– Bo jestem urocza i bystra jak mało kto?
– Tak, jasne. – Przewrócił oczami. -Ale nie o to chodzi. Najfajniejsze jest to, że mogę po powrocie do domu opowiadać żonie, kogo to ja dziś przesłuchiwałem. Miliardera, senatora, włoskich arystokratów, gwiazdy filmowe. Mówię ci, urosłem w jej oczach.
– Cieszę się, że mogłam pomóc. – Udało jej się zmieścić zdezelowany wóz policyjny między mini-rolls-royce'em a zabytkowym mercedesem. – Tylko powściągnij swój zachwyt, jak będziemy wyciągać zeznania z tego aktora.
– Jestem zawodowcem. – Mimo to, kiedy wysiadał z samochodu, na jego obliczu gościł szeroki uśmiech. – Spójrz na ten dom. Chciałabyś tu mieszkać? – Parsknął śmiechem i odwrócił się od połyskującej w słońcu, zbudowanej ze sztucznego marmuru fasady wysokiego budynku. – Och, zapomniałem. Teraz coś takiego to dla ciebie slumsy.
– Całuj mnie w dupę, Feeney.
– Ejże, mała, wyluzuj. – Objął ją ramieniem i ruszyli w stronę drzwi. – To nie powód do wstydu, że zadurzyłaś się w najbogatszym człowieku na świecie.
– Nie wstydzę się, tylko nie lubię się nad tym rozwodzić.
Budynek był na tyle ekskluzywny, że oprócz elektronicznego systemu pilnował go także prawdziwy strażnik, z krwi i kości. Eve i Feeney pomachali mu odznakami przed nosem, po czym weszli do wyłożonego pozłacanym marmurem holu, ozdobionego bujnymi paprociami i egzotycznymi kwiatami w wielkich porcelanowych donicach.
– Co za kicz – burknęła Eve.
– Widzisz? Już się robisz zblazowana. – Feeney odsunął się na wszelki wypadek i podszedł do ekranu elektronicznego systemu bezpieczeństwa. – Porucznik Dallas i kapitan Feeney do Justina Younga.
– Proszę chwilę zaczekać. – Przesłodzony komputerowy głos zamilkł w oczekiwaniu na weryfikację ich tożsamości. – Dziękuję za cierpliwość. Pan Young oczekuje państwa. Proszę pójść do windy numer trzy. Miłego dnia.
6
– Jak chcesz to rozegrać? – Feeney wydął wargi i wlepił wzrok w małą kamerę pod sufitem windy. – Tak jak zwykle? Dobry glina/zły glina?
– Aż dziw bierze, że ta metoda ciągle jest skuteczna.
– Cywile są łatwymi celami.
– Zaczniemy tradycyjnie: przepraszamy za najście, jesteśmy wdzięczni za gotowość współpracy, i tak dalej, i tak dalej. Jeśli zacznie coś kręcić, możemy zmienić śpiewkę.
– Gdyby do tego doszło, ja chcę być złym gliną.
– Nie nadajesz się do tego, Feeney. Spójrzmy prawdzie w oczy.
Obrzucił ją ponurym spojrzeniem.
– Jestem od ciebie wyższy rangą, Dallas.
– A ja prowadzę to śledztwo i lepiej od ciebie odgrywam rolę złej. Pogódź się z tym.
– Dlaczego to ja zawsze muszę być dobrym gliną? – burknął rozżalony, kiedy wyszli z windy na skąpany w jasnym świetle korytarz, bijący w oczy – a jakże – pozłacanym marmurem.
W drzwiach apartamentu naprzeciwko windy jak na zawołanie stanął Justin Young. Eve nie omieszkała zauważyć, że ubrał się stosownie do roli dobrze sytuowanego, ale skorego do współpracy z policją świadka; miał na sobie kosztowne, żółto-brązowe płócienne spodnie i obszerną, jedwabną koszulę w tym samym kolorze. Do tego modne sandały o grubych podeszwach, z ozdobnym paskiem na podbiciu stopy.
– Witam, porucznik Dallas, kapitanie Feeney.
– Na jego pięknej twarzy o posągowych rysach malowała się powaga, a bystro patrzące zabójczo czarne oczy kontrastowały z falującą grzywką w kolorze pozłoty zdobiącej korytarz. Young wyciągnął rękę;
na palcu połyskiwał duży pierścień z onyksem. – Proszę wejść.
– Dziękuję, że zgodził się pan tak szybko z nami spotkać, panie Young. – Może rzeczywiście miała nieco skrzywiony punkt widzenia, ale jeden rzut oka na wnętrze wystarczył, by Eve uznała je za kwintesencję złego gustu.
– To takie straszne, takie okropne. – Young wskazał gościom dużą sofę w kształcie litery L, przykrytą poduszkami w jaskrawych barwach. Po drugiej stronie pokoju ekran medytacyjny zaprogramowany był na widok tropikalnej plaży o zachodzie słońca. – Nie mogę uwierzyć, że ona nie żyje, a tym bardziej, że zginęła tak straszną śmiercią!
– Przepraszamy za najście – zaczął Feeney, wchodząc w rolę dobrego gliny, a zarazem starając się nie gapić na ozdóbki i witraże. – Z pewnością bardzo pan przeżył to, co się stało.
– To prawda. Pandora była moją dobrą znajomą. Napiją się państwo czegoś? – Z gracją spoczął na miękkim fotelu, który wyglądał tak, jakby mógł połknąć małe dziecko.
– Nie, dziękuję. – Eve wierciła się niezgrabnie, usiłując odsunąć górę poduch.
– A ja coś sobie zamówię, jeśli nie mają państwo nic przeciwko temu. Odkąd dotarły do mnie te straszne wieści, niczego nie miałem w ustach. Trzymam się na nogach chyba tylko dzięki nerwom. – Pochylił się do przodu i wcisnął mały guzik na stole. -Poproszę kawę. – Usiadł wygodnie i uśmiechnął się lekko. – Na pewno chcecie mnie zapytać, co robiłem w czasie, kiedy popełniono morderstwo. Wiem, jak wygląda przesłuchanie; grałem w wielu kryminałach. Bywałem policjantem, podejrzanym, a nawet, w początkach kariery, ofiarą. Przy moim ekranowym wizerunku zawsze musiałem być niewinny.
Podniósł głowę. Oczom Eve ukazał się komiczny, a zarazem przerażający widok. Oto do pokoju wmaszerował ubrany w fartuszek służącej domowy android ze szklaną tacą, na której stała filiżanka na talerzyku. Justin, jakby nigdy nic, wziął kawę i podniósł ją obiema rękami do ust.
– Media nie podały, o której godzinie Pandora została zamordowana, ale wydaje mi się, że mogę dokładnie odtworzyć wszystko, co robiłem wczoraj wieczorem. Mniej więcej do północy byłem u niej na małej imprezie. Wyszedłem stamtąd z Jerry, to znaczy Jerry Fitzgerald, i razem wpadliśmy na drinka do pobliskiego prywatnego klubu Ennui. Ostatnio stał się bardzo modny i dobrze jest od czasu do czasu w nim się pokazać. Zdaje się, że siedzieliśmy tam do około pierwszej. Potem przez pewien czas zastanawialiśmy się, czy nie zajrzeć do paru innych lokali, ale, przyznam, mieliśmy już dosyć i alkoholu, i towarzystwa innych ludzi. Przyszliśmy więc tutaj i byliśmy razem aż do dziesiątej. O tej porze Jerry miała się z kimś spotkać. Kiedy wyszła, zacząłem pić poranną kawę, włączyłem wiadomości i usłyszałem, co się stało z Pandorą.
– No, to obskoczył pan cały wieczór – zauważyła Eve. Wyrecytował wszystko, pomyślała, jak dobrze przygotowaną kwestię w sztuce. – Będziemy musieli porozmawiać z panią Fitzgerald, by zweryfikować pańskie zeznania.
– Ależ oczywiście. Czy chcecie państwo, żebym ją poprosił już w tej chwili? Jest w pokoju wypoczynkowym. Śmierć Pandory była dla niej sporym wstrząsem.
– No to niech sobie jeszcze trochę odpocznie – uznała. – Mówił pan, że przyjaźnił się z Pandorą. Czy byliście kochankami?
– Od czasu do czasu, nie było to nic poważnego.
Obracaliśmy się w tych samych kręgach i tyle. Poza tym, jeśli wolno mi w takiej chwili pozwolić sobie na brutalną szczerość, Pandora preferowała mężczyzn, których mogła łatwo owinąć wokół palca, zastraszyć. – Błysnął uśmiechem na znak, że on do takich nie należy. -Wolała facetów, którzy dążyli do sukcesu, od tych, co go osiągnęli. Nie życzyła sobie dzielić sławy z kimkolwiek. Feeney wpadł mu w słowo.
– Z kim spotykała się przed śmiercią?
– Zdaje się, że miała kilku kochanków. Jednego z nich poznała na Starlight Station; nazywała go „przedsiębiorcą", ale jakoś tak ironicznie. Poza tym był ten świetnie zapowiadający się projektant mody, zdaniem Jeny, prawdziwy geniusz. Jak on się nazywał? Michelangelo, Puccini, Leonardo, coś w tym stylu. No i jeszcze Paul Redford, producent filmowy, który był z nami tamtej nocy.