Ramirez przełknął ślinę, widząc nagły błysk w oczach Honor.
— Nadal tam jest, pułkowniku? — spytała szeptem, od którego ciarki przeszły mu po kręgosłupie.
— Nie wiem, ma’am — odparł ostrożnie — ale w trakcie pogawędki, jaką sobie z nim uciąłem… udzielił mi pewnych informacji…
Wyjął z kieszeni pudełko i położył je na blacie, nie odwracając wzroku od jej pełnych żądzy mordu oczu.
— Otóż powiedział on, ma’am, że… że został wynajęty. Zapłacono mu za zabicie kapitana Tankersleya… i pani.
— Zapłacono mu?!
Honor poczuła, jak jej lodowaty pancerz pęka.
Nigdy wcześniej nie słyszała o Denverze Summervale’u i założyła, że sprowokował Paula z jakichś osobistych powodów. Skoro jednakże ktoś go wynajął…
— Tak, ma’am. Został wynajęty do zabicia was obojga. Ale polecono mu wyraźnie, że jako pierwszego ma zastrzelić kapitana Tankersleya.
Lód prysnął, a zastąpiła go gorąca jak lawa wściekłość. Ktoś kazał zabić Paula… jako pierwszego! To nie był okrutny, ślepy los. Było to czyjeś świadome działanie. Ktoś chciał ją zabić, a zanim to zrobi, zranić najboleśniej jak mógł. Ktoś zapłacił za legalne zamordowanie Paula, by zemścić się na niej.
Nimitz zerwał się do skoku z wściekłym charkotem i wysuniętymi pazurami. Resztki lodu prysły i Honor poczuła wściekłość i nienawiść, które zmiotły obojętność. Wiedziała, kto to taki. Znała tylko jednego wystarczająco sadystycznego tchórza, który załatwiłby to czyimiś rękoma i który nienawidził jej na tyle, by się do tego posunąć. Jednak mimo tej pewności patrzyła wyczekująco na Ramireza, chcąc usłyszeć potwierdzenie.
— Denver Summervale został wynajęty przez Pavela Younga, aktualnego earla North Hollow, ma’am — powiedział miękko Ramirez.
ROZDZIAŁ XXIII
Thomas Ramirez odchylił się w fotelu i uważnie przyglądał siedzącemu po drugiej stronie biurka mężczyźnie w zielonym mundurze. Major Andrew LaFollet robił to samo, dlatego też w niewielkim pomieszczeniu panowało napięcie pozbawione jednak złości czy nieufności. Była to czysta ostrożność, jaką zachowują przy pierwszym spotkaniu psy obronne.
— Jak rozumiem, majorze, pan i pańscy ludzie są stałą ochroną przydzieloną lady Harrington? — zapytał w końcu Ramirez. — Z tego, co powiedziała mi kapitan Chandler, sądziłem, że to jest przydział czasowy z rozkazu Protektora Benjamina.
— Przykro mi z powodu zamieszania, panie pułkowniku — odparł LaFollet uprzejmie.
Jak na mieszkańca Graysona był dobrze zbudowany, ale od Ramireza i tak o głowę niższy. W porównaniu z nim wyglądał jak chucherko. Miał także dziesięć lat mniej, ale nie było to widoczne z racji tego, iż Ramirez został w młodości poddany prolongowi. Nie znaczyło to bynajmniej, że majorowi brakowało pewności siebie czy to w zachowaniu, czy w wyrazie twarzy. Teraz zmarszczył brwi, przeczesał palcami blond włosy i starannie dobierając słowa, wyjaśnił:
— Obecnie patronka Harrington nie myśli zbyt trzeźwo. — w jego oczach wyraźnie widać było, że ten, kto spróbuje wykorzystać tę uwagę jako zachętę do krytyki, pożałuje tego. — Sądzę, że uważa nas za czasową ochronę.
— Ale jest w błędzie.
— Jest. Bowiem zgodnie z graysońskim prawem osobista ochrona rekrutująca się z członków gwardii musi towarzyszyć patronowi przez cały czas, na Graysonie czy poza nim.
— Także w Gwiezdnym Królestwie Manticore?
— Na Graysonie czy poza nim, pułkowniku Ramirez — powtórzył LaFollet.
— Rozumiem, że to nie pan układał te przepisy, majorze, ale tak się składa, że lady Harrington jest także oficerem Królewskiej Marynarki.
— Wiem o tym.
— Ale może pan nie wiedzieć, że regulamin Royal Manticoran Navy zabrania obcokrajowcom noszenia broni na pokładach Królewskich Okrętów. Mówiąc po prostu, majorze LaFollet, pan i pańscy ludzie jesteście tu nielegalnie.
— Przykro mi to słyszeć, pułkowniku Ramirez — odparł uprzejmie LaFollet.
Ramirez westchnął.
— Raczej nie ułatwia mi pan roboty — skomentował.
— Nie jest moim zamiarem przysparzanie kłopotów panu, Królewskiej Marynarce czy Królestwu Manticore. Moim zadaniem jest natomiast wypełnianie obowiązków, które wypełniać przysięgałem. A najważniejszym z nich jest ochrona mojego patrona, czyli lady Harrington.
— Marines chronią kapitanów okrętów Jej Królewskiej Mości — stwierdził ostrzej Ramirez.
— Bez obrazy, pułkowniku Ramirez, ale nie o tym mówimy. A skoro już pan poruszył ten temat… rozumiem, że to, co się stało, nie było winą pana czy Korpusu, ale lady Harrington już dość wycierpiała, prawda?
Ramirez zacisnął szczęki i zmusił się do zachowania spokoju, musiał w duchu przyznać, że LaFollet miał rację, a na dodatek mówił z prawdziwym szacunkiem. Zastanowił się i zaczął z innej strony.
— Majorze, lady Harrington może przez wiele lat nie postawić stopy na Graysonie, jako że parlament przegłosował wypowiedzenie wojny, co pociągnie za sobą aktywne działania. Czy pan i pańscy ludzie… dziesięciu czy dwunastu?
— Jest nas dwunastu, pułkowniku.
— Aha. A więc czy jesteście gotowi przebywać tak długo poza Graysonem, biorąc poprawkę na to, że Korpus gotów jest zagwarantować bezpieczeństwo lady Harrington?
— Pułkowniku Ramirez, lady Harrington nie będzie cały czas przebywała na pokładzie okrętu, a kiedy tylko go opuści, przestanie być chroniona przez wartownika z Korpusu. Odpowiadając na pańskie pytanie — jak długo jesteśmy z naszą patronką, nie przebywamy poza Graysonem. — Ramirez, słysząc to, wzniósł oczy do nieba, a LaFollet uśmiechnął się i dodał: — No więc dobrze, powiem to w sposób dla pana zrozumiały: jesteśmy gotowi przebywać z dala od Graysona tak długo, jak długo będzie to konieczne.
— Jest pan pewien, że wszyscy pańscy ludzie tak uważają?
— A pan, pułkowniku, może mówić za wszystkich swoich podkomendnych?… Właśnie, zasada dotycząca pańskich Marines odnosi się także do moich gwardzistów. Członkowie obu formacji są zresztą ochotnikami.
— A można spytać, dlaczego pan zgłosił się do tej formacji? — Gdyby w tonie Ramireza nie było czystej ciekawości, pytanie zabrzmiałoby obraźliwie.
LaFollet wzruszył ramionami.
— Można. Przed próbą zamachu Machabeusza należałem do ochrony pałacu Protektora Benjamina. Mój starszy brat był członkiem osobistej ochrony Protektora. Został zabity, a lady Harrington nie tylko przejęła jego obowiązki, broniąc Protektora, lecz zabiła jego zabójcę. A potem poleciała, by bronić mojej planety. — LaFollet spojrzał wymownie na Ramireza. — Grayson zawdzięcza jej wolność, a moja rodzina dług życia za wykonanie tego, czego mój brat nie mógł zrobić, i za pomszczenie go. Zgłosiłem się do Gwardii Harrington w dniu, w którym ogłoszono jej powstanie.
Ramirez odchylił się na oparcie fotela i milczał przez chwilę, intensywnie myśląc.
— Rozumiem… proszę wybaczyć, majorze, ale z tego co wiem, nie wszyscy obywatele planety Grayson są zachwyceni tym, że kobieta została patronem. Czy w takiej sytuacji ma pan pewność, że wszyscy pana ludzie okażą się równie wierni?
— Wszyscy zgłosili się na ochotnika do towarzyszenia patronce Harrington. — W głosie LaFolleta po raz pierwszy pojawił się chłód. — Co naturalnie może pana nie przekonać, pułkowniku Ramirez, więc podam parę przykładów. Ojciec gwardzisty Candlessa zginął na pokładzie Covingtona w bitwie o Blackbird. Starszy brat kaprala Mattingly’ego zginął na pokładzie Saula w tej samej bitwie. Kuzyn i wuj gwardzisty Yarda należą do ofiar pierwszej bitwy o Yeltsin. Drugi kuzyn przeżył bitwę o Blackbird tylko dzięki temu, że lady Harrington odszukała wszystkie graysońskie kapsuły ratunkowe mimo groźby powrotu Saladina. Jego kapsuła miała uszkodzony transponder i sensory graysońskich okrętów nie odnalazłyby jej. Sensory HMS Fearless były znacznie lepsze, dzięki temu żyje. W moim oddziale, podobnie jak w całej Gwardii Harrington, nie znajdzie pan nikogo, kto nie ma wobec patronki osobistego długu wdzięczności. Ale to nie wszystko… ona… ona jest kimś wyjątkowym… nie wiem, jak to wyjaśnić, ale…