— Honor Stephanie Harrington — powiedział cicho, lecz wyraźnie — czy jesteś gotowa w obecności zebranych patronów planety Grayson złożyć przysięgę lenną Protektorowi i Ludowi planety Grayson, klnąc się na Boga i Jego Święty Kościół?
— Jestem, Wasza Wysokość, ale mogę to zrobić tylko pod dwoma warunkami — odparła, zabierając dłonie z rękojeści.
Mayhew skinął przyzwalająco głową — doskonale wiedział, co nastąpi, jako że brał udział w długich i skomplikowanych rozmowach jak załatwić ten problem.
— Twoim prawem jest wnieść warunki do przysięgi lennej, tak jak prawem tego Konklawe jest je odrzucić i odmówić ci prawa do zostania patronem, jeśli obecni uznają owe warunki za obraźliwe — uprzedził. — Zgadzasz się na ich osąd?
— Zgadzam się, Wasza Wysokość.
— W takim razie podaj pierwszy warunek.
— Jak Wasza Wysokość wie, jestem także poddaną Korony jako obywatelka Gwiezdnego Królestwa Manticore, par tegoż Królestwa i oficer Królewskiej Marynarki. Mam w związku z tym określone obowiązki, których nie mogę zlekceważyć, chcąc pozostać osobą honoru. Nie mogę opuścić państwa, w którym się urodziłam, ani złamać przysięgi złożonej królowej, nawet gdybym musiała przez to zrezygnować z zostania patronem. Nie mogę więc złożyć przysięgi lennej Graysonowi, nie zastrzegając sobie prawa, by móc wypełniać równocześnie wcześniejsze ślubowanie wierności mojej królowej.
Mayhew ponownie skinął głową, spojrzał na zebranych i spytał:
— Patroni, sądzę, iż jest to słuszne i honorowe oświadczenie, ale osąd w takich sprawach należy do was. Czy ktokolwiek sprzeciwia się prawu tej kobiety do władania domeną na Graysonie pod podanym przez nią warunkiem?
Odpowiedziała mu cisza, zwrócił się więc ponownie do Honor:
— A drugi warunek?
— Nie jestem członkiem Kościoła Ludzkości Uwolnionej, Wasza Wysokość. Szanuję jego doktrynę i nauki — odparła; było to prawie zgodne z prawdą, jeśli nie liczyć paru drobiazgów takich jak traktowanie kobiet — ale nie jestem waszej wiary.
— Rozumiem. — Głos Protektora zabrzmiał poważniej.
Kościół nauczył się, po niezwykle kosztownej lekcji, trzymać się z dala od polityki, ale Grayson pozostał jednak teokratycznym światem.
Akt o Tolerancji legalizujący inne wyznania miał zaledwie sto lat, a patronem nigdy nie został ktoś nie należący do Kościoła. Protektor spojrzał na siwego mężczyznę stojącego po prawej stronie. Wielebny Julius Hanks, duchowy przywódca Kościoła Ludzkości Uwolnionej, był już stary, ale zachował podziwu godny rozsądek i trzeźwość umysłu. Ubrany był jak zwykle w prosty, czarny strój uzupełniony tradycyjną kapłańską koloratką, kontrastujący z bogactwem strojów reszty obecnych.
— Warunek ten tyczy spraw wiary, więc osąd należy do wielebnego. Co Kościół na to?
Hanks położył dłoń na głowie Honor, ale nie był to pełen wyższości gest typowy dla większości duchowieństwa. Honor jako osoba wierząca niezbyt głęboko nie żywiła do kleru szczególnego szacunku, ale od pierwszego spotkania była pod wrażeniem uczciwości i głębokiej wiary Hanksa. Teraz wielebny uśmiechnął się do niej i powiedział:
— Lady Harrington, mówisz, że nie jesteś naszej wiary. Różne są drogi i sposoby Boga. Czy wierzysz w Boga?
Ktoś syknął, słysząc coś, co uznał za herezję, ale nie ośmielił się odezwać.
— Wierzę.
— Czy jako patronka będziesz strzegła i broniła prawa swoich ludzi do czczenia Boga w sposób, jaki nakazują im ich przekonania religijne i serca?
— Będę.
— Czy będziesz szanowała i chroniła świętość i nienaruszalność naszej wiary tak jak swojej?
— Będę.
Hanks kiwnął głową i zwrócił się do Protektora.
— Wasza Wysokość, ta kobieta, choć nie jest naszej wiary, przyznała się do tego uczciwie i dobrowolnie, nie próbując żadnego oszustwa. Co więcej, swym zachowaniem udowodniła, że jest człowiekiem szlachetnym i prawym, ryzykowała życie i odniosła poważne rany, broniąc nie tylko naszego świata, ale i Kościoła, a przecież nie miała takiego obowiązku. Powiadam zatem wszystkim obecnym — tu spojrzał na zebranych, przybierając bardziej kaznodziejski ton — iż Kościół przyjmuje tą niewiastę jako swego obrońcę. Nieistotne jest, w jakim wyznaniu wypełnia ona wolę Bożą w życiu doczesnym, gdyż Bóg zawsze rozpozna swoich.
Odpowiedzią była absolutna cisza. Hanks przez długą chwilę pozostał na miejscu, spoglądając wymownie na zebranych, nim cofnął się na dotychczas zajmowane miejsce z boku tronu.
Mayhew znów spojrzał na Honor.
— Twoje warunki zostały wysłuchane i przyjęte tak przez władze świeckie, jak religijne planety Grayson, Honor Stephanie Harrington. Czy przysięgniesz, że są to jedyne zastrzeżenia, jakie nosisz w sercu, duszy i umyśle?
— Przysięgam, Wasza Wysokość.
— W takim razie wzywam cię do złożenia przysięgi lennej.
Honor posłusznie położyła dłonie na rękojeści miecza.
— Czy ty, Honor Stephanie Harrington, córka Alfreda Harringtona, jesteś gotowa z zachowaniem podanych warunków złożyć przysięgę lenną Protektorowi i Ludowi planety Grayson?
— Jestem gotowa.
— Czy przysięgasz służyć wiernie Protektorowi i Ludowi planety Grayson?
— Przysięgam.
— Czy przysięgasz przed Bogiem i Konklawe przestrzegać, zachowywać i bronić konstytucji planety Grayson, bronić i prowadzić swych ludzi tak jak własne dzieci? Czy przysięgasz dbać o nich w czasie pokoju, a przewodzić im w czasie wojny i rządzić nimi zawsze sprawiedliwie i miłosiernie w zgodzie z mądrością daną od Boga?
— Przysięgam.
— Przyjmuję twoją przysięgę, Honor Stephanie Harrington, i jako Protektor planety Grayson przysięgam odpłacić obroną za obronę, sprawiedliwością za sprawiedliwość i zemstą bez litości za złamanie przysięgi, tak mi dopomóż Bóg.
Prawą dłonią zakrył jej dłonie i na moment ścisnął je. Następnie cofnął rękę, oddał miecz Strażnikowi i odebrał od Hanksa złoty łańcuch. Rozwinął go ostrożnie i zawiesił na szyi Honor, układając starannie, by złoty klucz patrona znalazł się pod Gwiazdą Graysona. Potem wstał i ujął jej dłoń.
— Powstań, lady Harrington, patronko Harrington! — oznajmił głośno.
Wykonała polecenie, w ostatnim momencie przypominając sobie o podciągnięciu sukni, by na nią nie nadepnąć. Odwróciła się twarzą ku zebranym i od ścian sali odbił się echem głośny wyraz ich akceptacji.
Zarumieniona Honor, przysłuchując się owacji, doskonale zdawała sobie sprawę, że kryją się za nimi nadal pewne opory i niezadowolenie. Ale wiedziała także, że ci, którzy szczerze wiwatowali, zdołali wznieść się ponad tysiąc lat tradycji i zakorzenione uprzedzenia, przyjmując do swego grona kobietę. Co prawda zrobili to głównie pod presją swego władcy i błyskawicznego rozwoju wydarzeń, nad którym już nie panowali. Wielu nadal było wrogo do niej nastawionych nie tylko jako kobiety, ale przede wszystkim obcej, pochodzącej spoza planety agentki będącej symbolem wszystkich tych przerażających zmian. Zdołali jednakże wznieść się ponad uprzedzenia, a ona ze swej strony składała przysięgę naprawdę w jak najlepszej wierze.
Nimitz wstał na tylne łapy i poklepał ją chwytną przednią łapą po udzie, toteż wzięła go w ramiona, co wywołało kolejną, głośniejszą i tym razem całkowicie spontaniczną owację. Treecat uniósł dumnie łeb i napuszył się tak, że zebrani zaczęli się śmiać, nie przerywając aplauzu. Honor uśmiechnęła się szeroko i uniosła go wyżej.