— Dopóki nie dotrzemy do odpowiednich władz na powierzchni planety, pozostanie pan moim więźniem, sir. Muszę także pana ostrzec, że wszystko, co pan powie, może stanowić dowód przeciwko panu, a ja mogę zostać wezwany na świadka w pańskim procesie. Czy pan rozumie, sir?
Young ponownie skinął głową.
— Przepraszam, sir, ale musi pan odpowiedzieć.
— Zrozumiałem. — Głos Younga był zachrypnięty i bez wyrazu.
— W takim razie proszę przodem, sir. — Karaczenko wskazał na śluzę łączącą kuter z resztą pokładu hangarowego.
Po drugiej stronie prowadzącego z niej korytarza czekał oficer Korpusu także z bronią boczną. Young przez moment patrzył na niego tępo, po czym wszedł do śluzy. Karaczenko zasalutował i ruszył za nim. Drzwi wewnętrzne zamknęły się, cała trójka weszła do śluzy kutra, która także się zamknęła, i po chwili kuter wystartował, gdy tylko ze stanowiska startowego usunięto powietrze. Honor obserwowała jego manewry przez okno z armoplastu i gdy kuter zniknął, odetchnęła z prawdziwą ulgą. Dyżurna wachta wyprężyła się służbiście, gdy przechodziła przed frontem, ale tym razem minęła ich bez słowa i w całkowitym milczeniu dotarła do windy.
Kapitan Paul Tankersley przyjrzał się Honor badawczo.
— Odleciał? — spytał zwięźle i widząc gest przytaknięcia, dodał: — Najwyższy czas! Jak zareagował na oficjalne ogłoszenie?
— Nie wiem. Nie odezwał się słowem, tylko stał i się gapił… — Zadrżała i wzruszyła ramionami. — Powinnam tańczyć z radości, a to wszystko wydaje mi się takie… takie zimne i beznamiętne.
— I tak mu się, skurwysynowi, upiekło — ocenił kwaśno Tankersley. — Zanim go rozstrzelają, najpierw urządzą mu uczciwy proces.
Winda ruszyła, a Honor ponownie wstrząsnęły dreszcze — nienawidziła Younga niemal odkąd sięgnęła pamięcią i nie ulegało kwestii, że był winny postawionych mu zarzutów. A za tchórzostwo w obliczu wroga prawo wojenne przewidywało tylko jedną karę — rozstrzelanie…
Obserwujący ją uważnie Tankersley zmarszczył brwi i zatrzymał windę.
— Co się stało? — spytał łagodnie.
Uśmiechnęła się przelotnie i nic nie powiedziała.
— Do ciężkiej cholery, Honor! To ścierwo próbowało zgwałcić cię w akademii, zrujnować ci karierę w systemie Basilisk, a w Hancock zrobiło co mogło, żeby cię zabić! Uciekł i próbował skłonić do tego resztę eskadry wtedy, kiedy najbardziej ich potrzebowałaś. Nigdy nie dowiemy się, ilu ludzi przez niego zginęło, ale kilkuset na pewno! Nie mów mi, że jest ci go żal!
— Nie… — powiedziała ledwie słyszalnie. — Nie jest mi go żal… boję się o ciebie… W końcu się go pozbyłam, ale on był praktycznie cały czas… ta nienawiść jakoś nas połączyła… widzisz, nigdy nie mogłam pojąć jego sposobu myślenia, ale był od zawsze niczym ciemna strona mnie… zły bliźniak… w jakiś sposób część mnie… Och, masz rację, że na to zasłużył, ale to ja spowodowałam, że wszczęto dochodzenie, a więc w pewien sposób i jego śmierć. I jak bym się nie starała, nie jestem w stanie go żałować.
— No i bardzo dobrze!
— Nie całkiem. Widzisz, nie chodzi mi o to, że on zasługuje na współczucie, bo tak nie jest, tylko o to, że powinnam coś czuć, niezależnie od tego czy to rozsądne, czy nie… Jest człowiekiem, nie kawałkiem jakiegoś urządzenia, a mnie jest naprawdę obojętne, co z nim zrobią i dlaczego. Boję się momentami samej siebie: nigdy nie sądziłam, że mogę kogoś aż tak nienawidzić, by zobojętniał mi jego los…
Paul przez chwilę przyglądał się w milczeniu jej profilowi i widząc ból w jej oku, czuł nienawiść podsycaną przez miłość do niej. Już miał się ostro odezwać, gdy uświadomił sobie, że gdyby nie czuła tego, o czym właśnie mu powiedziała, a co w pierwszej chwili wydało mu się głupie, nie byłaby kobietą, którą kochał.
— Skoro jest ci obojętne, co się z nim stanie, jesteś lepsza niż ja — przyznał z westchnieniem. — Bo ja chcę, żeby go rozstrzelali, nie tylko za to, co próbował ci zrobić, ale przede wszystkim za to, jaki jest. Gdyby role się odwróciły, gdyby jakimś cudem zdołał ciebie postawić przed sądem, tańczyłby do upadłego z radości! Skoro ty nie czujesz zadowolenia, to znaczy, że jesteś po prostu za dobra. Odwróciła się do niego i uśmiechnęła prawie żałośnie. Objął ją, napotykając w pierwszym momencie na prawie odruchowy opór, wywołany zbyt długą samotnością i latami samodyscypliny, natychmiast zastąpiony czułością. Przytuliła się doń, a ponieważ był niższy, przyłożyła policzek do jego beretu i westchnęła.
— Jesteś dobry — powiedziała cichutko — nie zasługuję na ciebie.
— Oczywiście, że nie zasługujesz. Nikt nie zasługuje na mnie. Ale ty najbardziej zbliżyłaś się do ideału… jak sądzę.
— Zapłacisz za to, Tankersley! — warknęła, dając mu kuksańca pod żebra.
Odskoczył, tłumiąc przekleństwo, i oparł się plecami o ścianę. Uśmiechnął się szeroko.
— To była dopiero zaliczka! — ostrzegła. — Kiedy Nike przycumuje do Hephaestusa, spędzimy trochę czasu w sali gimnastycznej na dłuższym treningu! A jeśli uda ci się go przetrwać, to na wieczór mam znacznie bardziej wyczerpujące plany.
— Nie boję się ciebie! Nie ma Nimitza, żeby cię bronił, a co się tyczy wieczoru, to też mi groźba! — Wyprostował się dumnie i podkręcił z dumą nie istniejącego wąsa. — Fritz przepisał mi dodatkowe witaminy i zastrzyki hormonalne. To ty będziesz błagała o litość!
— A za to naprawdę zapłacisz! — ostrzegła, nie mogąc dłużej opanować uśmiechu, i zwolniła blokadę windy.
Paul obciągnął kurtkę mundurową z miną urażonej niewinności, a Honor skupiła uwagę na wyświetlaczu, pragnąc zorientować się, gdzie właściwie znajduje się winda. W następnej sekundzie podskoczyła ze zdecydowanie niekapitańskim piskiem, gdy Tankersley uszczypnął ją solidnie w pośladek, odpłacając za policzenie żeber.
Zaczęła się ku niemu odwracać, by wyrównać rachunki, gdy rozległ się sygnał uprzedzający o przybyciu do celu, więc czym prędzej stanęła twarzą do drzwi, odwracając jedynie głowę, by posłać mu mordercze spojrzenie. Uśmiechnął się niewinnie i ostrzegł:
— Zobaczymy, kto komu za co zapłaci, lady Harrington!
I drzwi się otworzyły.
Admirał sir Thomas Caparelli, Pierwszy Lord Przestrzeni, wstał na powitanie Francine Maurier — baronowej Morncreek. Obaj z admirałem sir Lucienem Cortezem poczekali, aż usiądzie w fotelu, nim sami zajęli miejsca. Baronowa była filigranową kobietą po siedemdziesiątce, ale nadal zachowała wygląd niebezpiecznie atrakcyjnej trzydziestolatki o ciemnym typie urody przywodzącym na myśl drapieżnego kota. Była także Pierwszym Lordem Admiralicji, czyli cywilnym zwierzchnikiem Królewskiej Marynarki. I była zła.
— Dziękuję panom za tak szybkie przybycie — powitała obu admirałów. — Zakładam, że domyślacie się powodu tego spotkania?
— Obawiam się że tak, milady — odparł poważnie Caparelli, który nawet siedząc, górował nad gospodynią.
— Tak też sądziłam. — Baronowa usiadła wygodniej, założyła nogę na nogę i spytała admirała Corteza: — Czy sędziowie sądu wojennego zostali już wybrani, sir Lucien?
— Tak, milady — odparł zwięźle zapytany i zamilkł. Oficjalnie nikt, nawet prokuratura, poza odpowiedzialnymi za procedurę pracownikami podległego mu działu personalnego, nie miał prawa znać składu sądu, dopóki się on nie zbierze na rozprawie. Fakt, że informacja o postawieniu Younga przed sądem, która powinna być tajemnicą, była znana większości zainteresowanych, doprowadzał do furii nie tylko jego, ale i większość oficerów Królewskiej Marynarki, którzy byli tego świadomi. Dlatego też Cortez nie miał najmniejszego zamiaru informować o składzie sądu nikogo, kogo naprawdę nie musiał, by ograniczyć do minimum możliwość przecieku.