Neufsteiler jęczał z bólu, a z prawego ramienia wystawał mu odłamek drewna przypominający prymitywnie wyciosane drzewce strzały. Złapała go za głowę, spojrzała w oczy i odetchnęła z ulgą — były ciemne od bólu i strachu, ale przytomne, bez śladu szoku. Uśmiechnęła się i poklepała go po policzku.
— Trzymaj się, pomoc w drodze — pocieszyła go i przeniosła wzrok na LaFolleta.
Major opuścił broń i rozejrzał się po pobojowisku, które przed chwilą było jeszcze wnętrzem całkiem przyjemnej restauracji.
— Myślę, że tym razem nam się udało, milady — ocenił.
Przyklęknął przy Howardzie, sprawdził zacisk paska i puls i prawie się uśmiechnął.
— Dobra robota, milady. Bez tego paska moglibyśmy go stracić — pochwalił rzeczowo.
— I byłaby to wyłącznie moja wina — dodała cicho Honor. — Powinnam była cię posłuchać. — I spojrzała mu prosto w oczy, gdy odwrócił głowę.
— No cóż… tak zupełnie uczciwie to przyznaję, że nie podejrzewałem, by spróbował czegoś tak bezczelnego — stwierdził, nie wymieniając nazwiska: nie musiał, oboje wiedzieli, o kogo mu chodzi. — Po prostu byłem ostrożny, a teoretycznie rzecz biorąc, miała pani rację. Nie mieli prawa wiedzieć, gdzie będziemy, i czekać na nas. I nie czekali. Ktoś go zawiadomił, a on zaalarmował ekipę i wysłał ją pod wskazany adres. Weszli tu razem i rozglądali się intensywnie — to właśnie zwróciło moją uwagę. Tym razem po prostu mieliśmy szczęście, milady.
— Nie, majorze: ja miałam szczęście, pan był doskonały. Wszyscy byliście doskonali. Kiedy Willarda pozszywają, muszę pamiętać o podwyżce dla was — spróbowała to powiedzieć z humorem, ale nie bardzo jej wyszło.
Spotkało się jednak z pełnym uznania spojrzeniem LaFolleta — niewiele osób byłoby w tej sytuacji zdolnych choćby do próby.
— Niech się pani nie martwi naszymi zarobkami, milady — powiedział weselej. — Jak na warunki graysońskie i tak już jesteśmy nieprzyzwoicie bogaci. Za to niech mi pani obieca, że następnym razem, kiedy będę coś doradzał, straci pani choć kilka minut na zastanowienie się, czy przypadkiem nie mogę mieć racji.
— Aye, aye, sir! — Zgodziła się posłusznie.
I podniosła się do pozycji klęczącej, bowiem w sali wyglądającej jak krajobraz po bitwie pojawili się pierwsi policjanci.
ROZDZIAŁ XXIX
Georgia Sakristos potrząsnęła z niedowierzaniem głową, przyglądając się reporterom oblegającym miejską rezydencję earla North Hollow. Wiedziała, że Pavel jest głupi i bez pomocy nie zdołałby nawet dobrać skarpetek do pary, ale nie sądziła, że jest aż takim idiotą, by spróbować mordu w miejscu publicznym!
Co gorsza, zorganizował wszystko za jej plecami. Mogło to oznaczać dwie rzeczy: wiedział, że spróbuje go odwieść od tego pomysłu, i nie miał ochoty jej słuchać albo też przestał jej całkowicie ufać. Każda z tych możliwości znaczyła, że jej wpływ na niego zaczyna słabnąć, a nie była to miła perspektywa. Pozbawiony kontroli Pavel Young był dla otoczenia równie niebezpieczny jak reaktor, w którym rozpoczęła się reakcja łańcuchowa. Czego najlepszym dowodem była jego ostatnia i chyba najgłupsza decyzja.
Przeszła nie rzucającą się w oczy ścieżką prowadzącą przez ogród i biegnącą wzdłuż słodko pachnących zarośli, które całkiem skutecznie osłaniały idącego nią, i otworzyła kartą jeszcze mniej atrakcyjnie wyglądające drzwi. W rzeczywistości były pancerne i prowadziły do podziemnego parkingu. Kiwnęła głową pilnującemu ich strażnikowi, wyciągnęła kartę z zamka i skierowała się do głównej windy. Po drodze minęła nowego szofera sprawdzającego instalację zderzaka zbliżeniowego i starannie ukryła uśmiech, zastanawiając się, jak też by zareagował, gdyby dowiedział się, że autoryzując jego przyjęcie do pracy dokładnie zdawała sobie sprawę, dla kogo naprawdę pracuje.
Przestała o nim myśleć, wsiadając do windy. Co prawda pierwsza część jej planu powiodła się całkowicie, choć nie przebiegła dokładnie tak, jak sobie wyobrażała, druga, ważniejsza, ciągnęła się jednak nieprzyjemnie długo. Spodziewała się, że przyjaciele Harrington po prostu ukatrupią Summervale’a, gdy tylko wycisną z niego nazwisko zleceniodawcy. Tak się nie stało, ale to co nastąpiło, okazało się w sumie jeszcze lepszym rozwiązaniem. Kapitan Harrington okazała się groźniejsza niż Georgia ośmielała się marzyć!
Pojedynek był czystą radością dla oczu i ducha. Potem wyszło na jaw jeszcze coś — otóż Harrington była znacznie bogatsza niż Pavel sądził, a co ważniejsze, uczyła się szybko, jak skutecznie wykorzystywać to bogactwo. O tym ostatnim należało w przyszłości pamiętać, zwłaszcza gdyby — w co Georgia wątpiła — Harrington zdecydowała się odpłacić pięknym za nadobne po dzisiejszej próbie zabójstwa. Według jej opinii kapitan Harrington w przeciwieństwie do Younga wolała własnoręcznie zabijać swoich wrogów, a co istotniejsze — była do tego zdolna.
W sumie ta część zakończyła się idealnie, a druga zapowiadała się tak samo — kapitan Harrington była zdecydowana wyeliminować Younga definitywnie, tak jak chciała tego Georgia. Niestety, spieprzyła jak na razie sprawę, wygłaszając to oświadczenie dla prasy, bo wypłoszyła go tak, że prawie nosa z domu nie wystawiał. Gdyby tego nie zrobiła, bez większego trudu zdołałaby go gdzieś dopaść i wyzwać na pojedynek. A tego wyzwania nie mógłby nie podjąć.
Natomiast zachowała się doskonale z innego powodu — znalazła najlepszy i idealny wręcz sposób, by go ukarać. Mało brakowało, by robił pod siebie z przerażenia, a jeszcze gorsze skutki miało to dla jego politycznych planów. Publicznie opozycja go broniła, a to z tego prostego powodu, że nie miała wyjścia, natomiast w prywatnych rozmowach w swoim gronie nie zostawiała na nim suchej nitki; określenie „tchórz” należało do najłagodniejszych, jakich używano. Stał się pośmiewiskiem w każdym zakątku parlamentu poza salami obrad. Nawet jego bracia się z niego śmiali, zniesmaczeni jego zachowaniem. A najstarszy z nich, Stefan, już się nią zainteresował.
Co było średnio miłe, jako że był tylko odrobinę lepszy od Pavela. Doskonale zresztą zdawała sobie sprawę, że podstawowym powodem tego zainteresowania była chęć upokorzenia brata przez odbicie mu „jego” kobiety. Żaden z samców w tej rodzinie nie traktował, z tego co wiedziała, atrakcyjnych kobiet inaczej niż jak narzędzi. Tak samo zresztą jak wszystkich osób mniej wpływowych niż oni sami.
Stefan był jednak przynajmniej sprytniejszy od braciszka i jako jego następca — gdy usunie już interesującą ją teczkę — powinien okazać się łatwiejszy do manipulowania. Kimś mającym wyobraźnię zawsze łatwiej było sterować, zwłaszcza jeśli był ambitny i chciał władzy, a nie miał w tej materii dość doświadczenia. Natomiast wiedział, że ma je doradca posiadający znacznie skromniejsze ambicje.
Żeby jednak osiągnąć ten szczęśliwy stan, należało najpierw zakończyć doczesną egzystencję starszego brata, a tu rodził się poważny problem, bo Pavel był zbyt zajęty udawaniem żółwiopsa z Manticore, by kapitan Harrington mogła się fizycznie do niego zbliżyć. Georgia oparła się o ścianę, zastanawiając, czy w jakiś sposób może jeszcze pomóc jego wrogom, biorąc pod uwagę granice, których nie mogła przekroczyć bez narażania się na ryzyko. Wyszło jej, że nie ma takiego sposobu — mogła jedynie czekać.