Musieli zdawać sobie z tego sprawę, a mimo to wykonali to, co zaplanowali. Zrobili to dla niej i być może… być może świadomość tego w pewnym stopniu (choć mniejszym niż nienawiść) także pomogła jej wyjść ze stanu zombie-podobnego. Bo to, że zaryzykowali dla niej, dowodziło, że nie była im obojętna… a to także forma miłości.
Nagle zaczęły jej drżeć wargi, a łzy zapiekły pod powiekami… i rozpłakała się. Łzy ciche i dziwnie łagodne płynęły jej po policzkach i choć nie były w stanie rozmyć pancerza, to skutecznie go czyściły. Oparła czoło o lustro i nie próbowała ich powstrzymać. Nimitz wspiął się na sedes, stanął na tylnych łapach i złapał ją chwytnymi za przedramię. Wtulił nos w jej pachę. Ciche, ledwie słyszalne mruczenie świadczyło, że cieszy się z jej łez. Odwróciła się, wzięła go na ręce i przytuliła.
Nigdy nie zastanawiała się, jak długo wówczas płakała, bo w sumie nie miało to większego znaczenia. Nie czas był istotny, lecz efekt, a gdy otarła oczy, czuła się… inaczej. Mike obawiała się, by nie zwariowała, i teraz, z perspektywy czasu (choć krótkiego), musiała jej przyznać rację. Ale szaleństwo już jej nie groziło. Wyznaczyła sobie cel i by go osiągnąć, potrzebowała spokoju, logiki i zdrowego rozsądku. I miała pewność, że żadnego z tych trzech elementów jej nie zabraknie.
Wytarła nos i ubrała się, nie budząc Maca. Wiedziała, gdzie trzyma jej mundury, a zasłużył, by się wyspać. Bóg jeden wie, ile godzin spędził z nią czy tuż obok, troszcząc się, martwiąc i próbując wmusić w nią cokolwiek, słysząc jedynie ciszę i widząc jej puste spojrzenie. Zaplotła włosy w prosty warkoczyk i związała go czarną jedwabną wstążką. Kolor żalu i zemsty. A potem siadła do komputera.
Wiadomości, których się obawiała, czekały. Pierwsze było łzawe nagranie od rodziców, które przed zapoznaniem się z wyznaniem Summervale’a załamałoby ją. Teraz mogła je obejrzeć spokojnie i rozpoznać miłość obok żalu. Co więcej: mogła ją także wyczuć. Potem obejrzała inne; było ich znacznie więcej, niż się spodziewała. Jednym z pierwszych było osobiste nagranie od królowej. Książę Cromarty także osobiście przekazał sztywniejszą nieco wiadomość, ale z prawdziwą sympatią w głosie. A potem już była lawina: admirał Caparelli w imieniu Lordów Admiralicji, lady Morncreek, dowódca Hephaestusa, Ernestine Corelli, Mark Sarnow, a nawet dama Estelle Matsuko, nadal przebywającej na planecie Medusa jako przedstawicielka Korony, oraz kontradmirał Michael Reynaud ze służby Astro, dowodzący obecnie terminalem w systemie Basilisk.
Bolały — każda bolała straszliwie, przypominając o tym, co straciła, ale teraz mogła już znieść ten ból. Co prawda kilka razy musiała przerywać, by otrzeć łzy, ale dotrwała do końca. A po półmetku stwierdziła, że na stole znalazł się kubek gorącego kakao. Zdążyła odwrócić głowę, nim MacGuiness zniknął w kuchni, i uśmiechnęła się tak szczerze, jak potrafiła.
— Mac — powiedziała cicho.
Zamarł, odwrócił się powoli i Honor zaniemówiła. Pierwszy raz zobaczyła go w szlafroku, nie w mundurze. Wyglądał na starego i zmęczonego… na delikatnego. Gdy wyciągnęła ku niemu rękę, w jego oczach pojawiła się obawa silniejsza od nadziei. Mimo to podszedł i delikatnie ujął jej dłoń. Mocno ścisnęła jego palce i powiedziała cicho:
— Dzięki, Mac. Za wszystko.
Ledwie mógł zrozumieć słowa, ale to wreszcie był jej głos, nie jego mechaniczna parodia. I wiedział, że dziękuje mu nie tylko za ten kubek. Oczy podejrzanie mu zalśniły, więc pospiesznie opuścił głowę i odpowiedział równie silnym uściskiem dłoni.
— Nie ma za co, ma’am — powiedział nieco chrapliwie, odchrząknął i dodał już prawie normalnie: — I niech się pani przypadkiem nigdzie nie rusza! Za kwadrans będzie śniadanie, a zbyt wiele ich pani ostatnio opuściła, żeby to miało dłużej trwać!
— Tak jest, proszę pana — przyznała potulnie i z radością zauważyła na jego ustach ślad uśmiechu.
Honor skończyła naprawdę solidne śniadanie i otarła usta chusteczką. Dziwne, ale ostatni posiłek, który pamiętała, jadła na Graysonie. Musiała coś jeść w międzyczasie, ale pamięć odmawiała współpracy, gdy próbowała to sobie przypomnieć. Poczuła nową falę winy, gdy uświadomiła sobie, jak musiała przez ten czas traktować MacGuinessa, ale Nimitz fuknął znacząco, więc uśmiechnęła się z pewnym przymusem.
— Dzięki, Mac. Było pyszne.
— Cieszę się, że pani smakowało, ma’am, i…
Przerwał mu sygnał interkomu, więc podszedł, nacisnął przycisk i oznajmił:
— Kwatera kapitana, starszy steward MacGuiness.
— Mam pilne połączenie do skipper — rozległ się głos Moneta. — Admirał White Haven na linii.
— Przełącz tutaj, George — poleciła Honor wstając.
George Monet poczekał, aż Honor znajdzie się przed ekranem komputera, i dopiero wówczas przełączył obraz.
Nie była pewna, ale wydało jej się, że na jego twarzy dostrzegła wyraz ulgi.
Na ekranie pojawiło się oblicze admirała White Haven przyglądającego się jej uważnie, acz bez nachalności. Skłonił uprzejmie głowę i odezwał się:
— Dzień dobry, damo Honor. Przykro mi, że już pierwszego ranka przeszkadzam pani o tak wczesnej porze.
— Nie przeszkadza mi pan w niczym, sir. Na co mogę się przydać?
— Powody mojego natręctwa są dwa. Po pierwsze, chciałem osobiście przekazać pani kondolencje. Kapitan Tankersley był doskonałym oficerem i wartościowym człowiekiem, a jego śmierć to strata nie tylko dla Królewskiej Marynarki, ale i dla wszystkich, którzy go znali.
— Dziękuję, sir. — Jej sopran był nieco zdławiony, ale admirał udał, że tego nie zauważył.
— Po drugie, chciałem panią poinformować, że parlament w czasie pani nieobecności zdecydował się wreszcie przegłosować wypowiedzenie wojny. Działania zbrojne przeciwko Ludowej Republice Haven zostały wznowione o pierwszej zero zero w ostatnią środę. — Honor przytaknęła, a White Haven ciągnął dalej. — Ponieważ wchodzimy w skład Home Fleet, bezpośrednio nie ma to wpływu na przydział czy zadania, ale tym istotniejsze jest jak najszybsze zakończenie napraw wszystkich okrętów, a więc i Nike.
— Rozumiem, sir. — Honor poczuła, że się czerwieni. — Obawiam się, że jeszcze nie jestem na bieżąco ze stanem okrętu, ale jak tylko…
— Proszę się aż tak nie spieszyć — przerwał jej prawie łagodnie. — Komandor Chandler odwaliła kawał roboty, gdy pani nie było, a moim celem nie jest wywieranie na panią jakiejkolwiek presji. Chodziło mi o to, by pani o wszystkim wiedziała, nie zaś by podejmowała pani jakiekolwiek działanie. Poza tym naprawa Nike zależy od stoczniowców, nie od pani czy ode mnie.
— Dziękuję, sir. — Honor próbowała ukryć upokorzenie: pierwszy raz nie była na bieżąco ze stanem swego okrętu i dała sobie słowo, że jest to także raz ostatni.
Co pogłębiło jej rumieniec i zdradziło ją ostatecznie. White Haven przekrzywił głowę, przyjrzał jej się z namysłem i powiedział:
— Jako pani dowódca polecam pani nie spieszyć się z powrotem do służby. Dzień czy dwa nie zrobią Królewskiej Marynarce żadnej różnicy, a wiem, że nie była pani na pogrzebie kapitana Tankersleya. Sądzę też, że ma pani kilka prywatnych spraw do załatwienia.
— Mam, sir — powiedziała to ostrzej i chłodniej, niż zamierzała, i widać było, że go to nie zaskoczyło… raczej potwierdziło coś, czego się obawiał.
Summervale był doświadczonym rewolwerowcem, który w pojedynkach „honorowych”, jak się to ładnie określało, zabił kilkudziesięciu ludzi. A White Haven nigdy nie pochwalał pojedynków. Na dodatek perspektywa oglądania zwłok Honor na trawie nie była przyjemna… Otworzył usta i zamknął je bez słowa. Cokolwiek by powiedział, i tak byłoby to bezużyteczne strzępienie języka. Wiedział o tym, podobnie jak zdawał sobie sprawę, że nie ma prawa z nią w tej sprawie dyskutować.