— Nie, milady. — w głosie Clinkscalesa brzmiał szczery żal, a w oczach widać było współczucie, gdy zerknął na Gerricka, który nagle oklapł. — Chciałbym, by było inaczej, bo wierzę, że gdy zademonstrowalibyśmy praktyczne zalety tego pomysłu, ustawiłaby się kolejka klientów, a sama pani wie, jak potrzebujemy przemysłu, a raczej wyrobów nadających się na eksport. Gdybyśmy byli w stanie produkować kopuły dla farm i miast, o których mówi Adam, zdominowalibyśmy rynek, który prawie nie istnieje. Popyt byłby ogromny. Oznaczałoby to miejsca pracy i dochody dla wszystkich, nie mówiąc o wygodzie, bo przykrylibyśmy kopułami naszą domenę. Niestety zbyt dużo zainwestowaliśmy w inne projekty i przez co najmniej rok, a prawdopodobnie dwa nie będziemy dysponowali kapitałem, którego Adam potrzebuje.
Gerrick wyglądał tak, jakby wypuszczono z niego powietrze, choć próbował nadrabiać miną.
— Jeżeli będziemy tyle czasu czekać, ktoś w innej domenie nas wyprzedzi niezależnie od tradycyjnego punktu widzenia — oceniła Honor. — A jeśli tak się stanie, to my będziemy w kolejce klientów, nie odwrotnie.
— Zgadzam się, milady, i dlatego chciałbym, byśmy mogli w to wejść ale niestety nie widzę sposobu, by tego dokonać.
— A Prywatna Kasa? — spytała.
Gerrick pojaśniał, widząc jej zainteresowanie, lecz Howard potrząsnął głową.
— Zbyt głęboko już do niej sięgnęliśmy, milady — wyjaśnił. — Nawet gdyby pani nie wzięła w tym roku żadnych należnych pani pieniędzy, zwiększyłoby to fundusze, jakimi moglibyśmy dysponować tylko o dwa do trzech milionów.
— A nie możemy zaciągnąć pożyczki?
— Jesteśmy blisko limitu kredytowego, milady. Prywatna pożyczka może i wchodziłaby w grę, ale na rujnujących warunkach. Publiczna, czyli z banku, raczej nie, jak długo nie zaczniemy spłacać tych już zaciągniętych. Niezależnie od tego jak bardzo podoba mi się ten pomysł, nie zaryzykuję całkowitego wykorzystania limitu: musimy mieć rezerwę na wypadek jakiegoś zagrożenia czy innej niespodziewanej sytuacji kryzysowej.
— Rozumiem — mruknęła, kreśląc palcem kółka na blacie stołu.
Clinkscales miał całkowitą rację. Grayson nie był bogatym światem, a koszty zorganizowania nowej domeny były olbrzymie. Gdyby wiedziała wcześniej o pomyśle Gerricka, przeznaczyłaby nań pieniądze, które pochłonęła budowa Harrington House, i to pomimo protestów Clinkscalesa, który uważał że to niezbędny wydatek, bowiem domena musi mieć centrum administracyjne. Teraz było na to za późno, a znikąd indziej nie była w stanie wydostać pieniędzy przez dwa lata. Chyba że… Podniosła głowę i oświadczyła:
— Dajmy sobie spokój z Prywatną Kasą. A tak na marginesie, Howard: zapisz sobie, że chcę, by moje prywatne dochody były reinwestowane aż do odwołania. Nie potrzebuję tych pieniędzy, a domena i owszem.
— Tak, milady. — W głosie Clinkscalesa słychać było zaskoczenie i radość.
Honor zaś przekrzywiła głowę i przyjrzała się spod oka Gerrickowi.
— Co by pan powiedział na spółkę z kimś spoza planety? — spytała po chwili.
— A… spoza… planety, milady? Z kim?!
— Ze mną — wyjaśniła zwięźle i parsknęła śmiechem, widząc jego minę. — Tak się składa, panie Gerrick, że w Gwiezdnym Królestwie jestem nienajgorzej sytuowaną osobą. I jeżeli jest pan gotów zbudować prototypową farmę, ja jestem gotowa sfinansować to przedsięwzięcie.
— Naprawdę?! — Gerrick z niedowierzaniem wytrzeszczył oczy.
— Naprawdę — zapewniła go i przeniosła wzrok na Howarda. — Pan Gerrick napisze pismo o rezygnacji z pracy w domenie, które mu podyktujesz. Przyjmiesz je, wyrażając żal, ma się rozumieć. I podpiszesz zezwolenie na działalność na terenie domeny prywatnej korporacji o nazwie… hm… Grayson Sky Domes, Ltd. Zarejestruj ją zgodnie z tutejszymi przepisami i sporządź wszelkie niezbędne dokumenty. Pan Gerrick zostanie zatrudniony na stanowisku głównego inżyniera i szefa biura konstrukcyjnego z odpowiednią pensją. I trzydziestoma procentami akcji. Ja będę prezesem zarządu, a ty naszym dyrektorem z dwudziestoma procentami akcji. Mój agent z Manticore będzie naszym księgowym. Każę mu jak najszybciej zrobić przelew na kilka milionów austinów, żebyśmy mieli jakieś pieniądze na rozruch. Nie ma co tracić czasu, panowie.
— Poważnie… mówi pani poważnie? — Gerrick nie mógł uwierzyć własnym uszom.
— Jak najpoważniej — zapewniła go, wstając, po czym wyciągnęła do niego rękę. — Witamy w sektorze prywatnym, panie Gerrick. Teraz niech się pan bierze do roboty, żeby się nam wszystkim ten pomysł opłacił.
Słońce już dawno zaszło, na co Honor i Clinkscales ledwie zwrócili uwagę. Jedyną poważniejszą zmianą w strumieniu spotkań było to, że Nimitz przestał się wylegiwać — siedział teraz na biurku Honor i dla rozrywki rozbierał stary, mechaniczny zszywacz. Honor z westchnieniem odchyliła fotel i oznajmiła:
— Wiem, że jeszcze nie zrobiliśmy wszystkiego, ale potrzebna nam przerwa. Dasz się zaprosić z małżonkami na kolację?
— A co już…? — Clinkscales sprawdził, która godzina, i zakończył: — Rzeczywiście jest późno, milady. I naturalnie będziemy zaszczyceni. Zakładając, że pani steward da słowo, że nie poda dyni pod żadną postacią!
Na samo wspomnienie aż nim wstrząsnęło, czemu Honor się nie dziwiła. Okazało się, że odmiana uprawiana na Manticore nieco się różniła od dyni graysońskiej, i Clinkscales po skosztowaniu wersji importowanej tak się zatruł, że chorował przez ponad dobę.
— Nie będzie dyni! — obiecała solennie. — Prawdę mówiąc, w ogóle nie wiem, co będzie, ale dynię wykluczyliśmy z jadłospisu do końca pobytu na Graysonie. Mac zaczął brać lekcje u tutejszej znakomitości kucharskiej i…
Przerwał jej sygnał interkomu. Skrzywiła się i dodała:
— Żebym cię nie zaprosiła w złą godzinę. — Po czym nacisnęła klawisz. — Tak?
— Przepraszam, że przeszkadzam, ma’am — rozległ się głos MacGuinessa.
— Nic nie szkodzi, Mac. Właśnie miałam się z tobą skontaktować. O co chodzi?
— Właśnie dostaliśmy informację z kontroli lotów, ma’am. Jest w drodze pinasa. Czas przylotu dwanaście minut, ma’am.
Honor uniosła brwi. Przylot pinasy był czymś niecodziennym, zwłaszcza o tak późnej porze i to bez wcześniejszego uprzedzenia. I dlaczego informował ją o tym Mac, a nie dyżurny ochrony?
— Jesteś pewien, że to pinasa?
— Jestem pewien, ma’am. To pinasa z HMS Agni! Jak rozumiem, na pokładzie jest kapitan Henke.
Honor zesztywniała. To wyjaśniało dlaczego Mac, a nie pułkownik Hill poinformował ją o gościu. Ale co Mike tu robiła i dlaczego nie uprzedziła jej o wizycie? I dlaczego zjawiła się osobiście, zamiast połączyć się z orbity? Skoro okręt był na orbicie w tej chwili, to od wielu godzin mogła nawiązać łączność i uprzedzić, że się zjawi.
— Czy kapitan Henke mówiła coś o przyczynie odwiedzin? — spytała.
— Nie, ma’am. Wszystko co wiem, to to że poprosiła oficjalnie o natychmiastowe spotkanie z panią. Ochrona przekazała to mnie, więc panią informuję.
— Proszę odpowiedzieć, że czekam w gabinecie.
— Naturalnie, ma’am.
MacGuiness rozłączył się, a Honor zmarszczyła brwi.
Ktoś zastukał lekko w drzwi i otworzył je, nie czekając na zaproszenie. Do sali weszła Michelle Henke w towarzystwie Jamesa MacGuinessa.
— Mike! — ucieszyła się Honor i wyszła zza biurka, wyciągając do niej ręce na powitanie.
Spodziewała się złośliwości na temat własnego absurdalnego wyglądu, ale Henke milczała. Przyglądała się jej jedynie jak zranione zwierzę i Honor przystanęła przeczuwając nieszczęście.