Był wietrzny, mokry i chłodny ranek. Nisko na niebie wisiały deszczowe, szare chmury — ich pokrywa zasłaniała górne piętra co wyższych wież Landing. Podmuchy wiatru szarpały odzienie i szeleściły liśćmi rosnących przy samym murze drzew, zdmuchując z nich krople deszczu. Cisza panowała jak na cmentarzu, toteż aż się wstrząsnął, słysząc nagle obcy głos:
— Dzień dobry, milordzie. Jestem sierżant MacClinton, asystentka arbitra, którym dziś jest porucznik Castellano. Porucznik Castellano przesyła wyrazy uszanowania i prosi, by udali się panowie za mną.
Earl North Hollow kiwnął głową w urywanym, nerwowym geście, nie odważając się zaufać własnemu głosowi. Sierżant była zgrabną, atrakcyjną kobietą o tym typie urody, który powodował u niego automatyczne spekulacje dotyczące umiejętności łóżkowych. Dziś jej widok wywoływał jedynie desperackie pragnienie przeżycia. Z największym trudem powstrzymał się, by nie błagać jej, by przegnała ten koszmar i go obudziła, mówiąc, że już wszystko będzie dobrze.
Przyjrzał się jej twarzy, szukając… czegoś. I znalazł — pod maską zawodowej neutralności kryła się pogarda i coś znacznie, ale to znacznie gorszego. MacClinton spoglądała na niego z kliniczną obojętnością, jak patrzy się na kogoś, kto już jest martwy, tylko jeszcze o tym nie wie i dlatego się rusza.
Pospiesznie odwrócił wzrok i przełknął ślinę. A potem wbrew swej woli ruszył za policjantką przez mokrą, klaszczącą pod stopami trawę. Wilgoć błyskawicznie dostała mu się do butów i jego przeklęty umysł zajął się myśleniem, że powinien wziąć wysokie buty do pół łydki, a nie spacerowe półbuciki, jakby za parę minut mogło to mieć jeszcze jakiekolwiek znaczenie. Chciało mu się wyć, więc tak silnie zacisnął zęby, że go szczęki rozbolały.
Niespodziewanie policjantka zatrzymała się i przerażenie omal go nie zadusiło, bowiem znalazł się twarzą w twarz z Honor Harrington.
Nawet na niego nie spojrzała i to właśnie w jakiś sposób było bardziej przerażające, niż gdyby wpatrywała się weń z nienawiścią. Stała obok tego całego pułkownika Ramireza, a wiatr targał kilka kosmyków jej włosów, które uciekły z krótkiego warkocza. Połyskujące na nich i na berecie krople wody sugerowały, że przybyła wcześniej i czekała dobrą chwilę. Widział jedynie lewy profil jej twarzy pozbawionej jakiegokolwiek wyrazu, gdy Castellano recytował bezużyteczną prośbę o pokojowe załatwienie sprawy. Potem zajął się sprawdzaniem broni, a następnie Ramirez i Stefan na jego rozkaz załadowali magazynki pistoletów Do każdego włożyli zgodnie z Kodeksem Dreyfusa po pięć naboi. Im dłużej obserwował skupiony, obojętny spokój przeciwniczki, tym większe czuł przerażenie. Jej pewność siebie ściskała mu serce stalową obręczą, wspomagając paraliżującą panikę.
Zniszczyła go, a za parę chwil dokończy dzieła ostatecznie i definitywnie. Jego wieloletnie wysiłki, by ją ukarać, złamać czy upokorzyć, spełzły na niczym. A nawet gorzej, bo to ona zniszczyła jego, doprowadzając do tego zawstydzającego końca po dniach hańby i agonii. Nie dość, że go przeraziła, to spowodowała, że uświadomił sobie, że jest przerażony, i ujawniła tę prawdę wszystkim. I zmusiła go, by żył z tym przerażeniem, budząc się noc w noc z krzykiem w mokrej od potu pościeli.
Nagły przypływ nienawiści zastąpił częściowo przerażenie, zmieniając je w zwykły strach i likwidując paraliż. Ale pogłębiając panikę, bo tym wyraźniej zdał sobie sprawę z nieuchronności tego, co go czeka. Zaczął się pocić oleistymi kroplami i nagle zrobiło mu się zimno. Pistolet ciążył mu w dłoni niczym kotwica, a palce lewej ręki były tak zdrętwiałe, że omal nie wypuścił podawanego przez Stefana magazynka.
— Lady Harrington, proszę załadować!
Okrągłymi i wytrzeszczonymi oczyma obserwował, jak płynnym gestem wsunęła magazynek w kolbę i przybiła z gracją, zupełnie jakby występowała w balecie.
— Lordzie North Hollow, proszę załadować!
Magazynek nagle ożył, próbując wyśliznąć mu się ze spoconych palców, i chwilę trwało, nim udało mu się wepchnąć go na miejsce. Zaczerwienił się przy tym, świadom upokorzenia. Castellano beznamiętnie czekał, aż dokończy tę prostą czynność. Obserwujący go dotąd pogardliwie Ramirez dotknął ramienia Honor, skinął jej głową i odszedł. Stefan zamknął kasetę i cofnął się z miną, która miała oznaczać, że zastrzelenie go nie zakończy bynajmniej całej sprawy. I w tym właśnie momencie czekający na choćby jeden gest zrozumienia z jego strony Pavel dostrzegł fałsz i pustkę panujące od dawna w jego rodzinie. Bezsens, pychę i arogancję powodujące łącznie, że bratu nawet przez myśl nie przeszło, ile taki ostatni w życiu kontakt fizyczny by dla niego znaczył.
Świadomość ta przeminęła równie błyskawicznie, jak się pojawiła, ale wystarczyła, by wzbudzić świeżą falę nienawiści do sprawczyni tego wszystkiego, która jeszcze i to mu uzmysłowiła. Zupełnie jakby jego własny umysł zdecydowany był zadać mu ostateczny cios — dać świadomość, że nawet jeśli ją zabije, ona i tak wygra. W przeciwieństwie do niego bowiem osiągnęła coś i pozostawiła coś po sobie, jak choćby tych, którzy będą wspominać ją z szacunkiem. A on pozostawił po sobie jedynie pamięć niesławy, hańby i pogardy, od których lepsze byłoby wieczne zapomnienie.
— Proszę zająć miejsca! — polecił Castellano.
Young z trudem odwrócił się plecami do Harrington, czując jej bliskość tak, jak czuje się bliskość źródła ciepła. Desperacko przełykał raz za razem ślinę, gorączkowo próbując zwalczyć nudności.
— Zgodziliście się pojedynkować według zasad Kodeksu Dreyfusa — oznajmił porucznik Castellano. — Na komendę: „Marsz” każde z was przejdzie trzydzieści kroków. Na komendę: „Stój” zatrzymacie się natychmiast, czekając komendy: „Obrót”. Po jej usłyszeniu odwrócicie się twarzami do siebie i każde z was wystrzeli jeden pocisk. Jeżeli nikt nie zostanie postrzelony, opuścicie broń i pozostaniecie na miejscu, a ja spytam, czy strony uznają, że sprawa została honorowo załatwiona. Jeśli któreś z was powie „tak”, pojedynek zostanie zakończony. Jeżeli obie odpowiedzi będą negatywne, każde z was po komendzie: „Marsz” zrobi dwa kroki do przodu i poczeka na komendę: „Ognia”. Wówczas każde z was ma prawo wystrzelić jeden i tylko jeden pocisk. Cała procedura pytań, odpowiedzi i kroków będzie powtarzana tak długo, aż któreś z was uzna sprawę za honorowo załatwioną, zostanie ranne albo obojgu nie skończy się amunicja. Czy pan zrozumiał, lordzie Young?
— Zz… — Young odchrząknął. — Zrozumiałem.
Castellano skinął głową.
— Lady Harrington?
— Tak. — Powiedziała to niegłośno, ale wyraźnie i bez cienia paniki.
North Hollow miał ochotę otrzeć spocone czoło.
— Proszę przeładować broń!
Young skrzywił się, słysząc za plecami metaliczny szczęk. Zamek jego pistoletu stawił złośliwy opór spoconym palcom i wyśliznął mu się dwukrotnie. Dopiero za trzecim razem udało mu się wprowadzić nabój do komory. Opuścił broń, czując, jak policzki płoną mu z upokorzenia.
— Marsz! — polecił Castellano.
Earl North Hollow zamknął oczy, wyprostował się na ile mógł i zrobił pierwszy krok, czując, jak ogarnia go przerażenie.
Jeden strzał. To było wszystko, co musiał przetrwać, nim będzie mógł uznać sprawę za załatwioną „honorowo” i uciec. Tylko jeden strzał z sześćdziesięciu kroków… Z takiej odległości suka musi chybić!
Drugi krok… zimne stopy w mokrych półbutach… śmierdząca wilgocią ziemia mlaszcząca pod stopami… wiatr próbujący rozwiać zlepione potem włosy… i scena śmierci Denvera Summervale’a przed oczyma…