobie wiele trudu, by stworzyć wrażenie, iż leży on na powierzchni planety. Co prawda nie mogli uniknąć zastosowania standardowych barw i symboli dla oznaczenia różnego rodzaju wyposażenia awaryjnego, klap technicznych czy modułów ratunkowych, ale zapłacili słono za pomieszczenie o podwójnej wysokości i ukryli za podwieszanym sufitem plątaninę rur, kabli i przewodów, będących nieodłącznym elementem każdego innego wnętrza na stacji. Nowoczesne holoprojektory ustawione na zewnątrz zgrano tak, by wyświetlały obrazy dnia, faktycznie widoczne przez okna innych lokali sieci, i nie były to nieruchome hologramy, lecz holoprojekcje nagrane czy też transmitowane z tychże lokali. Dlatego obrazy widoczne przez okna nigdy się nie powtarzały, jak miało to miejsce w przypadku tańszych, sztucznie konstruowanych nagrań. Ponieważ był poniedziałek, znajdowali się na Sphinxie — określone dni tygodnia miały stałe przydziały planetarne, natomiast konkretny lokal wybierany był losowo, co stwarzało wrażenie spontaniczności. Goście często siedzieli, wpatrując się w okna i obserwując znane miejsca, a tak Sphinx, jak i Manticore znajdowały się na tyle blisko, że pozwalało to na transmisję w czasie rzeczywistym. Aktualnie za oknami widać było błękitne, jesienne niebo i wieże Yawata Crossing, drugiego co do wielkości miasta na Sphinxie. Słychać też było odgłosy ruchu ulicznego, a przez otwarte okna docierały podmuchy wiatru, zapachy zieleni i świeżo palonej kawy z sąsiedniej kawiarenki na wolnym powietrzu.