– Nasza – poprawił ją.
– Tak czy inaczej, nie mam ochoty słuchać historii o nim.
– Prawdę mówiąc, jest to raczej opowieść o mnie i o pewnym wydarzeniu, która być może pozwoli ci lepiej zrozumieć to, co cię dręczy. – Popatrzył, jak Eve podnosi filiżankę do ust, i w myśli obliczył, że wystarczy mu czasu. – Kiedy byłem bardzo młody i wałęsałem się po ulicach Dublina, poznałem pewnego człowieka i jego córkę. Ta mała była złotowłosym aniołem, obdarzonym najpiękniejszym uśmiechem w niebie i na ziemi. Obydwoje parali się drobnymi oszustwami. Nic poważnego, ot, kantowali jakichś frajerów, żeby zarobić na życie. W tamtym czasie i ja tkwiłem w tej branży, ale lubiłem urozmaicenie, więc od czasu do czasu dla rozrywki okradałem ludzi i organizowałem gry hazardowe. Mój ojciec żył, kiedy poznałem Summerseta, który wtedy jeszcze tak się nie nazywał, i jego córkę, Marlenę.
– Czyli twój szanowny kamerdyner był oszustem – powiedziała Eve między jednym kęsem a drugim. – Zawsze wydawał mi się podejrzany.
– O, był mistrzem w swoim fachu. Wiele się od niego nauczyłem, ale mam nadzieję, że i on przejął ode mnie parę sztuczek. W każdym razie, pewnego dnia, po tym jak mój drogi tatuś ze szczególnym entuzjazmem przyłożył się do garbowania mi skóry, to właśnie Summerset odnalazł mnie, nieprzytomnego, w jakiejś alejce. Wziął mnie do swojego domu i zaopiekował się mną. Nie miał pieniędzy na lekarza, a ja nie miałem karty medycznej. Miałem za to połamane żebra, wstrząs mózgu i pogruchotane ramię.
– Przykro mi. – Ten obraz przywołał w jej pamięci inne, które zawsze sprawiały, że zasychało jej w ustach. – Życie jest do dupy.
– W moim przypadku takie właśnie było. Summerset okazał się człowiekiem o wielu umiejętnościach. Miał pewne przygotowanie medyczne, w swojej działalności często udawał lekarza. Nie posunąłbym się do stwierdzenia, że uratował mi życie; byłem młody, silny i przyzwyczajony do bólu, ale Summerset oszczędził mi niepotrzebnego cierpienia.
– Jesteś jego dłużnikiem. – Eve odstawiła pusty talerz. – Rozumiem. Nie ma sprawy.
– Nie, nie o to chodzi. Byłem jego dłużnikiem. Spłaciłem swój dług. Nieraz ja wyciągałem go z opresji. Po nieopłakiwanej śmierci mojego ojca zostaliśmy wspólnikami. Nie powiedziałbym, że mnie wychował; sam się o siebie troszczyłem, ale Summerset dał mi coś, co można by nazwać rodziną. Kochałem Marlenę.
– Jego córkę. – Musiała potrząsnąć głową, by się skupić. – Zapomniałam. Trudno wyobrazić sobie tego starego durnia w roli ojca. Gdzie ona jest teraz?
– Nie żyje. Miała czternaście lat, ja szesnaście. Mieszkaliśmy ze sobą przez prawie sześć lat. Jedno z moich hazardowych przedsięwzięć przynosiło niezłe zyski; zwróciło to uwagę pewnego niewielkiego, ale szczególnie brutalnego syndykatu. Ci ludzie uznali, że wkraczam na ich terytorium; ja zaś byłem przekonany, że wytyczam własne. Zaczęli mi grozić, jednak byłem na tyle arogancki, że ich zignorowałem. Raz czy dwa próbowali dostać mnie w swoje ręce, pewnie po to, żeby dać mi nauczkę, ale zawsze im się wymykałem. Poza tym zdobywałem coraz większe wpływy i prestiż. Zarabiałem spore pieniądze. Nasze oszczędności wystarczyły na kupno małego, całkiem przyzwoitego mieszkania. W którymś momencie Marlena zakochała się we mnie.
Zamilkł na chwilę i wbił wzrok w swoje dłonie, rozpamiętując z żalem przeszłość.
– Mnie bardzo na niej zależało, ale nie chciałem jej jako kochanki. Była piękna i wprost niewiarygodnie niewinna, mimo warunków, w jakich dorastała. Patrzyłem na nią tak, jak mężczyzna, bo wtedy już byłem mężczyzną, patrzy na doskonałe dzieło sztuki; z niemym zachwytem. Nie miałem żadnych nieprzyzwoitych myśli. Ona jednak inaczej zapatrywała się na te sprawy; pewnej nocy przyszła do mojego pokoju i chciała mi się oddać. Nie zrobiła tego bynajmniej wulgarnie; zachowywała się słodko, niewinnie, a ja poczułem się oburzony, wściekły i do głębi wstrząśnięty. Dlatego, że byłem mężczyzną i musiałem walczyć z pokusą.
Podniósł roziskrzone oczy na Eve.
– Strasznie ją wtedy potraktowałem. Była zdruzgotana. Była tylko dzieckiem, a ja ją odrzuciłem. Nigdy nie zapomnę tego, jak na mnie patrzyła. Ufała mi, wierzyła, a ja, czyniąc to, co uważałem za słuszne, zawiodłem ją.
– Tak jak ja zawiodłam Mavis.
– Tak jak ty uważasz, że ją zawiodłaś. Ale to nie wszystko. Tej nocy Marlena bez słowa wyszła z mieszkania. Następnego dnia ludzie, przed którymi się ukrywałem, zawiadomili nas, że mają ją w swoich rękach. Przysłali nam jej zakrwawione ubranie. Po raz pierwszy i ostatni w życiu widziałem Summerseta w stanie całkowitej depresji. Dosłownie opuściły go wszystkie siły. Spełniłbym wtedy każde żądanie tamtych, oddałbym im siebie w zamian za nią. Tak jak ty, gdybyś mogła, oddałabyś siebie w zamian za Mavis.
– Tak. – Eve niepewnie odstawiła pustą filiżankę. – Zrobiłabym dla niej wszystko.
– Czasem człowiek za późno zdaje sobie z tego sprawę. Skontaktowałem się z porywaczami, powiedziałem, że jesteśmy skłonni pertraktować, błagałem, żeby nie robili Marlenie krzywdy. Ale było za późno. Zgwałcili ją i znęcali się nad nią, nad tą rozkoszną czternastoletnią dziewczynką, która czerpała z życia tyle radości i która dopiero zaczynała odkrywać sekrety bycia kobietą. Parę godzin po tym, jak nawiązałem kontakt z jej oprawcami, ciało Marleny zostało podrzucone pod moimi drzwiami. Dla nich była tylko środkiem do celu, wykorzystali ją, żeby pokazać konkurentowi, uzurpatorowi, gdzie jego miejsce. Nawet nie widzieli w niej ludzkiej istoty, a ja nie mogłem w żaden sposób cofnąć tego, co się stało.
– To nie była twoja wina. – Wzięła go za ręce. – Tak mi przykro. Ale to nie była twoja wina.
– Wiem. Minęło jednak wiele lat, zanim w to uwierzyłem, zanim to zrozumiałem i zaakceptowałem. A Summerset nigdy mnie nie winił, Eve, choć mógł. Córka była dla niego wszystkim i zginęła w męczarniach z mojego powodu. Ale ani razu nie obarczył mnie za to winą.
Eve westchnęła i zamknęła oczy. Wiedziała, co Roarke chce dać jej do zrozumienia, opowiadając tę historię, mimo bólu, jaki mu to sprawiało. Ona, Eve, też była całkowicie bez winy.
– Nie mogłeś niczemu zapobiec. Mogłeś tylko mieć wpływ na to, co stanie się później; podobnie ja mogę tylko zrobić wszystko, co w mojej mocy, by wyjaśnić sprawę Mavis. – Z trudem podniosła ciężkie powieki. – Co było potem, Roarke?
– Wytropiłem ludzi, którzy to zrobili, i zabiłem, jednego po drugim, maksymalnie wydłużając ich cierpienia. – Uśmiechnął się. – Każdy inaczej pojmuje sprawiedliwość, Eve.
– Zemsta to nie sprawiedliwość.
– Dla ciebie nie. Ale znajdziesz sposób, by wybronić Mavis. Nikt w to nie wątpi.
– Nie mogę pozwolić, by stanęła przed sądem.
– Głowa jej opadła; Eve otrząsnęła się i podniosła półprzytomne oczy. – Muszę znaleźć… muszę iść…
– Nie mogła nawet podnieść ręki. – Cholera, Roarke, niech cię diabli. To był środek usypiający.
– Idź spać – mruknął, po czym ostrożnie odpiął jej kaburę i odłożył ją na bok. – Połóż się.
– Wmuszanie środków odurzających w nieświadomych tego ludzi jest pogwałceniem… – Opadła na poduszki i poczuła, jak Roarke rozpina jej koszulę.
– Aresztujesz mnie rano – zasugerował jej. Rozebrał ją, potem siebie, a następnie wsunął się do łóżka. -Teraz już śpij.
Zasnęła, ale dopadły ją sny.
8
Obudziła się w nie najlepszym nastroju. Była sama, jako że Roarke przezornie wcześniej wycofał się z sypialni. Miał szczęście, że środek usypiający nie pozostawił po sobie żadnych przykrych następstw. Eve była rześka i wkurzona.