Morncreek doskonale zdawała sobie sprawę z motywów jego postępowania, ale bynajmniej nie poprawiło to jej humoru.
— Nie pytam z niezdrowej ciekawości — poinformowała go chłodno. — Proszę mi podać skład sądu.
Cortez westchnął, wyjął z kieszeni elektrokartę, uaktywnił ją i podał gospodyni bez słowa. Caparelli stłumił gorzki uśmiech — nie miał w sumie nic przeciwko zachowaniu daleko posuniętych środków ostrożności, ale sam fakt, iż Cortez nie wymienił głośno nazwisk, wskazywał na to, jak źle się działo. Skoro obawiał się podsłuchu nawet tutaj…
— Musieliśmy odrzucić trzy pierwsze wyniki z uwagi na nieobecność wybranych oficerów w systemie Manticore i niemożliwość zjawienia się tu części z nich na czas — wyjaśnił Cortez.
Morncreek skinęła ze zrozumieniem głową, przyglądając się krótkiej liście nazwisk. Zgodnie z długoletnią tradycją wynikającą ze zdrowego rozsądku członkowie każdego sądu wojennego byli losowo wybierani przez komputer personalny spośród wszystkich będących w czynnej służbie oficerów mających odpowiednio wysoki stopień. Był to najbardziej bezstronny z możliwych sposobów i jak dotąd nie powodował zbędnych komplikacji. Natomiast obecnie z uwagi na duży obszar, na którym rozmieszczono siły Royal Manticoran Navy, zaczęły dawać znać o sobie słabości systemu, które nie były istotne, gdy zaczęto go używać.
— Członkowie sądu wymienieni są według starszeństwa — dodał Cortez. — Dlatego też przewodniczącym składu będzie admirał White Haven, naturalnie jeśli nic nie przeszkodzi mu w powrocie z układu Chelsea. Nie spodziewamy się, by coś takiego nastąpiło. Wszyscy pozostali znajdują się obecnie w naszym systemie planetarnym i pozostaną tu do zakończenia sprawy.
Morncreek skrzywiła się, czytając pozostałe nazwiska.
— Gdyby z jakichkolwiek powodów ktoś z nich nie mógł wziąć udziału w posiedzeniu sądu, wybrano trzech sędziów rezerwowych. Zostali wymienieni na następnej stronie, milady — uzupełnił admirał Cortez.
— Widzę. — Baronowa odłożyła elektrokartę i wytarła palce prawej dłoni jak po kontakcie z czymś lepkim. — Rzeczywiście widzę i rozumiem… I żałuję czasem, sir Lucien, że nasze metody nie są nieco mniej… sztywne. Choćby w tym przypadku.
— Przepraszam, milady?
— Zdaje pan sobie sprawę, że nasze skrupulatnie obiektywne metody doboru sędziów zaowocowały takim składem sądu, że włosy mi stają dęba. Nie wiem, czy dotyczy to admirał Kuzak i kapitana Simengaarda, ale każdy z pozostałej czwórki będzie miał swoje interesy na względzie, ferując wyrok.
— Z całym szacunkiem, milady, ale każdy z nich udowodnił, że potrafi wypełniać swe obowiązki uczciwie i bezstronnie — zauważył sztywno Cortez.
— Wiem o tym. — Morncreek uśmiechnęła się smętnie — ale każdy jest tylko człowiekiem, niestety. Obaj doskonale wiecie, że White Haven osobiście traktuje karierę lady Harrington. Zgadzam się z wami, panowie, że robi co może, by pozostać w tej kwestii obiektywnym, i że jej dokonania w pełni uzasadniają jego poparcie, ale ani jedno, ani drugie nie będzie miało znaczenia dla chcących uratować Younga. Podniosą wrzask pod niebiosa, że przewodniczący składu sędziowskiego jest stronniczy. Co się tyczy pozostałej trójki… jedna osoba żywiołowo nie cierpi lady Harrington, a biorąc pod uwagę obecną sytuację w Izbie Lordów, istnieje realna szansa, że wyrok nie będzie wynikiem obiektywnego przewodu sądowego, lecz walki politycznej.
Cortez przygryzł wargę — z jednej strony widać było, że chciałby móc się nie zgodzić z tą ponurą przepowiednią, z drugiej obawiał się, że jest ona prawdziwa. Caparelli nie odzywał się, bowiem nie wiedział, kto oprócz wymienionych został wylosowany, i prawdę mówiąc, nie chciał wiedzieć. Miał i tak dość powodów do nocnych koszmarów.
Ostatni atak Ludowej Republiki Haven został odparty dzięki kombinacji zawodowych umiejętności oficerów i zwykłego szczęścia, kończąc się olbrzymimi stratami dla obu atakujących zgrupowań Ludowej Marynarki, jak też stratą kilku wysuniętych baz, zdobytych błyskawicznymi atakami przez okręty RMN. Niestety, Ludowa Marynarka nadal dysponowała potężną przewagą tak pod względem liczby, jak i tonażu jednostek, a niespodziewany rozwój wydarzeń w stolicy Republiki spowodował w Gwiezdnym Królestwie zaciętą dyskusję, zaś w stolicy otwartą walkę polityczną.
Nikt nie wiedział, dokąd zmierza Republika — z danych wywiadu wynikało, że Ludowa Marynarka próbowała dokonać przewrotu, ale nie zrobiła tego skutecznie. Zlikwidowano co prawda rząd i głowy najważniejszych rodów legislatorskich, ale sukces nie został wykorzystany. Nie nastąpiło bowiem po nim ani rzeczywiste przejęcie władzy, ani kolejne ataki, dzięki czemu Ludowe Kworum miało dość czasu, by wymyślić i powołać do istnienia Komitet Bezpieczeństwa Publicznego, który obecnie kontrolował najważniejsze organy państwa i z bezlitosną konsekwencją robił co mógł, by uniemożliwić wojskowy zamach stanu.
Rezultatem był totalny chaos w wojsku Ludowej Republiki. Nikt dokładnie nie wiedział, ilu oficerów aresztowano, a ilu zabito, natomiast nie ulegało wątpliwości, że los ten, czyli najpierw aresztowanie, a krótko potem egzekucja, spotkał dowódcę operacyjnego Ludowej Marynarki, admirała Parnella i szefa jego sztabu. Docierały informacje o masowych egzekucjach starszych rangą oficerów, o oporze i starciach z jednostkami Marines oraz o rebelii kilku systemów planetarnych, które chciały odzyskać niepodległość, ale żadnej z nich jak dotąd nie udało się potwierdzić bez cienia wątpliwości.
Każdy, domorosły nawet strateg w Gwiezdnym Królestwie wiedział, że należy maksymalnie wykorzystać obecną przewagę — państwem wroga targały wewnętrzne problemy, a dowództwo sparaliżował strach, jako że każda inicjatywa mogła zostać poczytana za zdradę nowego reżimu. Gdyby stworzyć im okazję, nie wiadomo ilu dowódców z iloma okrętami zdecydowałoby się przejść na stronę Królestwa Manticore. Zmarnowanie takiej szansy byłoby karygodne, a jak dotąd nie zrobiono nic, by ją w pełni, czyli na skalę strategiczną, wykorzystać. A powodem była polityka. A raczej politycy.
Większość parlamentarna rządu zniknęła wraz z przejściem do opozycji Zjednoczenia Konserwatywnego i „Nowych” sir Sheridana Wallace’a. W Izbie Gmin rząd miał bezwzględną większość, za to w Izbie Lordów jego stronnicy byli w mniejszości… przez co dotąd nie nastąpiło wypowiedzenie wojny. I odpowiedzialnych za to Caparelli powywieszałby na latarniach.
Zresztą sam wymóg wypowiedzenia wojny był głupotą — Haven nie wypowiedziało nikomu wojny przez pół wieku podbojów, wychodząc ze słusznego założenia, że takie dyplomatyczne uprzejmości jedynie ostrzegłyby ofiary, czyli zwiększyły straty własne. W Gwiezdnym Królestwie panowała jednak demokracja i porządek prawny — bez formalnej deklaracji potwierdzonej przez głosowanie w obu izbach konstytucja zezwalała rządowi jedynie na obronę suwerenności i niepodległości Królestwa. Każde posunięcie bardziej agresywne niż obrona granic wymagało wypowiedzenia wojny i w tej kwestii opozycja była wyjątkowo jednomyślna.
Ta jednomyślność nie mogła potrwać długo, jako że tak motywy, jak i programy czy filozofie wszystkich partii do niej należących były ze sobą sprzeczne, ale chwilowo powodowały usztywnienie stanowisk. A nie było czasu, by czekać, aż członkowie opozycji znów skoczą sobie do gardeł.
Liberałowie nienawidzili samej myśli o akcji wojskowej. Kiedy minął pierwszy moment paniki wywołanej atakiem, zadziałał odruch bezwarunkowy, nakazujący sprzeciwiać się wszystkiemu co militarne, nie mający nic wspólnego z myśleniem. Mieli dość instynktu samozachowawczego, by publicznie nie przypominać swego odwiecznego stanowiska, głoszącego że wzrost potęgi militarnej Królestwa służy jedynie prowokowaniu Republiki, bo opinia publiczna by ich zlinczowała. Znaleźli jednakże inną wymówkę: oświadczyli, że to, co się właśnie dzieje w Ludowej Republice, to „narodziny ruchu reformatorskiego zdecydowanego obalić stary militarystyczny reżim”. Głosili, że „społeczeństwo dorosło do zrozumienia, że uciekanie się do brutalnej siły jest nieskuteczne na dłuższą metę”, toteż „należy pomóc reformatorom w osiągnięciu celu, zachowując klimat pokoju i przyjaźni”.