Honor nic nie powiedziała. Summervale spojrzał na niego z politowaniem i zaproponował:
— Kończmy. Umówiłem się na śniadanie i nie chciałbym się spóźnić.
Castellano wysłuchał tej odpowiedzi z kamienną twarzą, tak jak zresztą wszystkich dotąd, jedynie jego spojrzenie stwardniało. Uniósł prawą dłoń, jakby coś w niej trzymał i polecił:
— W takim razie proszę zaprezentować broń!
Ramirez i Livitnikov otworzyli trzymane poziomo kasety z pistoletami. Castellano wybrał po jednym z każdej i sprawdził je wprawnymi ruchami. Mechanizm każdego przetestował dwukrotnie, po czym wręczył jeden Honor, drugi Summervale’owi, następnie spojrzał na sekundantów i polecił:
— Panowie, proszę załadować.
I uważnie obserwował, jak ładują po dziesięć połyskujących miedzią naboi do magazynków. Livitnikov skończył pierwszy, ale poczekał na Ramireza i obaj równocześnie wręczyli magazynki — on Summervale’owi, Ramirez Honor.
— Panie Summervale, proszę załadować broń!
Denver Summervale wsunął magazynek w kolbę i przybił go lewą dłonią, aż szczęknęło. W jego wykonaniu ów prosty gest wyglądał prawie rytualnie. Na zakończenie uśmiechnął się, nie kryjąc pewności zwycięstwa.
— Lady Harrington, proszę załadować broń!
Honor wykonała polecenie sprawnie i bez pozerstwa. Castellano przyglądał się przez moment obojgu poważnie, nim skinął głową i polecił:
— Proszę zająć miejsca!
Ramirez uścisnął jeszcze Honor, ona klepnęła go w dłoń, odwróciła się i spokojnie podeszła do białego koła. Weszła na nie i odwróciła się twarzą do przeciwnika, który zajął identyczne koło oddalone o czterdzieści metrów. Castellano stał dokładnie w połowie drogi i głośniej niż dotąd z uwagi na lekką bryzę polecił:
— Panie Summervale, milady… możecie zarepetować broń!
Honor odciągnęła zamek i wprowadziła nabój do komory z suchym, metalicznym szczękiem wyraźnie słyszalnym w ciszy. Podobny, choć znacznie słabszy dotarł od strony Summervale’a, a potem zrobiło się naprawdę cicho. Nawet rozmowy dziennikarzy ucichły, gdy niczym sępy zbili się w grupki przy sprzęcie. Porucznik Castellano dobył broń, cofnął się o pięć kroków, by zejść z linii ognia, i oznajmił głośno:
— Strony uzgodniły, że pojedynek odbędzie się według zasad Kodeksu Ellingtona. — Lewą ręką wyjął z kieszeni białą chusteczkę i trzymał ją tak, by furkotała na wietrze. — Kiedy upuszczę chusteczkę, każde z was może unieść broń i zacząć strzelać. Strzelać wolno tak długo, dopóki przeciwnik nie upadnie lub nie rzuci broni, co jest równoznaczne z poddaniem się. W obu tych przypadkach druga osoba natychmiast przestaje strzelać, a jeśli tego nie zrobi, moim obowiązkiem będzie powstrzymać ją w każdy sposób, jaki uznam za stosowny, łącznie z użyciem broni. Rozumie pan zasady, panie Summervale?
Zapytany skinął głową.
— Lady Harrington?
— Rozumiem — powiedziała cicho, lecz wyraźnie.
— Doskonale. Proszę zająć pozycje!
Summervale odwrócił się prawym bokiem do Honor, z prawą ręką opuszczoną tak, iż pistolet był skierowany w ziemię, i uśmiechnął się ze złośliwą satysfakcją. Honor bowiem nawet nie drgnęła — pozostała zwrócona twarzą do niego, co było ostatecznym dowodem braku doświadczenia. Stanowiła bowiem dzięki temu znacznie większy, czyli łatwiejszy do trafienia cel niż on. Sprawa będzie prostsza, niż się spodziewał; poczuł pierwszą falę przyjemności obficie doprawionej nienawiścią.
Honor odpowiednim skurczem mięśni lewego oczodołu włączyła najniższe ustawienie zbliżenia w protezie i przyglądała się jego twarzy. Jej własna była całkowicie spokojna i pozbawiona wyrazu, oddając stan jej ducha, bowiem nie czuła absolutnie nic. Kątem oka widziała powiewającą chusteczkę i czekała. Przez moment wszyscy czekali w rosnącym napięciu. Całe pole zamarło niczym żywy obraz.
Castellano otworzył dłoń i biały kwadrat materiału poderwał wiatr. W umyśle Denvera Summervale’a zapłonął morderczy ogień i jego ręka poruszyła się automatycznie wyćwiczonym do perfekcji ruchem. Pistolet stanowił przedłużenie jego samego w klasycznej pozycji pojedynkowej. Nie spuszczał wzroku z Harrington stanowiącej cel wyryty w jego pamięci — gdy tylko zleje się on z kształtem widocznym przez muszkę i szczerbinkę, naciśnie spust. I nagle, nim to się stało, z jej dłoni wykwitł biały kwiat i Summervale poczuł, jak kopnął go w brzuch jakiś koń z piekła rodem.
Jęknął i wytrzeszczył oczy, nie wierząc własnym zmysłom. A ona strzeliła ponownie i tym razem ktoś wbił mu rozpalony pręt we wnętrzności, o centymetry powyżej źródła pierwszego bólu. Dopiero w tym momencie dotarło do jego zszokowanego umysłu, że ona nie podniosła ręki do oka. Dziwka strzelała z biodra!
Huknął trzeci strzał i na jego ubraniu wykwitła trzecia krwawa plama. Jego ręka ważyła tonę, gdy zaskoczony spojrzał po sobie i zobaczył krew na piersiach.
To było niemożliwe! Nic podobnego nie mogło mu się przytrafić…
Czwarty pocisk trafił go o centymetry wyżej niż trzeci i Summervale zawył. Sam nie wiedział, czy bardziej z bólu, czy z wściekłości. Ten czarci pomiot nie miał prawa go zabić! Suka nie mogła go zabić, nim choć raz do niej nie strzeli!
Spojrzał na nią, chwiejąc się już na nogach, i ze zdziwieniem stwierdził, że jego prawa ręka jest opuszczona, choć chciał ją podnieść. Przeniósł wzrok na Harrington — teraz uniosła broń do oka, stając w klasycznej pozycji. Wyszczerzył zęby we wściekłym grymasie, nie czując krwi, która zaczynała ciec mu z nosa. Kolana uginały się pod nim, ale wściekłość dodawała sił. Pozostał wyprostowany i zaczął unosić broń.
Honor Harrington obserwowała go przez muszkę i szczerbinkę. Widziała jego nienawiść i przerażenie, gdy zrozumiał, co się stało. I wściekłą determinację, gdy centymetr po centymetrze podnosił pistolet, z twarzą wykrzywioną w upiornym grymasie odsłaniającym zęby.
I bez żadnej emocji przyglądała się, jak piąta kula trafia go dokładnie w nasadę nosa.
ROZDZIAŁ XXVII
Earl North Hollow siedział zgarbiony w fotelu, blady jak śmierć na urlopie, i ściskał kurczowo szklankę z ziemską whisky. Z ukrytych głośników dobiegała cicha muzyka, lecz on słyszał tylko łomot własnego serca.
Był przerażony. A co gorsza — nie miał pojęcia, co robić.
Upił solidny łyk drogiego trunku, który eksplodował mu w żołądku niczym najgorszy bimber. Zamknął oczy i przesunął zimnym naczyniem po spoconym czole, ledwie mogąc uwierzyć, jak źle się wszystko potoczyło. Ta zdradziecka wesz, Tankersley, dał się zabić zgodnie z planem i tym razem Young miał pewność, że sukę zabolało. I to mocno zabolało. A on tryumfował i rozkoszował się jej bólem jak najsłodszym winem. Wiedział o odlocie HMS Agni i obliczył sobie dokładnie, kiedy wiadomość powinna do niej dotrzeć. Dokładnie w tym czasie świętował zwycięstwo kolacją w „Cosmo” i nocą z Georgią. A potem czekał z radosną niecierpliwością na jej powrót.
Tyle że kiedy wróciła, zaczęły się nieszczęścia.
Do tej pory nie miał pojęcia, jak ta dziwka domyśliła się, że to on wynajął tego kretyna. Nawet niechętne mu media podchodziły do tej części jej konfrontacji z Summervale’em nader ostrożnie, prawdopodobnie z racji olbrzymich odszkodowań, które zasądziłby sąd w przypadku udowodnienia, że bezpodstawnie pomówiono o coś takiego para Królestwa. Ale jej oskarżenia przedostały się, jak się należało spodziewać, do publicznej wiadomości. Kiedy się o tym dowiedział, klął aż powietrze wyło, ale nic nie było w stanie zmienić faktu, że spotkał się z tym niekompetentnym idiotą.