— Admirał Sarnow?! — wykrztusił, zrywając się i przyjmując pozycję zasadniczą.
Pozostali poszli w jego ślady, równie jak on zaskoczeni. Mark Sarnow przebywał w Bassingford Medical Centre — największym szpitalu Królewskiej Marynarki na Manticore. I miał tam przebywać jeszcze wiele tygodni. Kurując się z ran odniesionych w bitwie o Hancock.
— Siadajcie panowie. Proszę — polecił cichym i niepewnym głosem Sarnow.
Posłuchali, przyglądając mu się uważnie — był blady, ale w zielonych oczach nie widać było słabości. Od pasa w dół okrywał go pled, a gdy kapitan wmanewrowała fotel do kabiny, McKeon dostrzegł, że do oparcia przytwierdzono rozbudowany panel medyczny. Widywał już podobne — oznaczały, że Sarnow mógł na krótko opuścić szpital, bo podłączono go do systemu podtrzymywania życia.
— Przepraszam, że przeszkadzam — odezwał się admirał, gdy fotel został ustawiony koło stołu. — Ale obecna tu kapitan Corelli ma wam wszystkim coś do powiedzenia. Ponieważ robi to z mojego polecenia, uważam, że jako osoba odpowiedzialna na wszelki wypadek powinienem być przy tym obecny.
McKeon ugryzł się w język i czekał. Pojęcia nie miał, co mogło być aż tak ważne, by ruszyć Sarnowa ze szpitala, kto dał mu na to zgodę i skąd admirał wiedział, gdzie ich znaleźć. Te pytania mogły jednak poczekać. Zerkając spod oka na pozostałych, McKeon stwierdził, że zaskoczenie jako kuracja wstrząsowa na zamartwianie się było chwilowo nader skuteczne. Venizelos i Ramirez wyglądali na równie co on ogłupionych, ale skoncentrowanych na tym, co się dzieje, a nie na własnych smutkach. Sarnow uśmiechnął się, widząc ich miny, i choć był to ledwie cień uśmiechu, stanowił miłą odmianę. Dał znak stojącej za fotelem kapitan Corelli i trzej oficerowie skupili na niej swą uwagę.
— Kapitanie McKeon, pułkowniku Ramirez, komandorze Venizelos… jestem szefem sztabu admirała Sarnowa. Miałam okazję poznać i zaprzyjaźnić się z lady Harrington i zaskoczyła mnie boleśnie wieść o śmierci kapitana Tankersleya. Jeszcze bardziej zaś informacja kto go zabił. Ponieważ jednak nie byłam w stanie nic zrobić w związku z tym, próbowałam o całej sprawie nie myśleć. Dziś po południu jednak sytuacja uległa zmianie. Ktoś połączył się z moim prywatnym numerem, który jest zastrzeżony i znany jedynie najbliższym przyjaciołom oraz zabezpieczony przed przypadkowymi połączeniami tak przez operatora cywilnego, jak i wywiad. Mimo to ten ktoś zdołał zdobyć mój numer. Kto to był, tego nie wiem, bo połączenie było jedynie głosowe i to po starannej obróbce głosu, jestem jednak pewna, że była to kobieta. Dlaczego, nie mam pojęcia… Zaczęła od informacji, że nie będzie ani odpowiadać na pytania, ani się powtarzać, co zgodnie z jej zamierzeniem, skutecznie zwróciło moją uwagę. Nie powtórzę dokładnie jej słów, ale treść pamiętam, a nie była na tyle skomplikowana, bym mogła coś przekręcić. Przyznaję, że zostałam tak zaskoczona, że zapomniałam włączyć nagrywanie, więc musicie mi panowie uwierzyć na słowo. Teraz do rzeczy: otóż według mojej tajemniczej rozmówczyni Denver Summervale został wynajęty nie tylko do zabicia kapitana Tankersleya, ale także lady Harrington…
McKeon zerwał się, przewracając krzesło, ale Corelli nawet nie drgnęła. Poczekała spokojnie, aż się opanuje, ustawi mebel na miejscu i zmusi się, by na nim spokojnie usiąść.
— Jak wiecie, kapitan Tankersley zranił go w pojedynku, niestety rana nie okazała się zbyt poważna, za to Summervale skorzystał z pretekstu, by czym prędzej udać się do szpitala, a raczej zniknąć w drodze do niego. Do waszej wiadomości: wywiad szuka go, wychodząc z założenia, że było to płatne zabójstwo, choć dotąd ani oni, ani policja Landing nie zdołali znaleźć na to choćby cienia dowodu. Władze sądzą, że postanowił się ukryć do czasu, aż sprawa przycichnie, by nie być przesłuchiwanym albo nie zdradzić się w inny sposób. Podejrzewano nawet, że opuścił nasz układ planetarny; nikomu nie przyszło na myśl, że się po prostu przyczaił, czekając na powrót damy Honor. On i jego zleceniodawca, którego jeszcze nie znamy, zaplanowali, że przy pierwszym spotkaniu zostanie przez nią wyzwany na pojedynek, dzięki czemu zyska sposobność bezkarnego zabicia i jej.
— Ale… dlaczego? — McKeon spojrzał na Sarnowa, potem na nią i znów na Sarnowa. — Z tego, co pani mówi, wynika, że zabił Paula tylko po to, by móc w pojedynku zastrzelić Honor… czyli że zabicie go było tylko przynętą umożliwiającą mu złapanie Honor w pułapkę bez wyjścia i zabicie jej, tak?
— Nie tak, a raczej nie całkiem tak — odparła z namysłem Corelli. — To klasyczne postępowanie zawodowca: nie będzie musiał jej wyzywać, bo to ona wyzwie jego — i biedak będzie musiał się bronić. Sądzę, że Summervale i jego zleceniodawca doszli do wniosku, że Honor będzie tak wściekła i rozżalona, że stanie się nieostrożna, co ułatwi im zadanie. Nie mówiąc o tym, że on jest zawodowcem, a kapitan Harrington, z tego co wiem, nie ma żadnego doświadczenia czy to w pojedynkowaniu się, czy też w posługiwaniu bronią palną, konkretnie pistoletem… To wszystko prawda, ale ja sądzę, kapitanie McKeon, że zleceniodawca chciał jeszcze czegoś: chciał, żeby cierpiała. Chciał ją zranić najbardziej jak mógł. Chciał by zanim jego najmita ją zabije, wiedziała, że wyrządził jej największą krzywdę, jaką mógł.
— Bo wyrządził — szepnął Ramirez, zaciskając dłonie w pięści.
— Wiem — w głosie Sarnowa brzmiała najczystsza stal. — I nie pozwolę, by komukolwiek uszło to na sucho, jeśli będę w stanie coś na to poradzić. Powiedz im resztę, Ernie.
— Tak, sir. — Corelli spojrzała prosto w oczy McKeona. — Według mojej rozmówczyni, Summervale doszedł już do formy dzięki przyspieszonemu leczeniu, jako że postrzał był powierzchowny. Oczekuje na powrót lady Harrington w odosobnieniu. Zamierza je opuścić dopiero, gdy nadejdzie właściwy czas „przypadkowego” spotkania.
Z kieszeni kurtki mundurowej wyjęła złożoną kartkę staromodnego papieru i położyła ją na stole, przyglądając się kolejno każdemu z oficerów.
— Ukrywa się obecnie w domku myśliwskim na Gryphonie — dodała. — Sprawdziłam: w podanym miejscu rzeczywiście jest domek myśliwski. Został wynajęty wraz z otaczającym go terenem, ale bez służby. Tę zapewnił wynajmujący. Tu jest lokalizacja wraz z liczbą „gości” i „służby”. Wszyscy to zawodowi ochroniarze. Większość, jak podejrzewam, z organizacji.
Umilkła i cofnęła się na poprzednie miejsce, a głos zabrał Sarnow:
— Panowie, nie mogę wam niczego rozkazać, a doradzać nie ma sensu. Jednak wątpię, by chwilowo władze były w stanie zrobić cokolwiek legalnie, nawet gdyby otrzymały tę informację. Ja niestety nie mogę zrobić niczego… — wskazał wymownie na miejsce, gdzie powinny być nogi — oprócz przekazania wam wszystkiego co wiem. Mam pewne podejrzenia, kto jest zleceniodawcą Summervale’a, ale mogę się mylić, więc nie powiem tego głośno, by wam niczego nie sugerować. Lady Honor w ciągu ostatnich kilku lat przysporzyła sobie dość wrogów, a zbyt wielu z nich ma środki i możliwości, by coś takiego zorganizować czy to samodzielnie, czy wspólnie. Dlatego w tej chwili więcej szkody niż pożytku przyniosłoby zastanawianie się, kim on jest czy też kto dzwonił do kapitan Corelli. Biorąc pod uwagę, jak daleko się już posunęli, powstrzymanie damy Honor przed spotkaniem z Summervale’em nic nie da. Podobnie jak zabicie go, jak długo nie dowiemy się, kto go wynajął. Ta gnida po prostu poczeka i wynajmie kogoś innego, o kim nie będziemy wiedzieli, albo wymyśli inny sposób. Dlatego chciałbym wam przypomnieć jedną z maksym wbijanych nam wszystkim do głów na zajęciach z taktyki: by skutecznie zaplanować obronę, należy najpierw zidentyfikować wroga, ustalić jego zamiary i środki, którymi dysponuje.