Выбрать главу

— Honor — głos był parodią formalnego tonu.

Honor odruchowo uaktywniła więź z Nimitzem i omal jej nie zwaliło z nóg. Uczucia Henke były zbyt silne i zbyt bolesne, by zdołała je rozdzielić i zidentyfikować, ale Nimitz zareagował jak uderzony pałką. Zszywacz wylądował na podłodze, a treecat sprężył się, kładąc uszy i szczerząc zęby. Odruchowo próbowała go uspokoić, zaskoczona tym co się dzieje.

— Co się stało, Mike? — zmusiła się do mówienia łagodnym i spokojnym głosem. — Dlaczego się wcześniej ze mną nie skontaktowałaś?

— Dlatego… — Henke wzięła głęboki oddech. — Dlatego że musiałam ci to powiedzieć osobiście.

Miało się wrażenie, że każde słowo musi z siebie wyrywać.

— Co mi powiedzieć? — Honor była poważnie zaniepokojona, ale nie o siebie, a o Henke.

— Honor… — Henke wzięła kolejny haust powietrza i niespodziewanie przytuliła ją mocno. — Paul został wyzwany na pojedynek! I… o Boże! Nie żyje!

ROZDZIAŁ XIX

Powinien istnieć lepszy sposób na załatwienie tej sprawy, ale Georgia Sakristos nie była w stanie takiego wymyślić, mimo ze próbowała naprawdę ciężko. Musiała kogoś o wszystkim poinformować, nie zdradzając ani tego, kto informacji udziela, ani swego udziału w całej operacji. Ani też naturalnie zrobić tego w sposób, który wzbudziłby u Younga choć cień podejrzeń, skąd pochodził przeciek. Inaczej cała sprawa nie miała sensu. Na dodatek nie miała zbyt dużo czasu i nie mogła liczyć na to, że nagrana wiadomość będzie wystarczająco przekonująca — musiała być to rozmowa, co znacznie zwiększało ryzyko. Musiała jednakże przekonać rozmówcę, że mówi prawdę i że informacje, które podaje, są wiarygodne. A nie mogła tego w żaden sposób udowodnić… Oznaczało to, iż nie mogła wykluczyć, że druga strona z czasem nie dojdzie do tego, z kim miała przyjemność.

Ryzyko zmniejszały trzy rzeczy: po pierwsze, jej moduł łączności był nie dość, że zabezpieczony przed podsłuchem, to na dodatek został podłączony przez taką ilość łączy pośrednich i zapętleń, że wyśledzenie połączenia było praktycznie niemożliwe. Po drugie, wyposażony był w najnowszy system filtracji, syntezy i konwersji mowy, tak więc nie powinno być możliwe nawet zidentyfikowanie głosu tego, kto mówi, nie wspominając o innych szczegółach. Po trzecie — osoba, z którą zamierzała się skontaktować, najbardziej nadawała się do tego celu, a Georgia zdołała uzyskać jej prywatny, zastrzeżony numer, co zwiększało bezpieczeństwo, gdyż cywilne centrale były standardowo wyposażane w blokady antynagrywające. A fakt, że znała ten numer, powinien przekonać rozmówcę, że ma do czynienia z poważną osobą. To wszystko powinno wystarczyć, ale Georgia Sakristos alias Elaine Komandorska nie uchowała się tyle czasu z dala od więzienia, polegając na tym, co „powinno wystarczyć”.

Ale musiała zaryzykować. Na szczęście zlecenie załatwiła przez pośredników i wybrała specjalistę, który nie upierał się, by poznać tożsamość pośrednika. Dzięki temu zdołała utrzymać własne dane, głos i wygląd w tajemnicy. Wszystko zaś opierało się na tym, że jej nowy szef żywił prawie nabożne zaufanie do zabezpieczeń, w jakie wyposażony był jego gabinet. Były naprawdę dobre; wiedziała o tym, bo sama je zakładała na zlecenie jego ojca. Z zewnątrz złamać je można było tylko na chama, co zniszczyłoby najważniejsze dane i postawiło na nogi zarówno policję, jak i prywatną ochronę. Zresztą nie zależało jej wcale na niszczeniu wszystkich teczek personalnych, zależało jej na usunięciu jednej bez uszkodzenia pozostałych. I była w stanie to zrobić w odpowiednich okolicznościach. Cały system został bowiem tak zaprogramowany, by w przypadku śmierci ojca tylko syn, jako pierwszy prawny następca, miał możliwość bezproblemowego używania go. O czym jednak Young nie wiedział (bo nie zadał sobie trudu, by to sprawdzić), to o tym, że istniało podwójne zabezpieczenie — na wypadek jego niedostępności, unieruchomienia lub śmierci osobą upoważnioną do pełnego korzystania z systemu była Georgia Sakristos.

Wystarczyła jedna noc, by przekonała się, że więzienie nie musi być gorsze od dłuższego bycia kochanką tego zboczeńca. Young na dodatek pozostawił ją na dotychczasowym stanowisku, czyli szefa ochrony, co było tak niewiarygodną głupotą, że ledwie mogła w to uwierzyć.

Bądź co bądź stara zasada: „Nie rwij dupy ze swej grupy”, zrodziła się z powodów czysto praktycznych, nie etycznych.

Po głębszym namyśle Georgia odkryła przyczynę takiego postępowania. Dla Younga po prostu nikt się nie liczył: nikt nie był tak do końca realny, nie był ludzką istotą taką jak on sam. Dotyczyło to zwłaszcza kobiet, lecz nie tylko. Żył w świecie papierowych postaci, rzeczy o ludzkich kształtach istniejących wyłącznie dla jego wygody. Nie przyszło mu do głowy, że ktoś może nim gardzić, bo był przekonany, że nikt nie ma do tego prawa. Przy tak instrumentalnym podejściu do ludzi był zbyt zajęty knuciem, jak zrobić innym coś niemiłego, by choć teoretycznie rozważyć, co też inni mogą zrobić jemu, mając ku temu okazję.

Tej słabości nie był w stanie przeciwdziałać, bo jej nie dostrzegał, i dlatego z tą samą arogancją planował zemstę na Honor Harrington, co zmusił szefową własnej ochrony do zboczonych zabaw seksualnych. Na wszelki wypadek sprawdziła jeszcze pliki zabezpieczające i uśmiechnęła się z mściwą satysfakcją: idiota nawet nie zadał sobie trudu, by sprawdzić, kto może korzystać z systemu po jego śmierci. Fakt, był młody, ale to nie znaczyło, że nieśmiertelny. Zwłaszcza że ktoś miał zamiar zmienić ten stan rzeczy.

Włączyła zabezpieczenia i wybrała numer…

Alistair McKeon wpatrywał się w stojące przed nim naczynie, nie widząc go. Lód rozpuścił się już dawno, tworząc nad alkoholem warstwę czystej wody. Nie miało to znaczenia. Nic w tej chwili nie miało znaczenia.

Przy tym samym stole siedzieli Andreas Venizelos i Thomas Ramirez, równie milczący i równie intensywnie wpatrujący się w swoje szklanki. W małym prywatnym salonie klubu oficerskiego HMS Hephaestus panowała cisza i wyczuwało się przygnębienie.

McKeon doszedł do wniosku, że to zebranie nie było dobrym pomysłem. Sam je zaproponował, bo jego własna kwatera na pokładzie Prince Adrian przypominała grobowiec i wiedział, że pozostali mają ten sam problem. Zwłaszcza Ramirez. Nie była to ich wina, ale wszyscy czuli się winni — nie byli wystarczająco pomysłowi i szybcy, by zapobiec nieszczęściu. Nikt nie mógł mieć o to do nich pretensji, ale sami mieli do siebie wystarczająco wielką. Zawiedli nie tylko Paula, ale i Honor. McKeon wolał nie myśleć o spotkaniu z nią. Nie zazdrościł też Ramirezowi, który był sekundantem Tankersleya, czyli jako jedyny z nich był obecny, gdy Summervale go zastrzelił…

I wszyscy wiedzieli, że będzie musiał o tym opowiedzieć Honor.

Odezwał się brzęczyk przy drzwiach i McKeon poczuł pierwszą iskrę złości — polecił, by im nie przeszkadzano, i steward, który zlekceważył ten rozkaz, zaraz tego pożałuje. Brzęczyk rozległ się ponownie i złość zmieniła się we wściekłość, której nawet nie próbował opanować. Zwalniając blokadę zamka miał mętną świadomość, że może tego pożałować, ale i tak nie zmieniało to faktu, że natręta zruga, ignorując zasadę nieprzeklinania na pokładzie. Słysząc odgłos otwieranych drzwi, odwrócił się na krześle i nie czekając, aż się w pełni otworzą, ryknął:

— Co ty sobie, do kurwy nędzy, wyobra…?!

Ryk ustąpił dzwoniącej w uszach ciszy, gdy drzwi otworzyły się do końca i McKeon zobaczył, kto czeka w progu. Były to dwie osoby: wysoka, choć delikatnej budowy czarnowłosa kapitan, której nigdy na oczy nie widział, i mężczyzna w antygrawitacyjnym fotelu, którego rozpoznał natychmiast, choć osobiście też się dotąd nie spotkali.