Выбрать главу

— Ale nadal będziemy mieli większość?

— Jeżeli damy im głowę Harrington, to tak. A raczej sądzę że tak, bo pewien być nie mogę. W tej chwili zresztą nawet nie podejmuję się przewidzieć reakcji Izby Gmin. Harrington od czasu placówki Basilisk jest dla nich kimś w rodzaju świętej patronki, ale… — Cromarty wzruszył wymownie ramionami.

Królowa zmarszczyła z namysłem brwi. Pozwolił jej myśleć przez kilkanaście sekund, nim delikatnie odchrząknął i powiedział:

— Widzę tylko jedno optymalne rozwiązanie, Wasza Wysokość.

— Tak? — zdziwiła się z uśmiechem całkowicie pozbawionym wesołości. — To jesteś lepszy, bo ja nie widzę żadnego.

— Tak się składa, że wiem, iż earl White Haven rozkazał lady Harrington nie wyzywać earla North Hollow i…

— Rozkazał jej? — Twarz królowej stężała, a w oczach pojawiły się niebezpieczne błyski. — Rozkazał, powiadasz?

— Tak, Wasza Wysokość, i…

— I złamał w ten sposób prawo! — warknęła. — Gdyby North Hollow był czynnym oficerem, White Haven miałby prawo wydać taki rozkaz, a tak postąpił całkowicie bezprawnie i dama Honor będzie miała pełne prawo pozwać go do sądu!

— Zdaję sobie z tego sprawę, Wasza Wysokość. — Cromarty powstrzymał się w ostatniej chwili przed otarciem spotniałego nagle czoła; rozpoznawał objawy, a rozłoszczona Elżbieta III nie należała do osób, z którymi chciałby mieć do czynienia. — Jestem przekonany, że powodowała nim troska o nią i jej karierę. I choć bez wątpienia posunął się za daleko, jego troska jest jak najbardziej uzasadniona.

— A Hamish Alexander zawsze miał skłonność do ignorowania przepisów, gdy był przekonany, że ma rację — dodała królowa pozbawionym emocji głosem.

— Cóż., tak, Wasza Wysokość. Ale przeważnie postępował słusznie i nie sadzę, byśmy w tym przypadku…

— Przestań go bronić! — Królowa zamilkła na dłuższą chwilę, a potem wzruszyła ramionami. — Nie podoba mi się to, co zrobił, i możesz mu to przekazać, ale prawdopodobnie masz rację. To nie moja sprawa, dopóki dama Honor nie zdecyduje się wnieść oskarżenia.

— Tak, Wasza Wysokość. — Cromarty miał nadzieję, że udało mu się ukryć ulgę. — Chciałem jednak powiedzieć, że White Haven miał rację, tak jeśli chodzi o jej karierę, jak i o polityczne straty… Cieszę się, że Wasza Wysokość zgadza się ze mną. Chodzi mi o to, że skoro miał słuszność, a dama Honor najwyraźniej nie przyjęła do wiadomości jego argumentów i nie zamierza posłuchać jego rozkazu, to pomyślałem sobie, że być może…

— Stop! Ani słowa! — Oczy królowej ponownie groźnie błysnęły. — Jeżeli masz zamiar zaproponować, bym jej poleciła nie wyzywać tego tchórza, to nie wysilaj się. Możesz o tym zapomnieć!

— Ależ Wasza Wysokość, konsekwencje…

— Powiedziałam, że tego nie zrobię, Allen.

— Być może gdyby Wasza Wysokość choć z nią porozmawiała… wyjaśniła sytuację i poprosiła tylko, żeby…

— Nie! — przerwała mu zimno i zdecydowanie.

Cromarty natychmiast umilkł — znał ten ton i wiedział, że dalsza dyskusja nie ma sensu. Królowa jeszcze przez kilka sekund przyglądała mu się ostro, potem jej wzrok złagodniał, a na twarzy pojawił się dziwnie przypominający wstyd wyraz.

— Nie zrobię tego, Allen — powiedziała cicho. — Nie mogę. Jeżeli ją poproszę, prawdopodobnie mnie posłucha, a byłoby to szczytem niesprawiedliwości. Gdybyśmy zrobili to, co do nas należy, Young zostałby skazany za tchórzostwo i rozstrzelany. I cała ta tragedia nie miałaby miejsca.

— Wasza Wysokość wie, że nie mogliśmy.

— Wiem i bynajmniej nie poprawia to mojego samopoczucia. Zawiedliśmy ją oboje, Allen. To przez nas zginął mężczyzna, którego kochała. Tylko i wyłącznie z naszej winy, bo nie zrobiliśmy tego, co powinniśmy. Obywatele tego państwa mają prawo oczekiwać od władz sprawiedliwości, a ktoś taki jak dama Honor podwójnie, bowiem Królestwo ma wobec niej olbrzymi dług wdzięczności. A nie doczekała się jej, bo zabrakło nam odwagi. Nie, Allen. Jeśli jest to jedyny sposób, w jaki może dokończyć to, co my powinniśmy zrobić znacznie wcześniej, to nie będę próbowała jej powstrzymać.

— Wasza Wysokość, proszę… jeśli nie z powodu politycznych konsekwencji, to skutków, jakie to będzie miało dla niej! Nie będziemy w stanie w żaden sposób jej ochronić. Jej kariera legnie w gruzach, a my stracimy jednego z najlepszych kapitanów w dziejach Królewskiej Marynarki.

— Sądzisz, że ona nie zdaje sobie z tego sprawy? — spytała miękko Królowa.

Cromarty potrząsnął głową.

— Ja też tak myślę. A skoro zdaje sobie z tego sprawę i gotowa jest zapłacić tę cenę, to na pewno nie powiem jej, że nie może czy nie powinna. I ty tego też nie zrobisz! Zabraniam ci wywierać na nią jakikolwiek nacisk w jakikolwiek sposób! I powiedz earlowi White Haven, że ten zakaz także jego obejmuje!

ROZDZIAŁ XXVIII

Admirał sir Thomas Caparelli przybrał uprzejmy wyraz twarzy, gdy adiutant otworzył drzwi jego gabinetu, wpuszczając earla White Haven. Nawet wstał i wyciągnął rękę, by w niczym nie uchybić dobrym manierom. Gość uścisnął ją i po zapraszającym geście gospodarza usiadł. Caparelli opadł na swój fotel, odchylił go w tył i przyjrzał się earlowi, zastanawiając się, jaki też może być powód tej wizyty. Spotykali się rzadko, głównie na gruncie zawodowym, a to dlatego, że nie przepadali za sobą i to od dawna. Pierwszy Lord Przestrzeni szanował earla White Haven, ale niezbyt go lubił i wiedział, że jest to odwzajemnione uczucie. Co dawało mu pewność, że wizyta nie była spowodowana względami towarzyskimi.

— Dziękuję, że tak szybko znalazł pan dla mnie czas, sir — zagaił White Haven.

Caparelli wzruszył ramionami.

— Jest pan zastępcą dowódcy całej Home Fleet, admirale. Jeśli chce się pan ze mną zobaczyć, zakładam, że ma pan ku temu powód. O co chodzi i w czym mogę pomóc?

— Obawiam się, że to jest nieco skomplikowane — przyznał niespodziewanie White Haven, przeczesując dłonią czarne, zaczynające dopiero siwieć włosy.

Caparelli zamrugał gwałtownie — jedną z najbardziej irytujących go cech earla zawsze była jego niezachwiana (i na dodatek najczęściej uzasadniona) pewność siebie. Widok zdenerwowanego czy niepewnego earla należał do prawdziwych rzadkości. Rozzłoszczonego widywał często, złośliwego — zwykle były to złośliwości pod adresem wolniej myślących czy zgoła głupszych — notorycznie, ale podenerwowanego nigdy.

Zmusił się do spokojnego czekania, zachowując wyraz twarzy wyrażający uprzejme zainteresowanie, i wreszcie White Haven westchnął.

— Chodzi o lady Harrington — przyznał. Caparelli uśmiechnął się w duchu — właśnie wygrał zakład sam ze sobą.

— Zakładam, że chodzi panu o sprawę między lady Harrington a Youngiem — sprecyzował, starannie dobierając słowa i intonację.