Выбрать главу

Usiadła wygodniej, zamknęła oczy i opowiedziała mniej więcej tę samą historię co Justin, choć wyglądało na to, że utarczka Pandory z Mavis mocniej zapadła jej w pamięć.

– Muszę przyznać, trzymałam za nią kciuki. To znaczy, za tę małą, nie za Pandorę. Miała oryginalny styl – zamyśliła się Jerry – dziwny, zapadający w pamięć… jakby połączyć sierotkę z amazonką. Dzielnie sobie radziła, to prawda, ale gdyby Justin i Paul ich nie rozdzielili, Pandora sprawiłaby jej niezły łomot. Nie na darmo godzinami przesiadywała w siłowni. Kiedyś na moich oczach dosłownie cisnęła konsultantem mody przez całą szerokość pomieszczenia tylko dlatego, że biedak przed pokazem źle oznakował jej dodatki. W każdym razie…

Machnęła ręką, otworzyła szufladę mosiężnego stolika stojącego przy fotelu i wygrzebała emaliowane pudełko. Wyjęła połyskującego czerwonego papierosa, zapaliła i wydmuchnęła perfumowany dym.

– W każdym razie, ta dziewczyna początkowo starała się przemówić Pandorze do rozsądku, dogadać się z nią co do Leonarda. To projektant mody. Domyśliłam się, że kręcił z tą małą, a Pandora nie zamierzała pozwolić mu odejść. Niedługo ma się odbyć zorganizowany przez niego pokaz. – Na jej usta znów wypłynął koci uśmiech. – Skoro Pandory nie ma już wśród nas, to ja będę musiała mu pomóc.- Dotąd nie planowała pani udziału w tym pokazie?

– Pandora była główną gwiazdą. Jak już mówiłam, parę razy zdarzyło się nam razem pracować. Nakręciłyśmy wspólnie parę filmów. Szkopuł w tym, że Pandora, owszem, była ładna, miała prezencję, ale kiedy musiała przeczytać kwestię innego aktora albo zaprezentować przed kamerą cały swój urok, to po prostu zmieniała się w drewniany kloc. To było okropne. Natomiast ja, ja jestem dobra. – Zamilkła i wydmuchnęła dym z ust. – Naprawdę dobra i dlatego skoncentrowałam się na pracy w filmie. Ale… udział w tym pokazie, przygotowanym właśnie przez tego projektanta, zapewni mi obecność w mediach i tym samym przysporzy popularności. Wiem, że mówię, jakbym była bez serca. Przykro mi. – Wzruszyła ramionami. – Takie jest życie.

– Innymi słowy, jej śmierć nastąpiła w bardzo korzystnym dla pani momencie.

– Kiedy trafia mi się okazja, wykorzystuję ją. Ale nie zabijam dla kariery. – Znów wzruszyła ramionami. – To byłoby raczej w stylu Pandory.

Nachyliła się do przodu, a jej tunika rozsunęła się niebezpiecznie.

– Dobrze, dość owijania w bawełnę. Jestem czysta. Całą noc spędziłam w towarzystwie Justina, ostatni raz widziałam Pandorę około północy. Mogę być z wami szczera: nie znosiłam jej, rywalizowałyśmy ze sobą w branży, a poza tym wiedziałam, że chciała odbić mi Justina, wyłącznie dla kaprysu. I może nawet by jej się to udało. Ale z powodu mężczyzny też nie zabiłabym nikogo. – Obrzuciła Feeneya ciepłym spojrzeniem. – Na świecie jest tak wielu uroczych mężczyzn. Prawdę mówiąc, ten apartament nie pomieściłby wszystkich ludzi, którym Pandora zalazła za skórę. Ja jestem tylko jedną z wielu.

– W jakim nastroju była tamtej nocy?

– Podniecona i zdenerwowana. – Jeny odchyliła głowę do tyłu i zaniosła się głośnym śmiechem.

– Nie wiem, czego się nałykała, ale iskry strzelały jej z oczu. Wydawało się, że działa na przyspieszonych obrotach.

– Pani Fitzgerald – zaczął Feeney niemal przepraszająco – czy uważa pani, że Pandora wzięła jakiś niedozwolony środek?

Zawahała się przez chwilę, po czym wzruszyła alabastrowymi ramionami.

– Żaden legalny specyfik nie poprawia tak samopoczucia, mój drogi. Ani nie czyni cię agresywnym. A tamtego wieczora Pandora czuła się doskonale i była agresywna. Czegokolwiek się najadła, popijała to wiadrami szampana.

– Czy Pandora częstowała nielegalnymi substancjami panią i pozostałych gości? – spytała Eve.

– Nie, nie podzieliła się ze mną. Z drugiej strony, wiedziała, że ja nie biorę. Moje ciało to świątynia. – Uśmiechnęła się, widząc, że spojrzenie Eve spoczęło na jej szklance. – Drink proteinowy. Czyste białko. A to? – Machnęła cienkim papierosem.

– Wegetariański, z domieszką dozwolonych środków uspokajających. Widziałam wielu znanych ludzi, którzy w mgnieniu oka stoczyli się na samo dno. Ja zamierzam cieszyć się długą, szczęśliwą karierą. Pozwalam sobie na trzy ziołowe papierosy dziennie i od czasu do czasu wypijam lampkę wina. Żadnych chemicznych substancji pobudzających, żadnych uszczęśliwiających pigułek. Z drugiej strony… – Odstawiła szklankę. – Pandora była mistrzynią w ćpaniu. Wszystko by połknęła.

– Wie pani, kto był jej dostawcą?

– Nie przyszło mi do głowy, żeby zapytać. Po prostu nie obchodziło mnie to. Ale gdybym miała zgadywać, powiedziałabym, że znalazła sobie jakieś nowe prochy. Była ożywiona jak nigdy, a poza tym, co muszę z przykrością przyznać, wyglądała lepiej, młodziej niż zwykle. Miała gładką, świeżą skórę. Wydawało się, że bije od niej blask. W pierwszej chwili pomyślałam, że przeszła kurację odmładzającą, ale obie korzystamy z usług salonu kosmetycznego Paradise, a tego dnia Pandora w nim się nie pojawiła. Wiem o tym, bo sama tam byłam. W końcu zapytałam ją o to, ale tylko się uśmiechnęła i powiedziała, że odkryła sekret piękna i zarobi na tym masę pieniędzy.

– Interesujące – skwitował Feeney, wgramoliwszy się do samochodu Eve. – Rozmawialiśmy już z dwiema z trzech osób, które widziały ofiarę ostatnie. Obydwie jej nie znosiły.

– Mogli to zrobić do spółki – rozmyślała na głos Eve. – Jerry Fitzgerald znała Leonarda i chciała z nim pracować. Nic łatwiejszego, niż zapewnić sobie nawzajem alibi.

Feeney poklepał kieszeń, do której schował dyski z kamer monitorujących budynek.

– Zobaczymy, co da się z tego wyciągnąć. Wydaje mi się, że nadal nie znamy motywu zabójstwa. Sprawca nie tylko chciał zabić Pandorę, ale dosłownie wymazać ją z powierzchni ziemi. Musiał wpaść w szał. A mam wrażenie, że tych dwojga nic nie jest w stanie wyprowadzić z równowagi.

– Wystarczy poruszyć właściwe struny i każdy się wścieknie. Chcę zajrzeć do ZigZaga, żeby sprawdzić, czy da się udowodnić, o której była tam Mavis. Prócz tego musimy skontaktować się z tym producentem, umówić się na rozmowę. Mógłbyś sprawdzić biura wynajmu samochodów? Nie wyobrażam sobie, aby nasza bohaterka pojechała do Leonarda metrem czy autobusem.

– Jasne. – Wyjął komunikator. – Jeśli zamówiła taksówkę albo wynajęła wóz, za parę godzin będziemy to wiedzieli.

– To dobrze. Przy okazji sprawdź, czy pojechała tam sama, czy też miała towarzystwo.

Za dnia ZigZag świecił pustkami; dopiero w nocy zaczynał tętnić życiem. Teraz, w południe, siedzieli w nim głównie turyści i zabiegani yuppies, których nie odstraszały ani obskurny wystrój, ani gburowata obsługa. Klub przywodził na myśl wesołe miasteczko, które nocą olśniewa swoim przepychem, ale w ostrym świetle dnia wychodzi na jaw cała jego szpetota. Mimo to wciąż zachowywał swą nieokreśloną tajemniczość, przyciągającą tłumy marzycieli.

W knajpie słychać było monotonną muzykę, która zaraz po zachodzie słońca zostanie nastawiona na cały regulator. W otwartym dwupoziomowym pomieszczeniu rzucało się w oczy pięć kontuarów oraz dwa obrotowe parkiety, uruchamiane o dziewiątej wieczorem. Teraz stały nieruchomo, ustawione jeden na drugim, pokiereszowane przez setki roztańczonych nóg.

W porze lunchu oferta klubu ograniczała się do kanapek i sałatek, nazwanych na cześć nieżyjących piosenkarzy rockowych. Tego dnia szef kuchni polecał biały chleb z masłem orzechowym, bananami, cebulą vivaldia i fasolą jalapeno. Elvis i Joplin Combo.